Nie jestem idealna. Byłabym raczej niepoważna, myśląc, że
w moim przypadku to jest w ogóle możliwe. Ale się staram. Staram się robić
wszystko tak, by było lepiej, niż tylko dobrze, a ostatnio wszystko mi wylatuje
z rąk i nie potrafię niczego zrobić chociażby poprawnie. Pocięłam się nożem,
dałam się pocałować Kaulitzowi i pozwoliłam mu odejść, a teraz siedzę w
łazience i próbuję wymyślić stosowną minę, która by pokazała, że wcale się to
na mnie nie odbiło jak w rzeczywistości. Co chwilę sprawdzam, czy Marina
przypadkiem za mną nie stoi i mnie nie obserwuje i doskonale zdaję sobie
sprawę, że wyglądam jak idiotka. Umalowana, uczesana i ubrana jak lalka,
strojąca miny jak wiedźma, której zabrakło eliksiru odmładzającego. Prychnęłam
sfrustrowana. Jak ja mam ukryć przed nim swoje emocje, by niczego nie zobaczył?
Cholera, to graniczyło z cudem, a ja nigdy nie miałam z nimi do czynienia...
-... bo mówiłem mu, żeby poszedł wcześniej spać, ale mnie
nie słuchał. Pewnie myślał, że żartuję. Ale czy ja kiedykolwiek żartowałem o
wstawaniu wczesną porą? Ani razu. No i widzisz efekt. Potrzebujemy kawy. Dużo.
Najlepiej cały dzbanek, a wtedy będziemy chodzić jak w zegarku.
- Stary, weź się uspokój, robisz za dużo szumu wokół
swojej osoby, a nikt nas nie nagrywa, okej? Pojebały ci sytuacje. Nie wstaliśmy
wcześnie na wywiad, tylko... żeby pogotować trochę. Czy coś.
Odwróciłam się dokładnie w momencie, gdy do kuchni wpadł
Bill, jakby został tu wepchnięty, a zaraz za nim Tom i zdezorientowana Marina
na granicy wybuchu śmiechu. Obaj byli ubrani w dresy, Bill szare, Tom białe i
obaj mieli na sobie czarne bawełniane koszulki. O dziwo totalnie zwykłe, bez
żadnych markowych emblematów. Zacisnęłam zęby, czując skok ciśnienia oraz
serce, które w tempie ekspresowym wskoczyło o piętro wyżej tak samo jak
skurczony żołądek. Automatycznie złapałam się za brzuch, w którym eksplodowały
motylki i przyszło mi do głowy, że prawdopodobnie nigdy się do tego nie
przyzwyczaję. Z drugiej strony znam go tylko kilka dni, więc może to było
jeszcze do wynegocjowania? Nie wiedziałam. A gdy na niego patrzyłam, było mi
jakoś tak wszystko jedno. Obaj wyglądali, jakby nie spali całą noc i spojrzałam
na zegarek, marszcząc czoło. Nie było jeszcze ósmej. Czy on nie zaoferował się,
że pomoże mi w lunchu? To co oni tu robili tak wcześnie?
- Jaki szum? Po prostu mówię, a to chyba nie powinno cię
dziwić, bo...
- Mówisz cały czas, wiem. Zamknij się. – burknął Tom i
ziewnął głośno, drapiąc się po głowie.
- Ty im kazałaś przyjść o tej godzinie? – spytała Marina,
wymijając ich, by spojrzeć na mnie podejrzliwie i sceptycznie na bliźniaków.
Wyglądali niechlujnie w porównaniu do nas i to obaj, nie tylko starszy z braci.
Z wrażenia zapomniałam się zażenować tym, że wczoraj Bill mnie pocałował tak,
że byłam mokra jeszcze przez długi czas.
- Zwariowałaś? Ja im nawet nie kazałam przyjść pomagać w
czasie lunchu, a co dopiero z samego rana. – odparłam spokojnie, co było jak na
mnie dość zaskakujące, a Tom szturchnął bliźniaka, który ziewał, otwierając
szeroko usta, aż mi samej zachciało się nagle spać.
- Widzisz, debilu? Nie potrzebują nas. – oznajmił
poważnie.
- Co mówiłeś? Nie słyszałem przez ziewanie.
- O Boże...
Spojrzałyśmy po sobie z Mariną i nie wiedziałam, jakim
cudem, ale obie zdecydowałyśmy dostarczyć im kawę, póki miałyśmy jeszcze
kilkanaście minut do otwarcia. Zostawiłyśmy ich w kuchni, by za ladą wyciągnąć
kubki i wlać do nich prawie połowę ekspresu. Te kubki akurat były wyjątkowo
duże i mieściły dużo kawy, której oni najwyraźniej pilnie potrzebowali.
- Coś mi się wydaje, że dzisiaj będzie ciekawy dzień. –
zauważyła słusznie moja przyjaciółka, a ja skinęłam głową, w zupełności się z
nią zgadzając.
- Ale ja naprawdę nie kazałam im tu przyjść.
- Domyślam się. Billowi na pewno byś tego nie kazała, co?
– parsknęła śmiechem, a ja przewróciłam oczami. Dobra, miała rację, ale co z
tego?
Wróciłyśmy z sali, a oni wciąż się o coś sprzeczali.
Sytuacja była surrealistyczna. Kto normalny ich statusu by przychodził, by
pomagać w kuchni? Ale oni wyglądali, jakby im to nie przeszkadzało, pomijając
wczesną godzinę. Dziwni.
- Ludzie, kto mnie pokarał takim bratem?
- Mama, Tom. Była tak samo niesprawiedliwa w stosunku do
mnie, więc nie jęcz. O, kawa! – przysięgam, że gdyby Bill miał w oczach lampki,
to właśnie by mu się zaświeciły. Wystartował do mnie, jakby wcale nie był taki
senny i prawie wylał zawartość kubka, kiedy mi go wręcz wyrywał z ręki. –
Cześć, Aida. – zreflektował nagle i usłyszałam głośne plaśnięcie, gdy Tom
przywalił sobie z otwartej dłoni w czoło. Marina zachichotała wściekle, a ja posłałam
litościwe spojrzenie Billowi, który znowu uśmiechał się do mnie szeroko.
- Tak, cześć. Pij to. – wskazałam podbródkiem na kubek, a
Kaulitzowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, bo chwilę później pochłonął kawę
z mlekiem, jakby był wampirem, który musiał wyssać krew do cna. Ciekawe, czy
puls mu skoczy po tak nienaturalnie dużym zastrzyku kofeiny i czy nie zacznie
świrować, bo to raczej byłoby niewskazane. Chyba że przejdzie mu w ciągu kilku
minut, to nie będę się czepiać.
Bill miał ciągle zabawnie zmrużone oczy, jakby nie miał
wystarczająco dużo siły, by całkowicie podnieść powieki. Zarost mu odrobinę
ściemniał i och... Ściśnięte wnętrzności można było ścierpieć, by móc na niego
patrzeć z takiej odległości, a gdy tylko odsunął kubek od ust, poczułam kolejną
gwałtowną eksplozję motylków w brzuchu. Jezu, te usta mnie całowały tak, że w
jednej sekundzie wybaczyłam sobie to, że on jeden zrobił tak wielki krok w
znajomości w ciągu tak krótkiego czasu, kiedy innym na to nie pozwalałam. Jemu
było warto. Brązowe tęczówki zwróciły się w moją stronę i w jednej haniebnej
chwili zdałam sobie sprawę, że stałam stanowczo za blisko i gapiłam się zbyt
intensywnie. Potrząsnęłam głową i odwróciłam się, szukając sobie jakiegoś
zajęcia. Och, mogłam wystawić babeczki na paterę.
- Tak się zastanawiałem... – zaczął Tom, tłumiąc dłonią
beknięcie i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że z jakiegoś nieznanego mi powodu
zachowują się przy nas całkowicie normalnie. Może ta wczesna pora nie była
takim złym pomysłem. Za moment pewnie starszy Kaulitz przywdzieje maskę, a
młodszy zacznie mnie mentalnie napastować, nic przy tym tak naprawdę nie
robiąc. – w przeciwieństwie do mojego brata oczywiście... W czym mamy wam
pomagać z rana?
- Przestań robić ze mnie debila.
- Stwierdzam fakt.
- Trochę przerysowany jak zwykle.
- Ale...
- Zamknij się i nie psuj mi humoru. – warknął Bill na
Toma i obaj zmierzyli się morderczymi spojrzeniami, jakby mieli rzucić się za
chwilę sobie do gardeł. Zatrzymałam się z blachą pełną kolorowych babeczek i
zerknęłam na nich z rezerwą. Chyba jednak nie mieli zamiaru tego robić, prawda?
Nie czułam się na siłach, by ich rozdzielać, tym bardziej, że niedługo musimy
otworzyć Damar’s Place. Boże, jak to się właściwie stało, że praktycznie obcy
faceci wprosili mi się do mojej prawie osobistej kuchni? To, że są dziwni, nie
może być przecież wytłumaczeniem na wszystko. Przeniosłam wzrok na Marinę, ale
ona chyba nie ogarnęła tego tak samo jak ja. – Więc w czym mamy pomagać? –
spytał mnie nagle młodszy z braci, a drugi pokiwał głową, jakby wcale się przed
chwilą nie sprzeczali.
- Cóż, ja... – jak by to ująć? – Ja wam nie kazałam
przyjść, bo zostałam postawiona przed faktem dokonanym, także... I jest za
wcześnie na lunch, a to wtedy jest najgorzej... – wzruszyłam ramionami. Nie do
końca wiedziałam, co im powiedzieć, kiedy faktycznie nie ma tu chyba nic dla
nich do roboty.
- Bill, debilu... – westchnął Tom i usiadł na blacie
stołu, pijąc kawę, jakby nawet się nie zdenerwował. – Więc co robicie z rana,
zanim macie lunch? – drążył, przyglądając mi się znów w ten sam sposób. Jakby
mnie oceniał.
- Sprzedajemy i robimy śniadania. – odparła Marina, zanim
zdążyłam odpowiedzieć. Wzrok Toma swobodnie przewędrował na moją przyjaciółkę i
odetchnęłam z ulgą, czując, że dłoń zaczynała mi drżeć od zbyt długiego
trzymania blachy. – Ale to nie jest nic trudnego, poza tym mogłabym przecież
się zamienić z Aidą...
- Czuję się tutaj niechciany. – oznajmił gitarzysta
poważnym tonem i poczułam, że zrobiło mi się gorąco. Boże, co za głupia
sytuacja. – Ale dziękuję za kawę. – uniósł kubek do góry i skinął Marinie
głową.
- Więc możemy pomóc ze śniadaniami... – zaczął Bill, ale
przerwała mu moja przyjaciółka.
- Ale dla własnego dobra trzymałabym się od sali z
daleka, bo wasze fanki często tutaj zachodzą i zachowują się jak dzicz. –
zauważyła trzeźwo Marina, a ja przytaknęłam. Dłoń zaczęła mi powoli drętwieć,
ale wciąż nie uznałam, że mogę spokojnie wyjść z kuchni, póki nie rozwiążemy
tej sytuacji. Co prawda palec wciąż mnie bolał, ale nie było aż tak źle jak wczoraj.
Z drugiej strony nie chciałam, żeby wychodzili, bo z nimi było... inaczej.
Rutyna w Damar’s Place była zabijająca. A poza tym Bill...
Odetchnęłam i zmieniłam rękę, zaciskając usta w wąską
linię, gdy przez nacisk blachy w palcu znów odezwał się ból. Nie, jednak nie
bolało mniej. Z powrotem przeniosłam blachę na prawą dłoń i mając gdzieś
poczucie kultury, wyszłam na salę, by wyłożyć cholerne babeczki na swoje
miejsce. Głupie sytuacje nie były moją mocną stroną. Wolałam, gdy wszystko było
jasne, gdy miałam kontrolę, a jeśli nie ja, to ktokolwiek inny, kto by ustawił
wszystko do pionu. Nie umiałam zapanować nad Kaulitzami, bo uosabiali coś,
czego nie znałam i choć być może przyczyna była oczywista – nie miałam z nimi
do czynienia – efekt był tragiczny. Ale kto powiedział, że każde początki
bywają łatwe?
Wyłożyłam babeczki na paterę na ladzie i oparłam się o
blat, wzdychając ciężko. Weź się w garść, zanim sobie pójdą. A co by było,
gdybyśmy się zdecydowały na pracowników? Umiałaś rządzić ludźmi, prawda?
Ścisnęłam blachę w prawej ręce i stanowczym krokiem
wkroczyłam do kuchni.
- Potrzebuję pomocy przy czynnościach, która wymaga
użycia dwóch dłoni, w związku z czym potrzebuję pomocy przy posługiwaniu się nożem,
czyli krojenie, obieranie i tym podobne, więc jeśli chcecie pomóc także przy śniadaniach, będę wam
wdzięczna. – rzuciłam na jednym wydechu, wkładając w swój głos tyle stanowczości,
na ile było mnie stać i chyba przesadziłam, bo cała trójka spojrzała na mnie
spod uniesionych brwi, Tom z wrażenia przestał pić kawę i chyba przerwałam
Billowi w mówieniu. Poczułam, że moje policzki buchnęły gorącem i chrząknęłam. –
Proszę? – wymamrotałam niezręcznie, a gitarzysta zaczął się tak po prostu
śmiać, niemal histerycznie, jakbym zrobiła coś zabawnego.
- Teraz zaczęło się robić ciekawie! – wykrztusił i nie
wiedzieć czemu, zsunął się z blatu i wyciągnął rękę do brata, by przybić z nim
piątkę.
Pierwszy dzień był najgorszy, bo przez nich z początku nie
wiedziałam, w co mam ręce wsadzić, a gdzie powinnam im pozwalać cokolwiek
robić. Wiedziałam, że nie powinnam była się godzić na ich pomoc, biorąc pod
uwagę, że mieli z gotowaniem jeszcze mniej wspólnego niż ja, ale kiedy śniadania
wychodziły jedne za drugim, a Tom okazał się być całkiem szybko chłonącym informacje
w zakresie gastronomii facetem, poczułam nikłą ulgę, że nie muszę choć raz
robić wszystkiego sama. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak łatwo nawiązać nić
porozumienia z człowiekiem, którego się nie znało, po prostu podczas pracy. Bardzo
szybko wyłapywałam ich nawyki, sposoby odzywania się do siebie i to, jak bardzo
potrafili być ze sobą zsynchronizowani, kiedy zaistniała taka potrzeba. Gdy nadeszła
pora lunchu, wszyscy pracowaliśmy naprawdę jak w zegarku, choć nie wypili mi
całego dzbanka kawy, jakiego ponoć potrzebowali. Wykonywali wszystkie rozkazy,
jakby to była dla nich swego rodzaju zabawa. Podchodzili do tego z
zadziwiającym optymizmem i lekkością i pomyślałam, że może to było dla nich po
prostu coś innego, coś ciekawego i orzeźwiającego. Zreflektowałam, że na
początku ze mną i Mariną było dokładnie tak samo, natomiast nie byłam pewna,
czy u nich zapał mógłby zniknąć tak szybko jak u mnie. Z tego powodu poczułam
dziwny zawód, gdy minęła piętnasta, chyba pierwszy raz tak szybko od kilku
miesięcy. Ale wtedy oznajmili, że jutro też chcą przyjść i zrobiło mi się jakoś
tak ciepło wokół serca. A gdy spytałam o wynagrodzenie, wyśmiali mnie i dodali,
że jutro też chcą kawę.
Drugi dzień był o dziwo jeszcze sprawniejszy niż wtorek,
co naprawdę mnie zaskoczyło. Tego dnia natomiast w głowie miałam wciąż pytanie,
dlaczego żadne z nas w jakikolwiek sposób nie odniosło się do pocałunku z poniedziałku,
jakby wcale się nie wydarzył i chyba bałam się myśleć, że to dla niego nic nie
znaczyło. Choć gdyby tak było, wciąż by mi pomagał tak po prostu? Starałam się
o tym tak bardzo nie myśleć, ciesząc się, że w zasadzie możemy się choć przez
trochę zachowywać jak zwykli znajomi, odnosząc się do siebie bez żadnych
podtekstów i bez żadnego głębszego znaczenia w słowach, których używaliśmy.
Tego dnia upewniłam się też, że Tom wcale nie był taki zły, a po prostu wyznający
zasadę „przezorny, zawsze ubezpieczony”. Nawet Marina umiała się z nimi dogadać,
choć większość czasu spędzała na sali, jak zwykle obsługując klientów.
Drugiego dnia potrzebowali mniej kawy, bo ponoć spali
przez kilka godzin, co miało sens, biorąc pod uwagę, że nie zażyli odpowiedniej
– bądź żadnej – dawki snu poprzedniej nocy, ale za to więcej wychodzili na
dwór, by zapalić. Przez te dwa dni fanki nawet nie wiedziały, że były obsługiwane
przez swoich idoli, co mnie osobiście doprowadzało do głupawki, gdy je
widziałam.
Trzeciego dnia palec mnie już nie bolał, ale nie pisnęłam
o tym ani słówka, choć Bill musiał zdawać sobie z tego sprawę, skoro zmieniał
mi opatrunek na zwykły plaster.
- Ej, do cholery jasnej. – odezwał się niespodziewanie
młodszy Kaulitz, przerywając oczyszczanie marchewki i spojrzał na mnie z jawnym
oburzeniem, które sprawiło, że i ja i Tom zastygliśmy w bezruchu, oczekując na
ciąg dalszy. – Wy nie macie przerwy obiadowej. – oznajmił, a gitarzysta prychnął
głośno.
- Człowieku, gratulacje za refleks. – rzucił sarkastycznie.
– One robią przerwę ze względu na nas, a to niby my się źle odżywiamy. Też mi
co.
Nie rozumiałam powodu, ale się zaczerwieniłam i poczułam
zażenowana. Wątpiłam, by kogokolwiek obchodziło, że mało jadłam w pracy, a
opychałam się w domu i dlatego przytyłam, więc nie skomentowałam tematu, tylko
wbiłam wzrok w patelnię, na której skwierczały warzywa.
- Dlaczego nie zainwestujecie w nowego pracownika, skoro
macie tutaj taki zapierdol? – spytał bez ogródek Bill, a ja cmoknęłam, gdy
przyszło mi do głowy, że mogłam jednak gadać o swojej wadze zamiast tego.
- Bo nie mamy na to wystarczającej ilości funduszy. –
odparłam powoli, uważając na każde słowo. Zresztą chyba i tak nie miałam nic
więcej w tej kwestii do powiedzenia, bo i co? Mój problem, że nie chciałam żyć na
niższym poziomie niż na obecnym.
- Ale...
- Daj jej spokój, skoro wolą się tak męczyć... – machnął na
niego ręką Tom, a mi zrobiło się żal samej siebie. Wciąż jednak nie widziałam
powodu, by coś zmienić, choć chyba chciałam, by takowy zaistniał.
Czwarty dzień nie różnił się szczególnie od poprzednich,
ale w tym zdecydowanie pogodnym tonie. Miałam dobry humor, choć zdawałam sobie
sprawę, że to był ostatni dzień przed powrotem do ponurej rutyny, która
prawdopodobnie znów mnie przygasi, ale próbowałam o tym nie myśleć, nastawiając
się na to, by w trakcie pracy móc ich obu jak najlepiej poznać. Nie mogłam
sobie przypomnieć, kiedy przygotowywanie dań mi szło tak sprawnie. I chociaż oni
w ogóle nie mieli w sobie nic z profesjonalizmu, starali się wystarczająco, bym
mogła ich uznać za pomocnych. Tom robił szybciej w sumie tylko z tego powodu,
że Bill miał problemy z tym, by wszystko było perfekcyjne. Zauważyłam to już na
samym początku i dało mi to do myślenia, bo taka paranoja mogła być uciążliwa w
życiu codziennym. Niemniej jednak dzień był raczej zabawny, więc nie
przejmowałam się niczym, czym nie musiałam w danym momencie. Gorzej, że pod koniec
Tom wyszedł po kawę akurat w momencie, gdy do środka weszły fanki i zaczął się
jazgot jakich mało. Kaulitz szybko wrócił, skąd przyszedł i przez to obaj
musieli zostać do zamknięcia, a potem sprawnie przemknąć do samochodu, bo uparte
wariatki nie chciały odejść sprzed lokalu. Mówiłam, że nie lubię fanek?
Wróciłam do domu z przeświadczeniem, że naturalnie czekam
na weekend, by odpocząć, ale tak naprawdę bardziej mi zależało na spotkaniu się
z Billem. Jedynym mankamentem było to, że my wcale się nie umówiliśmy w ten
weekend, więc w sumie nie miałam powodu, by tak oczekiwać soboty. Ale może
jutro by przyszedł i coś zaproponował? Cokolwiek. Siedziałam w jego obecności
codziennie, ale nie miałam go dość. Właściwie im więcej z nim przebywałam, tym
częściej chciałam to robić i nawet nie miałam zamiaru się tego wypierać przed
samą sobą. Cholera, po prostu wpadałam coraz głębiej. Dlatego też szybko
zrobiłam, co miałam zrobić i położyłam się do łóżka, by kolejny dzień przyszedł
jak najprędzej. Wiedziałam, że będę miała problemy z zaśnięciem, więc wcześniej opróżniłam lampkę wina dla rozluźnienia. Zadziałało bezbłędnie i usnęłam, nie
kręcąc się w łóżku bezczynnie, jak to z reguły bywało.
Zdecydowana spać, aż
budzik mnie obudzi, otworzyłam szeroko oczy, wciągając ze świstem powietrze,
gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Przycisnęłam rękę do klatki piersiowej,
czując pod palcami mocno uderzające serce, a gdy odwróciłam się i zobaczyłam, że na budziku widniała godzina
pierwsza dwadzieścia siedem, adrenalina sprawiła, że zakręciło mi się w głowie.
Powtórzona seria pukania w drzwi odegnała resztki snu sprzed moich oczu i
usiadłam gwałtownie na łóżku, nie rozumiejąc, dlaczego ktoś miałby chcieć się
ze mną widzieć w środku nocy. Przecież przeszłość miałam za sobą, do cholery!
Otworzyłam szafkę nocną i wyciągnęłam z niej srebrnego
Colta, natychmiast go odbezpieczając, by zerwać się na równe nogi i na palcach
popędzić do przedpokoju, starając się nie biec po potencjalnej linii ognia.
Przylgnęłam do ściany z prawej strony drzwi, próbując przestać oddychać choć na
chwilę, by usłyszeć cokolwiek z zewnątrz, ale natrętna cisza nocna panowała kompletnie wszędzie. Ścisnęłam chłodną broń, zbyt dobrze mi znaną, zamykając na chwilę
oczy, by opanować narastającą panikę, choć tak absurdalną. Przecież wszystko
się zakończyło. Dlaczego echo przeszłości miałoby dotrzeć do mnie właśnie
teraz? Ktoś się o czymś dowiedział? Stałam się niewygodna? Do cholery, dlaczego
teraz?...
Uchyliłam powieki i drżącą ręką przekręciłam zamek,
którego kliknięcie w tej ciszy zdawało się być nienaturalnie głośne. Odetchnęłam
spazmatycznie i nacisnęłam klamkę, uchylając lekko drzwi. Zagryzłam wargę,
odsuwając się krok w tył, by podnieść broń i wycelować ją w napastnika. No dalej,
wchodź...
- Aida? – usłyszałam zdezorientowany głos Billa i pisnęłam
głośno, chowając pistolet za siebie, z powrotem ją zabezpieczając. Zrobiło mi
się niedobrze, gdy serce cofnęło mi się do przełyku, utrudniając swobodne
oddychanie, gdy głowa Kaulitza pojawiła pomiędzy drzwiami, a framugą. Spojrzał na
mnie ze zmarszczonym czołem, a ja w pierwszym odruchu chciałam mu przywalić w
łeb, aż z powrotem cofnąłby się do korytarza. Niech go szlag, jak ja teraz się
wytłumaczę z Colta?!
- Co ty tu robisz o tej godzinie?! – syknęłam zirytowana.
Dlaczego nie stanęłam po drugiej stronie? Mogłabym listami zakryć pistolet i nie
byłoby żadnego problemu. Jeśli zejdę na zawał w tym wieku, to przez niego! – Do
cholery, wystraszyłeś mnie!
- Niespodzianka?
Niespodzianka to by była, gdybym go przez przypadek
zastrzeliła w potencjalnej samoobronie. O Boże, dlaczego ja myślałam, że to
ktoś z przeszłości? Odetchnęłam powoli i rozejrzałam się w poszukiwaniu
miejsca, gdzie mogłabym jakoś ulokować Colta, ale niczego takiego nie znalazłam.
- Wchodź. – mruknęłam, choć kompletnie nie rozumiałam,
dlaczego mu na to pozwoliłam.
W nocy wrażenie, że Kaulitz przyniesie mi
problemy, było jeszcze bardziej wyraziste.
~~~~
Elisa - Colt 1911, choć Beretta nie byłaby taka głupia xD Ale Colt mi pasował, o :D Silver Star *.*
Uchwyt z Hello Kitty?... Boże, nie! I no właśnie ja też czekam na coś ciekawszego (inna sprawa, że nie umiem tego napisać xD). Bill jest jasnowidzem.
Miss - Co do opisów, jak już mówiłam, tak właśnie miało być, choć faktycznie, mogłoby być coś ciekawego w tych dniach. Ja jednak wolałam je przeskoczyć, co by dojść do czegoś (dla mnie) fajniejszejszego, o tyle xD
Sternschnuppe - Aida i broń to stały zestaw xD I przeszłość i przeszłość ^_^
Liza - Trzeba było nie czytać po drodze rozdziału, czy coś, bo rozumiem te spojrzenia innych ludzi :D Co do Kaulitzów - mówiłam, że chcę ich tym razem pokazać takich, jakich ich postrzegam, czy jak to się po polsku mówi, bo polski jest za trudny... A co do końcówki - nie mam nic do powiedzenia, bo powoli docieram do czegoś, czego nie mogę się doczekać :D
Dee - Tom będzie bardziej przystępny, tak :D O przeszłości będzie później ^_^
Alice - Dziękuję, choć się nie zgadzam o.O
totylkoja - Wiem, że gówno cię obchodzą treści moich blogów, ale spamować mogłaś tylko na jednym, dziękuję bardzo.
~~~~
Elisa - Colt 1911, choć Beretta nie byłaby taka głupia xD Ale Colt mi pasował, o :D Silver Star *.*
Uchwyt z Hello Kitty?... Boże, nie! I no właśnie ja też czekam na coś ciekawszego (inna sprawa, że nie umiem tego napisać xD). Bill jest jasnowidzem.
Miss - Co do opisów, jak już mówiłam, tak właśnie miało być, choć faktycznie, mogłoby być coś ciekawego w tych dniach. Ja jednak wolałam je przeskoczyć, co by dojść do czegoś (dla mnie) fajniejszejszego, o tyle xD
Sternschnuppe - Aida i broń to stały zestaw xD I przeszłość i przeszłość ^_^
Liza - Trzeba było nie czytać po drodze rozdziału, czy coś, bo rozumiem te spojrzenia innych ludzi :D Co do Kaulitzów - mówiłam, że chcę ich tym razem pokazać takich, jakich ich postrzegam, czy jak to się po polsku mówi, bo polski jest za trudny... A co do końcówki - nie mam nic do powiedzenia, bo powoli docieram do czegoś, czego nie mogę się doczekać :D
Dee - Tom będzie bardziej przystępny, tak :D O przeszłości będzie później ^_^
Alice - Dziękuję, choć się nie zgadzam o.O
totylkoja - Wiem, że gówno cię obchodzą treści moich blogów, ale spamować mogłaś tylko na jednym, dziękuję bardzo.
No mówiłam, że to będzie zajebiste! Ale to nie zmienia faktu, że czekałam, aby to chociaż przeczytać i iść spokojniej spać.
OdpowiedzUsuńDlatego też dokładniej skomentuje to we wtorek!
Colt?
1991? 1991 ASG? M1991?
Dla Aidy stawiałam na Berettę :P
A ty wiesz, że do Silver Star są nawet uchwyty z Hello Kitty? o.O Gdyby ona takie miała to bym padła i nie wiedziała czy śmiać się z tych ortopedycznych Buffalo Kaulitza czy z różowych dodatków do klamki xD
UsuńWgl to przy takich kłótniach to wypierdalam ludzi z kuchni, bo tylko się denerwuję i nie mogę się skupić. Jak Aida dała sobie z nimi radę? Przecież siedzenie z nimi tyle czasu działa na psychikę i urodę. No i ja się cieszę, że te dni w miarę szybko zleciały, bo też czekam na ciekawszy moment.
I co ten DeBill robi u niej o tej porze? I skąd ma adres? Ludzie! On jest jakimś czarodziejem? Śledzi ją?
Pisz to dalej, bo ja też nie mogę się doczekać!
PS - Beretta nie głupia, bo to...damska (zazwyczaj kobiety je mają) broń. Nie wiem czemu. Mała, zgrabna? Chuj wie xD
Czekaaaaaaaaaaaaaam! Pisz szybciutko! :* <3
Brzuch mnie zaczął właśnie nakurwiać, niedawno wróciłam do domu i chce mi się znowu spać, więc nie będzie nic treściwego.
OdpowiedzUsuńRozbawiłaś mnie, zamieniłyśmy się prawdopodobnie rolami znowu więc, hejżehola.
Za mało mi opisu tych dni, serio. Mogłaś to rozbudować, bo wiem, ze na to Cię stać.
Na broni się nie znam, ale ciekawa jestem co masz w głowie, że po kiego grzyba on przylazł do niej w nocy. I skąd miał adres taki dokładny. o_O
A teraz idę stąd. Dobranoc. ♥
I weny misiaku.
Rozmowa Kaulitzów na samym początku - bezcenna. Opis tych kilku dni fajny. Ale ostatnia scena z bronią mnie rozwaliła XD Wgl po cholerę jej broń? Czyżby jakaś czarna przeszłość? Odwiedziny o 1 w nocy- najs XD Pisz szybko,bo chcę wiedzieć po co przyszedł i jak Aida będzie się tłumaczyć z broni :D
OdpowiedzUsuńPowiedz mi: jak to jest, że jadę sobie spokojnie autostradą w Polski Busie wracając do domu i czytam Twój rozdział, a potem śmieję się jak wariatka z każdego tekstu? Ludzie patrzą na mnie, jakbym im co najmniej rodzinę zabiła o.O Chyba jednak powinnam się przymknąć...
OdpowiedzUsuń11 świetna. Kocham Kaulitzów przedstawionych Twoimi oczami, ponieważ są - jak dla mnie - najbliżsi oryginałowi! Żeby w sumie nie powiedzieć - identyczni. Kocham Aidę, która na każdym kroku walczy ze sobą, żeby nie wypaść głupio przed Billem, bo umówmy się - Tomem nie ma potrzeby się przejmować ;) A także kochałam ją w momencie trzymania tacy i drętwiejącej ręki! Rozłożyłaś mnie tym rozdziałem na łopatki, ale mam jedno pytanie... O co właściwie chodziło z końcówką? Z początku myślałam, że może czegoś na początku nie doczytałam, ale przeleciałam wszystkie rozdziały i zastanawiam się WTF? Mam nadzieję że w miarę będzie się wszystko wyjaśniać, bo naprawdę mnie zaintrygowałaś ;)
A no i pistolecik - mega :)
Kolorowych!
Z takim pistoletem to ja mogłabym drzwi w nocy otwierać. Tylko co on tam o tej godzinie robi? Nudzi mu się w życiu czy jak? I, że jeszcze przez te dnie chciało mu się rano wstawać, żeby pójść do nich i pomóc. Takich ludzi to ja bym mogła codziennie poznawać. Tom nareszcie się jakoś wyrobił, będzie normalniejszy, znaczy już jest. Eh...i tak nie ubiorę tego w słowa, za późna pora na logiczne myślenie. Aida boi się osób z przeszłości, już zasiałaś we mnie ciekawość. Oj, co to będzie, co to będzie?
OdpowiedzUsuńOch nie mam pojęcia co tu napisać. Kolejna zupełnie pustka w głowie, Jesteś po prostu za dobra ! Tak, to chyba najlepsze co mogę powiedzieć ;D Czekam na kolejną część. Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńhttp://newtorislife.blogspot.com/ zapraszam również do mnie na fanfk z Justinem (:
OdpowiedzUsuńNoooo, w końcu dotarłam.
OdpowiedzUsuńWłaściwie to nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, bo coś musi się w końcu wydarzyć. Za spokojnie tu jak na Ciebie.
Demony przeszłości, kobieta z bronią w ręku i bezbronny członek Tokio Hotel na linii ognia. Czy tylko ja widzę w wyobraźni Nataszę z nożem i Georga z traumą na całe życie? xD Może znów zacznę czytać Twoje stare opowiadania, dla zabicia czasu?
Ale mimo wszystko miło byłoby jednak przeczytać dwunastkę tutaj.
Pozdrawiam ;)
Brawoooo :D :D super zarąbisty odc brawoo
OdpowiedzUsuń