piątek, 5 maja 2017

20. They Say Love Is Pain, Well Darling, Let's Hurt Tonight.

Patrząc na Toma Kaulitza z włosami niechlujnie upiętymi w jakiś prowizoryczny koczek z tyłu głowy i tą brodą, odechciało mi się płakać. Zdawałam sobie jasno sprawę, że jednak wyglądałam, jakbym przeżyła jakiś kryzys przed chwilą, co nie stawiało mnie w zbyt dobrym świetle. A niech to szlag. Czym ja się przejmowałam w takim momencie? On wcale nie wyglądał, jakby miał lepszy nastrój.
Przez chwilę tak mierzyliśmy się spojrzeniami, niebieskie tęczówki naprzeciw brązowych i poczułam nieznaną mi więź z tym człowiekiem, gdy dotarło do mnie, że jeszcze nigdy nie widziałam, żeby pokazywał, jak bardzo był pokonany. To nie był dobry dzień dla żadnego z nas. Widziałam delikatne zmarszczki na jego czole, usta wykrzywione w grymasie, ale to w jego oczach brakowało blasku, który zdarzało mi się ostatnio widywać. Dlaczego przejęłam się nim bardziej niż sobą?
- Pierwszy raz tutaj? – zagaiłam więc, ostatecznie decydując, że nie będę tu siedzieć w milczeniu, kiedy wokół wszyscy mieli doskonałe nastroje. Wydawało mi się, że zniszczymy sobą tę atmosferę. Kaulitz pokręcił głową. – Cóż, ja tak, jakaś pijana babka wyskoczyła mi na ulicy i… - urwałam, gdy mięśnie na jego twarzy ani drgnęły. Upiłam piwo, nie wiedząc, co dalej robić. Miałam walczyć z własnymi demonami, a nie próbować go pocieszyć. To wszystko szło nie tak, jak chciałam. On był tak cholernie ponury, że zaczęłam się zastanawiać, czy jego poczucie humoru nie było tylko jakąś imaginacją z mojej strony.
Siedzieliśmy w ciszy kolejne kilka minut, choć każda sekunda testowała mnie i mój histeryczno-agresywny stan. Zaczął mnie drażnić. Jeśli chciał siedzieć i nic nie mówić, mógł to zrobić w swoim własnym towarzystwie, czyż nie?
Shaun nigdy nie miał zarostu, co dopiero brody. Uważał, że nieogolona twarz była wynikiem lenistwa i niedbałości. Gdy tak patrzyłam na Toma, znów nie zgadzałam się z poglądami swojego faceta. Ta broda dodawała mu męskości i wydawało mi się, że przez to wyglądał na bardziej doświadczonego przez życie.
- Płakałaś. – zauważył w końcu, a ja westchnęłam głośno, wracając do mojego nowego znajomego o nazwie Pokal. – Ten palant znowu sprawił ci przykrość. – dodał, a ja zerknęłam na niego znad szkła, zbita z pantałyku. Skąd on…? – Słyszałem te wszystkie historie, głównie to, że ze sobą sypiamy.
Poczułam, że zaczęło mi się robić gorąco z zażenowania, a jego suche parsknięcie śmiechem wcale tego nie polepszyło.
- Powinnam cię za niego przeprosić…
- Nie rób tego, sam za siebie odpowiada. – przerwał mi, stukając rytmicznie palcem wskazującym w szklankę. – Przyzwyczaiłem się do insynuacji i plotek. – pokręcił głową. – Ciągną się za mną jak kolejka napalonych nastolatek. – westchnął, a ja uśmiechnęłam się głupio na tę wizję. – Słyszałem o akcji dzisiaj w Damar’s Place. Z Aidą okej? – spytał, patrząc mi prosto w oczy, a jego spojrzenie było krystalicznie czyste, zupełnie nieskalane kłamstwami, co dzisiaj przyniosło mi nagłą ulgę. Wciąż był smutny, ale szczery i zrobiło mi się źle z powodu niesprawiedliwości, która nas przywiodła do tego pubu.
- Niezbyt. – przyznałam. – Powinnam wrócić tam i… stworzyć solidarność kobiecą, by… Nie wiem, dzisiejszy dzień mnie powalił na łopatki…
- A jutro niczego nie zmieni. – dokończył za mnie i tym razem ja parsknęłam śmiechem. – Coś o tym wiem.
Skinęłam głową.
- Wyglądasz na…
- Zmęczonego? Złego? Smutnego?
- Cóż, tak. – zgodziłam się, mając gdzieś w podświadomości to, co mówił Shaun. Nie powinnam im ufać, czyż nie? Kaulitzom. A teraz, jak na złość, miałam jednego z nich przed sobą i z nim rozmawiałam, jak gdyby nigdy nic.
- Wolałbym wyglądać na pijanego, na pewno by mi to ulżyło.
Więc dopił swoje piwo do dna i zawołał kelnera, by przyniósł mu kolejne. Gdy natomiast zobaczył, że ponad połowa mojego pokala była pusta, kazał też przynieść mu coś dla mnie. Nie oponowałam, chyba jednak też nie chciałam być trzeźwa.
- Miłość ssie. – usłyszałam nagle, gdy postanowiłam obalić pokala w stylu Toma. Zrobiło mi się jeszcze ciężej na duszy. – Mówię ci to, bo wiem, że się ze mną zgodzisz. – spojrzał na mnie porozumiewawczo i nie musiałam nic mówić, by to potwierdzić. Mój rozmazany makijaż zrobił to za mnie. – Wydaje mi się, że jestem inteligentny, ale widocznie niewystarczająco, by móc sprawić, żeby miłość nie była takim gównem. – urwał, gdy kelner ponownie się pojawił, stawiając przed nami kolejną turę piwa i zabrał mój opróżniony pokal. Patrzył chwilę, jak się oddalał i znów spojrzał na mnie, a jego oczy płonęły. Poczułam ciarki spływające wzdłuż mojego kręgosłupa, widząc, jak brązowe tęczówki zaczęły znów lśnić, gdy Tom zaczął coraz bardziej się buzować. – Słyszałem tyle świństw pod twoim adresem, a pewnie Ria upewniła się, by zrobić ze mnie potwora w twoich oczach, nieprawdaż? Powiedz sama, czy miłość jest warta tego, by dać sobie wmówić, że jesteś inną osobą, niż tą, którą jesteś w rzeczywistości?
Wolałabym, żeby tego nie mówił. Poczułam się znów upokorzona i emocje ścisnęły mi gardło, a łzy znów pojawiły się w oczach.
- Nie. – wbiłam wzrok w blat stolika, jakby to miało mnie uchronić przed świdrującym spojrzeniem Toma. – Ale nie wydaje mi się, bym umiała to zmienić. – dodałam żałośnie.
- Ria i Shaun są siebie warci.
- Owszem.
Dlaczego mu to wszystko mówiłam? A co, jeśli to Shaun był tym w porządku i po prostu mnie nieudolnie ostrzegał przed Kaulitzami, a ja to zignorowałam?
Nie, wtedy nie wplatałby w to wątku zazdrości, która się z niego wylewała aż nadto.
- Nie powinniście się z nim zadawać. – wyrzuciłam cicho, z jednej strony, mając nadzieję, że mnie usłyszy, a z drugiej, że jednak będzie inaczej. Trudno, nie było co owijać w bawełnę. – Nie wspominając o tym, że go z tobą zdradzam, oczywiście, on… - urwałam, nie wiedząc, jak to ująć w słowa. Tom uśmiechnął się cierpko i machnął ręką.
- Oczywiście, że nie może być inaczej, ale nie przejmuj się tym, Marina. Są gorsze rzeczy niż to, że mamy się z nim zadawać. – oznajmił, jakby chciał mnie pocieszyć, ale w jego ustach zabrzmiało to śmiesznie groteskowo. – Zaufaj mi, wiem, co mówię.
Jego twarz naprawdę mówiła mi, że on wiedział, co mówił. W jednej chwili widziałam, że on także miał tajemnice, ale jemu nie miałam tego za złe tak samo jak Aidzie. Nie afiszował się swoją wiedzą w przeciwieństwie do Shauna.
Kilka piw później nawet zaczęliśmy się z tego wszystkiego śmiać, a każde z nas wywaliło chyba wszystkie możliwe brudy ze swojego związku, choć nie było to zbyt etyczne. Naszymi argumentami jednak była zemsta i fakty, że i Ria i Shaun także obgadywali nas przy swoich znajomych. Nie miałam pojęcia, że można było mieć taki kontakt z facetem, ale musiałam przyznać, że odczucie było fantastyczne. Tak samo jak fantastyczne było to, że wcięta zauważyłam, że Tom był naprawdę cholernie przystojny i znacznie dojrzalszy i bardziej męski niż Shaun. Nie, w gruncie rzeczy wolałabym tego nie widzieć.
- Która już godzina? – spytałam, gdy ludzie wokół nas powoli zaczęli się rozchodzić. Tom wyciągnął telefon z kieszeni i nie omieszkał przewrócić ostentacyjnie oczami.
- Trzy nieodebrane połączenia i dwie wiadomości. Też mi co. – już miał chować z powrotem telefon, gdy najwyraźniej przypomniało mu się, po co go w ogóle wyciągnął i rozjaśnił ekran. – No tak, zaraz dwudziesta druga, wypadałoby się zacząć zbierać do domu. – na jego twarzy widziałam, że był niepocieszony, co znowu mnie podbudowało, bo czułam się tak samo beznadziejnie z tego tytułu. Nie chciałam jeszcze stawać z rzeczywistością twarzą w twarz. Nie po tak miłym wieczorze. – Shaun się nawet nie odezwał, co?
Wzruszyłam ramionami.
- Zainteresuje się dopiero, gdy zachce mu się… - urwałam, robiąc głupią minę. – Cóż, pewnie jutro wieczorem. – dokończyłam kulawo, a Tom zachichotał. – Cóż, w takim razie będę musiała zadzwonić po taksówkę… - wymruczałam, chcąc wyciągnąć telefon, ale Tom złapał mnie za przedramię. Spojrzałam na niego pytająco, czując się tak samo nieswojo jak zwykle, gdy jakiś facet mnie dotykał.
- Daj spokój, zadzwonię po Billa i cię odwieziemy.
Skinęłam głową, bo w sumie czemu nie? Mogłam jeszcze chwilę delektować się dobrym kompanem do picia i szczerze powiedziawszy, nie miałabym nic przeciwko temu, by jeszcze się kiedyś spotkać i upić się, rozmawiając o swoich nieudanych związkach. Tom zadzwonił, jak mówił i po odłożeniu telefonu na blat, wpadł w zadumę i zapadła cisza. Patrzyłam na niego i zdawało mi się, że on także nie miał ochoty wracać do domu, by zderzyć się z życiem. Oboje jechaliśmy na tym samym wózku, które zgubiło już jedno koło, a konstrukcja była dawno zardzewiała.
- Wiesz, picie z tobą było prawdziwą przyjemnością. – rzucił nagle, patrząc na mnie przenikliwie, a ja uśmiechnęłam się tak szeroko, że zabolały mnie i usta i policzki. – Shaun naprawdę jest palantem. – stwierdził, a ja zacisnęłam usta w wąską linię, zgadzając się z nim bezsprzecznie.
- Ria również jest idiotką, bo jesteś w porządku, Tom. – odwdzięczyłam mu się szczerym komplementem. Jego oczy zalśniły, gdy ewidentnie ucieszył się na te słowa. W takich momentach jego twarz zdawała się młodnieć i zrozumiałam, że Ria miała wielki wpływ na jego życie. Czy ja wyglądałam tak samo, kiedy byłam przybita?
- Mało kto mi mówi takie rzeczy, dzięki.
- Nie ma za co.
Dosłownie kilka minut później do lokalu wszedł Bill, rozglądając się w poszukiwaniach brata i Tom wstał, nagle górując nad wszystkim i wszystkimi, którzy jeszcze tu siedzieli. Jak to się stało, że wcześniej nie zauważyłam, że był taki wysoki?
- Marina? – spytał zaskoczony Bill, gdy do nas podszedł, a ja wzruszyłam ramionami.
- Przypadek. – odpowiedziałam, na co bliźniacy wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Miałam nadzieję, że to tylko mi się wydawało, bo miałam dość konspiracji na dzisiaj.
- Zaproponowałem naszej koleżance, że ją odwieziemy. – powiedział z pełną galanterią Tom, zabierając brzęczący telefon ze stolika i zdążyłam dostrzec, że na ekranie wyświetlało się imię jego dziewczyny.
- Bardzo uprzejmie z twojej strony, więc chodźmy. – Bill machnął na nas ręką, ale Tom potrząsnął głową.
- Idę zapłacić.
Chwilę później to Tom trzymał kluczyki od samochodu, a Bill poszedł uregulować rachunek, zupełnie ignorując to, że chciałam zapłacić za siebie. Zrobiło mi się głupio, bo nie pamiętałam, kiedy ktoś stawiał mi piwo, albo cokolwiek innego.
Kilka kolejnych minut później gapiłam się jak oniemiała, gdy na podziemnym parkingu pijany Tom razem z Billem wpychali motor - na którego wcześniej prawie wpadłam - na starego Chevroleta Silverado bodajże z lat 80-tych. W świetle lamp błyszczał się, jakby dopiero co wyjechał z salonu i nie wierzyłam oczom, że ktoś taki jak Kaulitz, jeden czy drugi, mógł mieć taki samochód.
I że będę musiała siedzieć obok Toma w kabinie. Naprawdę nie rozumiałam, dlaczego tak peszyła mnie obecność mężczyzn, którzy zupełnie przypadkowo wkraczali w moją przestrzeń osobistą. Fakty przemawiały same za siebie – nie znałam tego człowieka aż tak dobrze, by czuć się zupełnie pewnie pod względem fizycznym. Szczególnie, że był naprawdę przystojny. Do cholery, czemu znowu o tym myślałam?
Droga minęła nam w milczeniu, choć w głowie mi lekko szumiało, co sprawiło, że nieszczególnie zwróciłam na to uwagę. Każde z nas było najwidoczniej zajęte własnym tokiem myślenia i nie miałam nic przeciwko temu. Jedyne, co zagłuszało mój wewnętrzny monolog, to ryk silnika spod maski, który bez problemu mógł udaremnić pójście spać wielu ludziom. Wydawało mi się, że gdy ja również położę spać, warczenie będzie odbijało się od jednej do drugiej ściany i tak bez końca.
Gdy zobaczyłam swój dom w oddali, zrobiło mi się gorzej, co świadomie pokazałam na swojej twarzy. Było mi szkoda przeżywać coś nowego. A może była w tym moja wina? Spojrzałam przelotnie na Kaulitzów, każdy przeżywał co innego, a ja doszłam do zaskakującego wniosku, że to, co się działo między mną, a Shaunem, było wynikiem tego, że bałam się doświadczać nieznanego. Nie, o czym ja mówiłam? Przecież to musiała być miłość podszyta innymi, mniej ważnymi argumentami. Oni natomiast byli… Przestało mnie dziwić to, że Aida tak bardzo była zafascynowana Billem. Czemu oni mieli w sobie taki magnetyzm?
- No i jedna nietrzeźwa klientka podstawiona prosto pod dom. – Bill spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. Skinęłam głową, nie mogąc wysilić się na sztuczną poprawę humoru. – Przyprowadzić ci samochód? – spytał nagle, porzucając maskę zadowolonego człowieka. – Zapewne jutro będziesz go potrzebować.
Patrzyłam na niego w zaskoczeniu, nie rozumiejąc, skąd ta uprzejmość. Nie miałam pojęcia, czy to wszystko było na pokaz, ale oni podbijali mnie z każdym możliwym zdaniem i trochę to było frustrujące. Wydawało mi się, że przy nich byłam wybrakowana. Gdyby jednak się nad tym dogłębniej zastanowić, ja przy każdym byłam wybrakowana, więc…
- Naprawdę chcesz to zrobić? – upewniłam się, mając głupią nadzieję, że żartował, bym miała świadomość, że oni jednak nie mogli mnie powalić w każdym aspekcie.
- Gdyby nie chciał, to by się nie pytał. – odpowiedział za niego Tom, klepiąc mnie po udzie i przełknęłam głośno ślinę. Do cholery, czemu on ciągle naginał moją przestrzeń osobistą tak niewymuszenie, jak gdyby nic sobie z tego nie robił? Sprawiał, że myślałam o nich w zupełnie innych kategoriach, niż powinnam była, a przecież ja… Ja nic do niego nie miałam, nie czułam pociągu fizycznego. To było głupie.
- Okej. – zgodziłam się, wyciągając z torebki klucze i dokumenty, by podać je Tomowi. – Dziękuję. – dodałam, a oni skinęli równocześnie głowami. Otworzyłam drzwi, by wysiąść i ostatni raz na nich spojrzałam. – Dziękuję za wieczór i za podwózkę.
- Cała przyjemność po naszej stronie. – Tom mrugnął do mnie okiem i poprawił mi na tę jedną chwilę humor. Na tę ostatnią. Wyskoczyłam z pickupa i nie oglądając się więcej, poszłam do domu. Czas powitać stare śmieci.

Nie mogłam zasnąć. Siedziałam przy laptopie, oglądając głupie filmiki na YouTube, zamiast robić coś pożytecznego, lub po prostu pójść spać, by jutro w miarę egzystować. Nie mogłam. Nie, żebym w ogóle próbowała. Nie poszłam do sypialni na dłuższą chwilę, woląc nie przypominać sobie, że sprzedałam rzeczy z szafy, które przyczyniły się do tego, że Derek się pojawił i wszystko się posypało. Piłam kawę po pierwszej w nocy, a Colt 1911, który leżał na stoliku obok laptopa, jasno dawał do zrozumienia, w jakim stanie psychicznym byłam. Wydawało mi się, że zaraz ktoś przyjdzie. Co chwilę nasłuchiwałam, czy ktoś stał pod moimi drzwiami i paranoiczne poczucie, że ktoś będzie chciał mi coś zrobić, było ciężkie do zniesienia. Już dawno nie strzelałam, a jednak wiedziałam, że w samoobronie znów trafiałabym bezbłędnie. Nie chciałam tego znowu przeżywać. Rozstałam się z Derekiem i myślałam, że udało mi się to wszystko porzucić, a… to ponownie się działo. Mogłam nigdy nie pomyśleć o tym, by świętować osiemnastkę w Monarch, gdzie na niego wpadłam. Życie potoczyłoby się inaczej i może nigdy bym dała rady otworzyć Damar’s Place wraz z Mariną, ale pewnie byłabym szczęśliwsza.
A czy poznałabym Billa?
Potrząsnęłam głową. On niczego nie zmieniał. Okazał się być równie… Zły? Nie, nie był zły. Był po prostu niebezpieczny, a ja w końcu chciałam odetchnąć. Chciałabym, żeby ten Colt nie musiał w ogóle być wyciągany na światło dzienne; żeby w ogóle nie był w moim posiadaniu. Chciałabym cofnąć czas, a to była jedyna rzecz, która była naprawdę niemożliwa. Co teraz? Czy teraz miałam się ukrywać, unikać wszystkich? Przestać spotykać się z Billem? Nie chciałam. Gdzieś w tych insynuacjach musiało być drugie dno. Jakakolwiek historia miała zawsze dwie, lub więcej stron, czyż nie?
W mieszkaniu było tak przeraźliwie cicho, że spięłam się, gdy usłyszałam kroki na korytarzu. Szum pracującego laptopa nie umniejszał innych dźwięków i złapałam za Colta, nerwowo go odbezpieczając. Wstałam szybko, przemierzając na palcach odległość do drzwi, trzymając pistolet wzdłuż uda i oparłam się o ścianę, nasłuchując. Ktoś tam stał, tego byłam pewna. Bóg mi świadkiem, jeśli to Derek, nie zawaham się przystawić mu lufy do głowy.
Przełknęłam nagromadzoną ślinę i wstrzymałam oddech, czekając. Serce zabiło mi boleśnie, gdy w końcu rozległo się pukanie. Byle to nie był Derek, albo ktoś z jego ludzi, do cholery. Zagryzłam wargę i przekręciłam zamek. Nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi, nie ruszając się z miejsca. Szum w głowie przebił szum laptopa i chociaż było ciemno, pojaśniało mi przed oczami z nagłego wzrostu ciśnienia. Niespodziewany gość zrobił krok do przodu, a ja bezceremonialnie wycelowałam Coltem w jego głowę, natychmiast rozumiejąc mój błąd. Złapałam ze świstem powietrze, a Bill odwrócił się w moją stronę, przez co pistolet znalazł się dokładnie pomiędzy jego oczami. Nie wystraszył się w przeciwieństwie do mnie, bo przez chwilę pomyślałam, że mimo mojej broni, on mógłby mnie zabić, gdyby chciał. Dreszcze przebiegły wzdłuż mojego kręgosłupa, gdy zdałam sobie sprawę, że minął miesiąc, a ja chyba w ogóle go nie poznałam.
Staliśmy tak przy otwartych drzwiach, a ja wciąż do niego mierzyłam, jakby był moim wrogiem. Czy naprawdę był? Nie wiedziałam. Zrozumiałam natomiast, że tym sposobem odkryłam przed nim karty, dając mu jasno do zrozumienia, że ja również byłam niebezpieczna, bo tego nauczył mnie Derek. Bo taka była moja przeszłość.
- Czy, zanim mnie zabijesz, wysłuchasz tego, co mam do powiedzenia? – spytał spokojnym głosem, a ja pokiwałam głową, chociaż wydawało mi się, że to było złe. Zgubiłam się. Bill zamknął za sobą drzwi i ruszył do salonu, zupełnie ignorując to, że celowałam do niego z pistoletu. Ile musiało być w nim opanowania, tylko on tak naprawdę wiedział. Opuściłam broń i poszłam za nim, nie mając żadnego wyboru. Gdzieś w klatce piersiowej zakuła mnie myśl, że chciałabym, żeby chociaż mnie pocałował na przywitanie…


~~~~


Margo - Mam rozpoczęty tylko kolejny, więc mam nadzieję, że będę wystarczającą inspiracją, by go skończyć i zacząć kolejny, kiedy wiem, co i jak ma iść dalej. Boże, chciałabym to skończyć. I tak, wiem, Marina i do tego jeszcze Tom xD
Asiek - Polecam się na przyszłość! Mi też ich szkoda, ale kto wie, jak to się dalej potoczy. Na szczęście dzięki Shelterowi nie wiadomo, czy będzie happy end, czy też nie, o xD
Ana - Witam cię w moich skromnych progach! Cieszę się, że podoba ci się treść tego i owego, co tu dziergam i mam nadzieję, że zatrzymam cię tu na dłużej xD Tak, tak, wyjaśni się tu wszystko i jeszcze więcej :D