niedziela, 9 listopada 2014

11. The Night Guest.

Nie jestem idealna. Byłabym raczej niepoważna, myśląc, że w moim przypadku to jest w ogóle możliwe. Ale się staram. Staram się robić wszystko tak, by było lepiej, niż tylko dobrze, a ostatnio wszystko mi wylatuje z rąk i nie potrafię niczego zrobić chociażby poprawnie. Pocięłam się nożem, dałam się pocałować Kaulitzowi i pozwoliłam mu odejść, a teraz siedzę w łazience i próbuję wymyślić stosowną minę, która by pokazała, że wcale się to na mnie nie odbiło jak w rzeczywistości. Co chwilę sprawdzam, czy Marina przypadkiem za mną nie stoi i mnie nie obserwuje i doskonale zdaję sobie sprawę, że wyglądam jak idiotka. Umalowana, uczesana i ubrana jak lalka, strojąca miny jak wiedźma, której zabrakło eliksiru odmładzającego. Prychnęłam sfrustrowana. Jak ja mam ukryć przed nim swoje emocje, by niczego nie zobaczył? Cholera, to graniczyło z cudem, a ja nigdy nie miałam z nimi do czynienia...
-... bo mówiłem mu, żeby poszedł wcześniej spać, ale mnie nie słuchał. Pewnie myślał, że żartuję. Ale czy ja kiedykolwiek żartowałem o wstawaniu wczesną porą? Ani razu. No i widzisz efekt. Potrzebujemy kawy. Dużo. Najlepiej cały dzbanek, a wtedy będziemy chodzić jak w zegarku.
- Stary, weź się uspokój, robisz za dużo szumu wokół swojej osoby, a nikt nas nie nagrywa, okej? Pojebały ci sytuacje. Nie wstaliśmy wcześnie na wywiad, tylko... żeby pogotować trochę. Czy coś.
Odwróciłam się dokładnie w momencie, gdy do kuchni wpadł Bill, jakby został tu wepchnięty, a zaraz za nim Tom i zdezorientowana Marina na granicy wybuchu śmiechu. Obaj byli ubrani w dresy, Bill szare, Tom białe i obaj mieli na sobie czarne bawełniane koszulki. O dziwo totalnie zwykłe, bez żadnych markowych emblematów. Zacisnęłam zęby, czując skok ciśnienia oraz serce, które w tempie ekspresowym wskoczyło o piętro wyżej tak samo jak skurczony żołądek. Automatycznie złapałam się za brzuch, w którym eksplodowały motylki i przyszło mi do głowy, że prawdopodobnie nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Z drugiej strony znam go tylko kilka dni, więc może to było jeszcze do wynegocjowania? Nie wiedziałam. A gdy na niego patrzyłam, było mi jakoś tak wszystko jedno. Obaj wyglądali, jakby nie spali całą noc i spojrzałam na zegarek, marszcząc czoło. Nie było jeszcze ósmej. Czy on nie zaoferował się, że pomoże mi w lunchu? To co oni tu robili tak wcześnie?
- Jaki szum? Po prostu mówię, a to chyba nie powinno cię dziwić, bo...
- Mówisz cały czas, wiem. Zamknij się. – burknął Tom i ziewnął głośno, drapiąc się po głowie.
- Ty im kazałaś przyjść o tej godzinie? – spytała Marina, wymijając ich, by spojrzeć na mnie podejrzliwie i sceptycznie na bliźniaków. Wyglądali niechlujnie w porównaniu do nas i to obaj, nie tylko starszy z braci. Z wrażenia zapomniałam się zażenować tym, że wczoraj Bill mnie pocałował tak, że byłam mokra jeszcze przez długi czas.
- Zwariowałaś? Ja im nawet nie kazałam przyjść pomagać w czasie lunchu, a co dopiero z samego rana. – odparłam spokojnie, co było jak na mnie dość zaskakujące, a Tom szturchnął bliźniaka, który ziewał, otwierając szeroko usta, aż mi samej zachciało się nagle spać.
- Widzisz, debilu? Nie potrzebują nas. – oznajmił poważnie.
- Co mówiłeś? Nie słyszałem przez ziewanie.
- O Boże...
Spojrzałyśmy po sobie z Mariną i nie wiedziałam, jakim cudem, ale obie zdecydowałyśmy dostarczyć im kawę, póki miałyśmy jeszcze kilkanaście minut do otwarcia. Zostawiłyśmy ich w kuchni, by za ladą wyciągnąć kubki i wlać do nich prawie połowę ekspresu. Te kubki akurat były wyjątkowo duże i mieściły dużo kawy, której oni najwyraźniej pilnie potrzebowali.
- Coś mi się wydaje, że dzisiaj będzie ciekawy dzień. – zauważyła słusznie moja przyjaciółka, a ja skinęłam głową, w zupełności się z nią zgadzając.
- Ale ja naprawdę nie kazałam im tu przyjść.
- Domyślam się. Billowi na pewno byś tego nie kazała, co? – parsknęła śmiechem, a ja przewróciłam oczami. Dobra, miała rację, ale co z tego?
Wróciłyśmy z sali, a oni wciąż się o coś sprzeczali. Sytuacja była surrealistyczna. Kto normalny ich statusu by przychodził, by pomagać w kuchni? Ale oni wyglądali, jakby im to nie przeszkadzało, pomijając wczesną godzinę. Dziwni.
- Ludzie, kto mnie pokarał takim bratem?
- Mama, Tom. Była tak samo niesprawiedliwa w stosunku do mnie, więc nie jęcz. O, kawa! – przysięgam, że gdyby Bill miał w oczach lampki, to właśnie by mu się zaświeciły. Wystartował do mnie, jakby wcale nie był taki senny i prawie wylał zawartość kubka, kiedy mi go wręcz wyrywał z ręki. – Cześć, Aida. – zreflektował nagle i usłyszałam głośne plaśnięcie, gdy Tom przywalił sobie z otwartej dłoni w czoło. Marina zachichotała wściekle, a ja posłałam litościwe spojrzenie Billowi, który znowu uśmiechał się do mnie szeroko.
- Tak, cześć. Pij to. – wskazałam podbródkiem na kubek, a Kaulitzowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, bo chwilę później pochłonął kawę z mlekiem, jakby był wampirem, który musiał wyssać krew do cna. Ciekawe, czy puls mu skoczy po tak nienaturalnie dużym zastrzyku kofeiny i czy nie zacznie świrować, bo to raczej byłoby niewskazane. Chyba że przejdzie mu w ciągu kilku minut, to nie będę się czepiać.
Bill miał ciągle zabawnie zmrużone oczy, jakby nie miał wystarczająco dużo siły, by całkowicie podnieść powieki. Zarost mu odrobinę ściemniał i och... Ściśnięte wnętrzności można było ścierpieć, by móc na niego patrzeć z takiej odległości, a gdy tylko odsunął kubek od ust, poczułam kolejną gwałtowną eksplozję motylków w brzuchu. Jezu, te usta mnie całowały tak, że w jednej sekundzie wybaczyłam sobie to, że on jeden zrobił tak wielki krok w znajomości w ciągu tak krótkiego czasu, kiedy innym na to nie pozwalałam. Jemu było warto. Brązowe tęczówki zwróciły się w moją stronę i w jednej haniebnej chwili zdałam sobie sprawę, że stałam stanowczo za blisko i gapiłam się zbyt intensywnie. Potrząsnęłam głową i odwróciłam się, szukając sobie jakiegoś zajęcia. Och, mogłam wystawić babeczki na paterę.
- Tak się zastanawiałem... – zaczął Tom, tłumiąc dłonią beknięcie i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że z jakiegoś nieznanego mi powodu zachowują się przy nas całkowicie normalnie. Może ta wczesna pora nie była takim złym pomysłem. Za moment pewnie starszy Kaulitz przywdzieje maskę, a młodszy zacznie mnie mentalnie napastować, nic przy tym tak naprawdę nie robiąc. – w przeciwieństwie do mojego brata oczywiście... W czym mamy wam pomagać z rana?
- Przestań robić ze mnie debila.
- Stwierdzam fakt.
- Trochę przerysowany jak zwykle.
- Ale...
- Zamknij się i nie psuj mi humoru. – warknął Bill na Toma i obaj zmierzyli się morderczymi spojrzeniami, jakby mieli rzucić się za chwilę sobie do gardeł. Zatrzymałam się z blachą pełną kolorowych babeczek i zerknęłam na nich z rezerwą. Chyba jednak nie mieli zamiaru tego robić, prawda? Nie czułam się na siłach, by ich rozdzielać, tym bardziej, że niedługo musimy otworzyć Damar’s Place. Boże, jak to się właściwie stało, że praktycznie obcy faceci wprosili mi się do mojej prawie osobistej kuchni? To, że są dziwni, nie może być przecież wytłumaczeniem na wszystko. Przeniosłam wzrok na Marinę, ale ona chyba nie ogarnęła tego tak samo jak ja. – Więc w czym mamy pomagać? – spytał mnie nagle młodszy z braci, a drugi pokiwał głową, jakby wcale się przed chwilą nie sprzeczali.
- Cóż, ja... – jak by to ująć? – Ja wam nie kazałam przyjść, bo zostałam postawiona przed faktem dokonanym, także... I jest za wcześnie na lunch, a to wtedy jest najgorzej... – wzruszyłam ramionami. Nie do końca wiedziałam, co im powiedzieć, kiedy faktycznie nie ma tu chyba nic dla nich do roboty.
- Bill, debilu... – westchnął Tom i usiadł na blacie stołu, pijąc kawę, jakby nawet się nie zdenerwował. – Więc co robicie z rana, zanim macie lunch? – drążył, przyglądając mi się znów w ten sam sposób. Jakby mnie oceniał.
- Sprzedajemy i robimy śniadania. – odparła Marina, zanim zdążyłam odpowiedzieć. Wzrok Toma swobodnie przewędrował na moją przyjaciółkę i odetchnęłam z ulgą, czując, że dłoń zaczynała mi drżeć od zbyt długiego trzymania blachy. – Ale to nie jest nic trudnego, poza tym mogłabym przecież się zamienić z Aidą...
- Czuję się tutaj niechciany. – oznajmił gitarzysta poważnym tonem i poczułam, że zrobiło mi się gorąco. Boże, co za głupia sytuacja. – Ale dziękuję za kawę. – uniósł kubek do góry i skinął Marinie głową.
- Więc możemy pomóc ze śniadaniami... – zaczął Bill, ale przerwała mu moja przyjaciółka.
- Ale dla własnego dobra trzymałabym się od sali z daleka, bo wasze fanki często tutaj zachodzą i zachowują się jak dzicz. – zauważyła trzeźwo Marina, a ja przytaknęłam. Dłoń zaczęła mi powoli drętwieć, ale wciąż nie uznałam, że mogę spokojnie wyjść z kuchni, póki nie rozwiążemy tej sytuacji. Co prawda palec wciąż mnie bolał, ale nie było aż tak źle jak wczoraj. Z drugiej strony nie chciałam, żeby wychodzili, bo z nimi było... inaczej. Rutyna w Damar’s Place była zabijająca. A poza tym Bill...
Odetchnęłam i zmieniłam rękę, zaciskając usta w wąską linię, gdy przez nacisk blachy w palcu znów odezwał się ból. Nie, jednak nie bolało mniej. Z powrotem przeniosłam blachę na prawą dłoń i mając gdzieś poczucie kultury, wyszłam na salę, by wyłożyć cholerne babeczki na swoje miejsce. Głupie sytuacje nie były moją mocną stroną. Wolałam, gdy wszystko było jasne, gdy miałam kontrolę, a jeśli nie ja, to ktokolwiek inny, kto by ustawił wszystko do pionu. Nie umiałam zapanować nad Kaulitzami, bo uosabiali coś, czego nie znałam i choć być może przyczyna była oczywista – nie miałam z nimi do czynienia – efekt był tragiczny. Ale kto powiedział, że każde początki bywają łatwe?
Wyłożyłam babeczki na paterę na ladzie i oparłam się o blat, wzdychając ciężko. Weź się w garść, zanim sobie pójdą. A co by było, gdybyśmy się zdecydowały na pracowników? Umiałaś rządzić ludźmi, prawda?
Ścisnęłam blachę w prawej ręce i stanowczym krokiem wkroczyłam do kuchni.
- Potrzebuję pomocy przy czynnościach, która wymaga użycia dwóch dłoni, w związku z czym potrzebuję pomocy przy posługiwaniu się nożem, czyli krojenie, obieranie i tym podobne, więc jeśli chcecie pomóc także przy śniadaniach, będę wam wdzięczna. – rzuciłam na jednym wydechu, wkładając w swój głos tyle stanowczości, na ile było mnie stać i chyba przesadziłam, bo cała trójka spojrzała na mnie spod uniesionych brwi, Tom z wrażenia przestał pić kawę i chyba przerwałam Billowi w mówieniu. Poczułam, że moje policzki buchnęły gorącem i chrząknęłam. – Proszę? – wymamrotałam niezręcznie, a gitarzysta zaczął się tak po prostu śmiać, niemal histerycznie, jakbym zrobiła coś zabawnego.
- Teraz zaczęło się robić ciekawie! – wykrztusił i nie wiedzieć czemu, zsunął się z blatu i wyciągnął rękę do brata, by przybić z nim piątkę.

Pierwszy dzień był najgorszy, bo przez nich z początku nie wiedziałam, w co mam ręce wsadzić, a gdzie powinnam im pozwalać cokolwiek robić. Wiedziałam, że nie powinnam była się godzić na ich pomoc, biorąc pod uwagę, że mieli z gotowaniem jeszcze mniej wspólnego niż ja, ale kiedy śniadania wychodziły jedne za drugim, a Tom okazał się być całkiem szybko chłonącym informacje w zakresie gastronomii facetem, poczułam nikłą ulgę, że nie muszę choć raz robić wszystkiego sama. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak łatwo nawiązać nić porozumienia z człowiekiem, którego się nie znało, po prostu podczas pracy. Bardzo szybko wyłapywałam ich nawyki, sposoby odzywania się do siebie i to, jak bardzo potrafili być ze sobą zsynchronizowani, kiedy zaistniała taka potrzeba. Gdy nadeszła pora lunchu, wszyscy pracowaliśmy naprawdę jak w zegarku, choć nie wypili mi całego dzbanka kawy, jakiego ponoć potrzebowali. Wykonywali wszystkie rozkazy, jakby to była dla nich swego rodzaju zabawa. Podchodzili do tego z zadziwiającym optymizmem i lekkością i pomyślałam, że może to było dla nich po prostu coś innego, coś ciekawego i orzeźwiającego. Zreflektowałam, że na początku ze mną i Mariną było dokładnie tak samo, natomiast nie byłam pewna, czy u nich zapał mógłby zniknąć tak szybko jak u mnie. Z tego powodu poczułam dziwny zawód, gdy minęła piętnasta, chyba pierwszy raz tak szybko od kilku miesięcy. Ale wtedy oznajmili, że jutro też chcą przyjść i zrobiło mi się jakoś tak ciepło wokół serca. A gdy spytałam o wynagrodzenie, wyśmiali mnie i dodali, że jutro też chcą kawę.

Drugi dzień był o dziwo jeszcze sprawniejszy niż wtorek, co naprawdę mnie zaskoczyło. Tego dnia natomiast w głowie miałam wciąż pytanie, dlaczego żadne z nas w jakikolwiek sposób nie odniosło się do pocałunku z poniedziałku, jakby wcale się nie wydarzył i chyba bałam się myśleć, że to dla niego nic nie znaczyło. Choć gdyby tak było, wciąż by mi pomagał tak po prostu? Starałam się o tym tak bardzo nie myśleć, ciesząc się, że w zasadzie możemy się choć przez trochę zachowywać jak zwykli znajomi, odnosząc się do siebie bez żadnych podtekstów i bez żadnego głębszego znaczenia w słowach, których używaliśmy. Tego dnia upewniłam się też, że Tom wcale nie był taki zły, a po prostu wyznający zasadę „przezorny, zawsze ubezpieczony”. Nawet Marina umiała się z nimi dogadać, choć większość czasu spędzała na sali, jak zwykle obsługując klientów.
Drugiego dnia potrzebowali mniej kawy, bo ponoć spali przez kilka godzin, co miało sens, biorąc pod uwagę, że nie zażyli odpowiedniej – bądź żadnej – dawki snu poprzedniej nocy, ale za to więcej wychodzili na dwór, by zapalić. Przez te dwa dni fanki nawet nie wiedziały, że były obsługiwane przez swoich idoli, co mnie osobiście doprowadzało do głupawki, gdy je widziałam.

Trzeciego dnia palec mnie już nie bolał, ale nie pisnęłam o tym ani słówka, choć Bill musiał zdawać sobie z tego sprawę, skoro zmieniał mi opatrunek na zwykły plaster.

- Ej, do cholery jasnej. – odezwał się niespodziewanie młodszy Kaulitz, przerywając oczyszczanie marchewki i spojrzał na mnie z jawnym oburzeniem, które sprawiło, że i ja i Tom zastygliśmy w bezruchu, oczekując na ciąg dalszy. – Wy nie macie przerwy obiadowej. – oznajmił, a gitarzysta prychnął głośno.
- Człowieku, gratulacje za refleks. – rzucił sarkastycznie. – One robią przerwę ze względu na nas, a to niby my się źle odżywiamy. Też mi co.
Nie rozumiałam powodu, ale się zaczerwieniłam i poczułam zażenowana. Wątpiłam, by kogokolwiek obchodziło, że mało jadłam w pracy, a opychałam się w domu i dlatego przytyłam, więc nie skomentowałam tematu, tylko wbiłam wzrok w patelnię, na której skwierczały warzywa.
- Dlaczego nie zainwestujecie w nowego pracownika, skoro macie tutaj taki zapierdol? – spytał bez ogródek Bill, a ja cmoknęłam, gdy przyszło mi do głowy, że mogłam jednak gadać o swojej wadze zamiast tego.
- Bo nie mamy na to wystarczającej ilości funduszy. – odparłam powoli, uważając na każde słowo. Zresztą chyba i tak nie miałam nic więcej w tej kwestii do powiedzenia, bo i co? Mój problem, że nie chciałam żyć na niższym poziomie niż na obecnym.
- Ale...
- Daj jej spokój, skoro wolą się tak męczyć... – machnął na niego ręką Tom, a mi zrobiło się żal samej siebie. Wciąż jednak nie widziałam powodu, by coś zmienić, choć chyba chciałam, by takowy zaistniał.

Czwarty dzień nie różnił się szczególnie od poprzednich, ale w tym zdecydowanie pogodnym tonie. Miałam dobry humor, choć zdawałam sobie sprawę, że to był ostatni dzień przed powrotem do ponurej rutyny, która prawdopodobnie znów mnie przygasi, ale próbowałam o tym nie myśleć, nastawiając się na to, by w trakcie pracy móc ich obu jak najlepiej poznać. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy przygotowywanie dań mi szło tak sprawnie. I chociaż oni w ogóle nie mieli w sobie nic z profesjonalizmu, starali się wystarczająco, bym mogła ich uznać za pomocnych. Tom robił szybciej w sumie tylko z tego powodu, że Bill miał problemy z tym, by wszystko było perfekcyjne. Zauważyłam to już na samym początku i dało mi to do myślenia, bo taka paranoja mogła być uciążliwa w życiu codziennym. Niemniej jednak dzień był raczej zabawny, więc nie przejmowałam się niczym, czym nie musiałam w danym momencie. Gorzej, że pod koniec Tom wyszedł po kawę akurat w momencie, gdy do środka weszły fanki i zaczął się jazgot jakich mało. Kaulitz szybko wrócił, skąd przyszedł i przez to obaj musieli zostać do zamknięcia, a potem sprawnie przemknąć do samochodu, bo uparte wariatki nie chciały odejść sprzed lokalu. Mówiłam, że nie lubię fanek?

Wróciłam do domu z przeświadczeniem, że naturalnie czekam na weekend, by odpocząć, ale tak naprawdę bardziej mi zależało na spotkaniu się z Billem. Jedynym mankamentem było to, że my wcale się nie umówiliśmy w ten weekend, więc w sumie nie miałam powodu, by tak oczekiwać soboty. Ale może jutro by przyszedł i coś zaproponował? Cokolwiek. Siedziałam w jego obecności codziennie, ale nie miałam go dość. Właściwie im więcej z nim przebywałam, tym częściej chciałam to robić i nawet nie miałam zamiaru się tego wypierać przed samą sobą. Cholera, po prostu wpadałam coraz głębiej. Dlatego też szybko zrobiłam, co miałam zrobić i położyłam się do łóżka, by kolejny dzień przyszedł jak najprędzej. Wiedziałam, że będę miała problemy z zaśnięciem, więc wcześniej opróżniłam lampkę wina dla rozluźnienia. Zadziałało bezbłędnie i usnęłam, nie kręcąc się w łóżku bezczynnie, jak to z reguły bywało.
Zdecydowana spać, aż budzik mnie obudzi, otworzyłam szeroko oczy, wciągając ze świstem powietrze, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Przycisnęłam rękę do klatki piersiowej, czując pod palcami mocno uderzające serce, a gdy odwróciłam się i zobaczyłam, że na budziku widniała godzina pierwsza dwadzieścia siedem, adrenalina sprawiła, że zakręciło mi się w głowie. Powtórzona seria pukania w drzwi odegnała resztki snu sprzed moich oczu i usiadłam gwałtownie na łóżku, nie rozumiejąc, dlaczego ktoś miałby chcieć się ze mną widzieć w środku nocy. Przecież przeszłość miałam za sobą, do cholery!
Otworzyłam szafkę nocną i wyciągnęłam z niej srebrnego Colta, natychmiast go odbezpieczając, by zerwać się na równe nogi i na palcach popędzić do przedpokoju, starając się nie biec po potencjalnej linii ognia. Przylgnęłam do ściany z prawej strony drzwi, próbując przestać oddychać choć na chwilę, by usłyszeć cokolwiek z zewnątrz, ale natrętna cisza nocna panowała kompletnie wszędzie. Ścisnęłam chłodną broń, zbyt dobrze mi znaną, zamykając na chwilę oczy, by opanować narastającą panikę, choć tak absurdalną. Przecież wszystko się zakończyło. Dlaczego echo przeszłości miałoby dotrzeć do mnie właśnie teraz? Ktoś się o czymś dowiedział? Stałam się niewygodna? Do cholery, dlaczego teraz?...
Uchyliłam powieki i drżącą ręką przekręciłam zamek, którego kliknięcie w tej ciszy zdawało się być nienaturalnie głośne. Odetchnęłam spazmatycznie i nacisnęłam klamkę, uchylając lekko drzwi. Zagryzłam wargę, odsuwając się krok w tył, by podnieść broń i wycelować ją w napastnika. No dalej, wchodź...
- Aida? – usłyszałam zdezorientowany głos Billa i pisnęłam głośno, chowając pistolet za siebie, z powrotem ją zabezpieczając. Zrobiło mi się niedobrze, gdy serce cofnęło mi się do przełyku, utrudniając swobodne oddychanie, gdy głowa Kaulitza pojawiła pomiędzy drzwiami, a framugą. Spojrzał na mnie ze zmarszczonym czołem, a ja w pierwszym odruchu chciałam mu przywalić w łeb, aż z powrotem cofnąłby się do korytarza. Niech go szlag, jak ja teraz się wytłumaczę z Colta?!
- Co ty tu robisz o tej godzinie?! – syknęłam zirytowana. Dlaczego nie stanęłam po drugiej stronie? Mogłabym listami zakryć pistolet i nie byłoby żadnego problemu. Jeśli zejdę na zawał w tym wieku, to przez niego! – Do cholery, wystraszyłeś mnie!
- Niespodzianka?
Niespodzianka to by była, gdybym go przez przypadek zastrzeliła w potencjalnej samoobronie. O Boże, dlaczego ja myślałam, że to ktoś z przeszłości? Odetchnęłam powoli i rozejrzałam się w poszukiwaniu miejsca, gdzie mogłabym jakoś ulokować Colta, ale niczego takiego nie znalazłam.
- Wchodź. – mruknęłam, choć kompletnie nie rozumiałam, dlaczego mu na to pozwoliłam.
W nocy wrażenie, że Kaulitz przyniesie mi problemy, było jeszcze bardziej wyraziste.

~~~~

Elisa - Colt 1911, choć Beretta nie byłaby taka głupia xD Ale Colt mi pasował, o :D Silver Star *.*
Uchwyt z Hello Kitty?... Boże, nie! I no właśnie ja też czekam na coś ciekawszego (inna sprawa, że nie umiem tego napisać xD). Bill jest jasnowidzem.
Miss - Co do opisów, jak już mówiłam, tak właśnie miało być, choć faktycznie, mogłoby być coś ciekawego w tych dniach. Ja jednak wolałam je przeskoczyć, co by dojść do czegoś (dla mnie) fajniejszejszego, o tyle xD
Sternschnuppe - Aida i broń to stały zestaw xD I przeszłość i przeszłość ^_^
Liza - Trzeba było nie czytać po drodze rozdziału, czy coś, bo rozumiem te spojrzenia innych ludzi :D Co do Kaulitzów - mówiłam, że chcę ich tym razem pokazać takich, jakich ich postrzegam, czy jak to się po polsku mówi, bo polski jest za trudny...  A co do końcówki - nie mam nic do powiedzenia, bo powoli docieram do czegoś, czego nie mogę się doczekać :D
Dee - Tom będzie bardziej przystępny, tak :D O przeszłości będzie później ^_^
Alice - Dziękuję, choć się nie zgadzam o.O
totylkoja - Wiem, że gówno cię obchodzą treści moich blogów, ale spamować mogłaś tylko na jednym, dziękuję bardzo.

10 komentarzy:

  1. No mówiłam, że to będzie zajebiste! Ale to nie zmienia faktu, że czekałam, aby to chociaż przeczytać i iść spokojniej spać.
    Dlatego też dokładniej skomentuje to we wtorek!
    Colt?
    1991? 1991 ASG? M1991?
    Dla Aidy stawiałam na Berettę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ty wiesz, że do Silver Star są nawet uchwyty z Hello Kitty? o.O Gdyby ona takie miała to bym padła i nie wiedziała czy śmiać się z tych ortopedycznych Buffalo Kaulitza czy z różowych dodatków do klamki xD
      Wgl to przy takich kłótniach to wypierdalam ludzi z kuchni, bo tylko się denerwuję i nie mogę się skupić. Jak Aida dała sobie z nimi radę? Przecież siedzenie z nimi tyle czasu działa na psychikę i urodę. No i ja się cieszę, że te dni w miarę szybko zleciały, bo też czekam na ciekawszy moment.
      I co ten DeBill robi u niej o tej porze? I skąd ma adres? Ludzie! On jest jakimś czarodziejem? Śledzi ją?
      Pisz to dalej, bo ja też nie mogę się doczekać!
      PS - Beretta nie głupia, bo to...damska (zazwyczaj kobiety je mają) broń. Nie wiem czemu. Mała, zgrabna? Chuj wie xD
      Czekaaaaaaaaaaaaaam! Pisz szybciutko! :* <3

      Usuń
  2. Brzuch mnie zaczął właśnie nakurwiać, niedawno wróciłam do domu i chce mi się znowu spać, więc nie będzie nic treściwego.
    Rozbawiłaś mnie, zamieniłyśmy się prawdopodobnie rolami znowu więc, hejżehola.
    Za mało mi opisu tych dni, serio. Mogłaś to rozbudować, bo wiem, ze na to Cię stać.
    Na broni się nie znam, ale ciekawa jestem co masz w głowie, że po kiego grzyba on przylazł do niej w nocy. I skąd miał adres taki dokładny. o_O
    A teraz idę stąd. Dobranoc. ♥
    I weny misiaku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozmowa Kaulitzów na samym początku - bezcenna. Opis tych kilku dni fajny. Ale ostatnia scena z bronią mnie rozwaliła XD Wgl po cholerę jej broń? Czyżby jakaś czarna przeszłość? Odwiedziny o 1 w nocy- najs XD Pisz szybko,bo chcę wiedzieć po co przyszedł i jak Aida będzie się tłumaczyć z broni :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiedz mi: jak to jest, że jadę sobie spokojnie autostradą w Polski Busie wracając do domu i czytam Twój rozdział, a potem śmieję się jak wariatka z każdego tekstu? Ludzie patrzą na mnie, jakbym im co najmniej rodzinę zabiła o.O Chyba jednak powinnam się przymknąć...
    11 świetna. Kocham Kaulitzów przedstawionych Twoimi oczami, ponieważ są - jak dla mnie - najbliżsi oryginałowi! Żeby w sumie nie powiedzieć - identyczni. Kocham Aidę, która na każdym kroku walczy ze sobą, żeby nie wypaść głupio przed Billem, bo umówmy się - Tomem nie ma potrzeby się przejmować ;) A także kochałam ją w momencie trzymania tacy i drętwiejącej ręki! Rozłożyłaś mnie tym rozdziałem na łopatki, ale mam jedno pytanie... O co właściwie chodziło z końcówką? Z początku myślałam, że może czegoś na początku nie doczytałam, ale przeleciałam wszystkie rozdziały i zastanawiam się WTF? Mam nadzieję że w miarę będzie się wszystko wyjaśniać, bo naprawdę mnie zaintrygowałaś ;)
    A no i pistolecik - mega :)
    Kolorowych!

    OdpowiedzUsuń
  5. Z takim pistoletem to ja mogłabym drzwi w nocy otwierać. Tylko co on tam o tej godzinie robi? Nudzi mu się w życiu czy jak? I, że jeszcze przez te dnie chciało mu się rano wstawać, żeby pójść do nich i pomóc. Takich ludzi to ja bym mogła codziennie poznawać. Tom nareszcie się jakoś wyrobił, będzie normalniejszy, znaczy już jest. Eh...i tak nie ubiorę tego w słowa, za późna pora na logiczne myślenie. Aida boi się osób z przeszłości, już zasiałaś we mnie ciekawość. Oj, co to będzie, co to będzie?

    OdpowiedzUsuń
  6. Och nie mam pojęcia co tu napisać. Kolejna zupełnie pustka w głowie, Jesteś po prostu za dobra ! Tak, to chyba najlepsze co mogę powiedzieć ;D Czekam na kolejną część. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. http://newtorislife.blogspot.com/ zapraszam również do mnie na fanfk z Justinem (:

    OdpowiedzUsuń
  8. Noooo, w końcu dotarłam.
    Właściwie to nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, bo coś musi się w końcu wydarzyć. Za spokojnie tu jak na Ciebie.
    Demony przeszłości, kobieta z bronią w ręku i bezbronny członek Tokio Hotel na linii ognia. Czy tylko ja widzę w wyobraźni Nataszę z nożem i Georga z traumą na całe życie? xD Może znów zacznę czytać Twoje stare opowiadania, dla zabicia czasu?
    Ale mimo wszystko miło byłoby jednak przeczytać dwunastkę tutaj.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Brawoooo :D :D super zarąbisty odc brawoo

    OdpowiedzUsuń