niedziela, 12 października 2014

08. Bizarre Twins.

Czasami emocje rozsadzają człowieka tak, że nie do końca wiadomo, co powinno się uczynić, by ta tykająca bomba wewnątrz odrobinę się zmniejszyła i dała wytchnienie. Gorzej, jeśli nie znasz remedium na tę dolegliwość i męczysz się sam ze sobą do momentu eksplozji, po której następuje cisza o ogromne znużenie sytuacją.
Zamknęłam drzwi za sobą, czując w żołądku coś, co formowało się w wielką kulę, pochłaniającą moje wszystkie wnętrzności i aż zaczęło mi się kręcić w głowie. Oparłam się dłonią o ścianę, rzucając niedbale torebkę na stolik i jęknęłam głośno, mając ochotę zacząć wrzeszczeć. Nie byłam pewna, czy chodziło dokładnie o to, że mnie nie pocałował, czy o to, że ten człowiek był tak obłędnie fascynujący, że w jednej minucie zmieniłam zdanie i chciałam już poniedziałek, czy jakikolwiek inny dzień, kiedy znów go zobaczę. Jasno zdawałam sobie sprawę, że to było coś, co zdawało się być silniejsze, choć na pozór, ale to dodatkowo wzmagało to wielkie coś we mnie. Oddychałam ciężko, łapiąc się za brzuch i zagryzłam wargę, wciąż zmuszając się do ciszy. Boże, co się ze mną działo? Powoli schyliłam się, by zrzucić z siebie botki i na boso ruszyłam do kuchni, by wyciągnąć z szafki butelkę wina. Niech to szlag trafi wszystko!
Zatrzymałam się w połowie drogi do kanapy, przełykając głośno ślinę i dotarło do mnie, że miałam zamiar się upić z powodu Kaulitza. Czy można było upaść niżej przez łaknienie obecności drugiej osoby? Zawróciłam się na pięcie i odstawiłam butelkę z impetem na blat szafki. Szybkim krokiem skierowałam się do sypialni i gdy tylko dorwałam w swoje dłonie poduszkę, przytknęłam ją sobie do twarzy i zaczęłam wrzeszczeć jak opętana, próbując zelżyć sobie tę udrękę. Boże, to był jakiś koszmar. Czułam łzy pod powiekami i w końcu zrozumiałam, że nie mogłam przejść obojętnie obok tej cholernej intensywności. Usiadłam na łóżku, tuląc do siebie poduszkę, czując mocne pieczenie w gardle i rozbeczałam się jak dziecko. Całe szczęście, że Mariny tu nie było, bo chyba by się załamała, widząc mnie w takim stanie.

W zasadzie miałam parę rzeczy do zrobienia. Miałam nieuporządkowane raporty, które przyniosłam z Damarsa, nie dowiozłam księgowej jednego zagubionego – choć to być może miało coś wspólnego z tym, że wciąż nie mogłam go znaleźć, bo nawet nie zaczęłam go szukać – ani nie zrobiłam prania. W zamian leżałam na łóżku od ponad trzech godzin, czyli od dziewiątej, kiedy się obudziłam i gapiłam się raz w sufit, raz w ścianę, zastanawiając się nad wszystkim, tylko nie nad pracą. Miałam wrażenie, że zaczynałam po prostu głupieć, co było naprawdę uwłaczające godności, biorąc pod uwagę, że cholernego Kaulitza widziałam tylko raz. Tylko raz spędziłam z nim więcej czasu, niż kilka minut, a teraz czułam się tak, jakby wypompował ze mnie całe życie. To, jak szybko sprawił, że mnie zauroczył, było moją osobistą, bardzo bolesną w lekcjach porażką. Zamiast się w miarę ogarnąć, wstać i chociaż coś zjeść, ja wolałam przeżywać wczorajsze spotkanie minutę po minucie, co właściwie mogło być wytłumaczeniem dla mojego długotrwałego wegetowania w łóżku. Miałam przynajmniej nadzieję, że, gdy Marina przyjdzie – zakładając, że w ogóle przyjdzie, bo to wcale nie było takie pewne – trochę odżyję, ale jakoś w to wątpiłam. Może zrobiłaby mi śniadanie do łóżka? Cholera, życie stało się znowu za trudne do przetrwania. Użalałam się nad sobą. Bardzo dojrzałe z mojej strony.
Nie miałam pojęcia, ile czasu minęło, choć prawdopodobnie dużo, skoro w głowie już przerobiłam wyjście z Piccolo, ale w którymś momencie usłyszałam przekręcanie zamka w drzwiach i poczułam tak niewiarygodną ulgę, że aż mi się klatka piersiowa zapadła boleśnie od wydychanego powietrza. Nie ruszyłam się jednak z miejsca, narażając się na niewygodne komentarze, mając to chyba gdzieś. Wciąż próbowałam dojść do siebie i chyba było już bliżej niż dalej.
Głowa Mariny pojawiła się między drzwiami od sypialni, a framugą i nawet nie mrugnęłam okiem na jej uniesioną brew. Miała wysoko spięte włosy w niedbałego koka, jej oczy były tylko pociągnięte tuszem, a i tak wyglądała kwitnąco. W przeciwieństwie do mnie najprędzej.
- Wszystko w porządku? – spytała w końcu, nie przestając mnie obserwować w ten sam sposób. Ja w zamian posłałam jej mroczne spojrzenie, co ona chyba nawet zrozumiała, choć pewnie opacznie i zniknęła w czeluściach mieszkania. Słyszałam, że coś mówiła i przygasłam jeszcze bardziej, dochodząc do wniosku, że musiał tam być też Shaun. Chyba bym dzisiaj wolała jakieś babskie śniadanie niż to. Albo głodówkę.
Do moich uszu dobiegł dźwięk wsypywanych ziaren kawy do ekspresu i westchnęłam. Dobry początek, choć chyba wcale nie chciałam wiedzieć, jak to się wszystko dalej potoczy. Zaraz, chwila. Przecież mogłam wypytać Shauna, co powiedział Kaulitzowi na mój temat!
Zerwałam się z łóżka w takim tempie, że aż mi zrobiło się ciemno przed oczami. To zawsze był jakiś cel tego dnia, prawda? Oczywiście, że prawda!
Założyłam bieliznę, uznałam, że lepiej mieć na sobie coś innego od piżamy, więc zarzuciłam na siebie porozciąganą szarą koszulkę oraz dresy z dna szafy i tak wywędrowałam do łazienki, ignorując fakt, że chyba w mojej kuchni przygotowywało się właśnie śniadanie i w całym mieszkaniu pachniało kawą. Cholera, za bardzo się wkręciłam i na myśl, że zamiast przyjaciół miałby tu być Kaulitz, czułam mrowienie w brzuchu i robił mi się głupi uśmiech na twarzy. Potrząsnęłam głową i zatrzasnęłam się w łazience, próbując sobie wmówić, że nie powinno mnie cieszyć to, że zamierzałam się wypytywać o człowieka, który mi się tak bardzo podobał. To nie było w moim stylu, ale cóż, tym razem chyba wszystko toczyło się jakoś inaczej, więc musiałam się dostosować.
Zrobiłam to, co miałam do zrobienia, przemyłam twarz, ogarnęłam trochę włosy i ruszyłam do kuchni, notując w pamięci, że chyba dzisiaj był czas, by trochę posprzątać w domu. Zaraz jednak mi to wyleciało z głowy, gdy zobaczyłam Marinę, ubraną tak samo w dresy z włosami związanymi na czubku głowy, która robiła chyba jajecznicę (och, więc miałam jajka?) i Shauna w granatowej koszulce i jasnych jeansach, który właśnie wlewał mi kawę do białego kubka. Podniósł wzrok na mnie, gdy najwyraźniej usłyszał moje kroki i uśmiechnął się szeroko.
- Muszę powiedzieć, że z wami najlepsze jest to, że macie dwa mieszkania, a czuję się tak, jakbym lawirował po jednym. – oznajmił na wstępie, a ja wzruszyłam ramionami. Wtedy też i Marina mnie dostrzegła i natychmiast rozpromieniła się na mój widok, co skwitowałam uniesieniem brwi. Miałam nadzieję, że nie będzie mnie o nic wypytywać przy Shaunie, bo chyba zginę od nadmiaru wstydu. Nie chciałam przy nim mówić, jak czułam się przy jego kumplu, biorąc pod uwagę, że przez długi czas spotykałam się z jego najlepszym przyjacielem. Wzdrygnęłam się nagle, gdy dotarł do mnie ten prosty fakt. Jak on odbierał to, że po Dereku spotkałam się z Kaulitzem? W teorii nic mu do tego, ale... – Słyszałem, że spotkałaś się wczoraj z Kaulitzem, jak było? – spytał niespodziewanie, co zupełnie wytrąciło mnie ze zdenerwowania, w które najwyraźniej sama się wpędziłam. Zamrugałam idiotycznie oczami, nie ukrywając nawet zaskoczenia. Może jednak nie miał nic przeciwko?
Wzruszyłam ramionami, nie wiedząc, co właściwie chciałabym powiedzieć. Gdyby tu była tylko Marina, prawdopodobnie wywaliłabym wszystko, co mi leżało na sercu, ale... Znów stałam na niepewnym gruncie i nie wiedziałam, jak się zachować. Znajomość z Billem była wymagająca i męcząca psychicznie i naprawdę, wszyscy mogliby mi być świadkiem, że z Derekiem jednak było łatwiej. Przynajmniej na samym początku. Być może dlatego, że nie tworzyłam sobie sama problemów.
Dostrzegłam jawną ciekawość wymalowaną na jego twarzy, a gdy zerknęłam też na Marinę, mimowolnie zachciało mi się śmiać, gdy jej mina ukazała mi dokładnie te same emocje. Żadne z nich nie było wścibskie, wiedziałam o tym, więc zrobiło mi się cieplej na sercu, gdy zdałam sobie sprawę, że chcieli mojego dobra. Tak po prostu. Niezobowiązująco. Przypomniały mi się stare, luzackie czasy i westchnęłam, ruszając do stołu, by usadowić się na krześle naprzeciw nich.
Jak było z Kaulitzem? Jak mogłam to określić jednym zdaniem? Słowem?
- Inaczej. – odparłam więc, dochodząc do wniosku, że to było najlepsze wytłumaczenie wczorajszego dnia. Po Dereku próbowałam spotykać się z innymi, ale to zawsze okazywało się niewypałem nie ze względu na nich, a na mnie. Zawsze po jednej randce miałam dość i rezygnowałam. Teraz wiedziałam, że nie chciałam odpuścić. Zmarszczyłam czoło, gdy kolejny raz doznałam olśnienia. Kaulitz celowo mnie zostawił pod domem, nie całując mnie. Każdy to robił, każdy chciał więcej. Skąd on wiedział, co miał robić, by mnie do siebie nie zrazić? Podniosłam wzrok, przestając się gapić na dłonie, by zerknąć podejrzliwie na Shauna, nie wdając się w żadne podchody. – Co mu o mnie mówiłeś? – spytałam, nie bacząc na to, jak ostro zabrzmiał mój głos. Nie chciałam na niego naskakiwać, ani być dla niego opryskliwa, ale musiałam znać wszystkie szczegóły. Chciałam wiedzieć, jak wielką Bill miał nade mną przewagę.
Shaun spojrzał na mnie spod uniesionej brwi, wciąż trzymając w ręku dzbanek z kawą i tym razem to on wzruszył ramionami.
- W sumie to dziwne, bo wcale nie pytał. Nawet nie wiedziałem, że się znacie, dopóki się nie dowiedziałem, że się mieliście wczoraj spotkać. – odpowiedział i choć brzmiał szczerze, jakoś w to wątpiłam. Na mojej twarzy musiało pokazać się wyraźne niedowierzanie, które odbiło się nawet na Marinie, która biernie przysłuchiwała się naszej konwersacji, nie przerywając robienia śniadania. Shaun bez mrugnięcia okiem wytrzymał moje spojrzenie, aż ja zamrugałam, a on w końcu odłożył dzbanek, od razu wyciągając z lodówki śmietankę. – Uspokój się, Aida, dobrze wiesz, że nie mam w nawyku obgadywania przyjaciół. – dodał, mieszając  moją kawę, by chwilę później postawić mi ją pod nosem. Odchyliłam się na krześle, krzyżując  ramiona, niczego już nie rozumiejąc. – Czemu w ogóle pytasz?
A może miałam paranoję? Może Bill miał jakiś dar jasnowidzenia i wiedział, co lubię i skąd jestem. Parsknęłam śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Dobra, to brzmiało bzdurnie.
- Okej, muszę się upewnić, że nie zwariowałam, ale wcześniej zdążyłam zamienić z nim tylko kilka zdań, a on wiedział, skąd jestem, jakie wino dla mnie wybrać, chociaż nie pasowało do dania i... – urwałam, reflektując za późno, że mówiłam zbyt emocjonalnie przy Shaunie, który mógł wszystko przekazać Billowi. Nie, zaraz. Powiedział, że nie rozmawiali o mnie. Przetarłam twarz, sfrustrowana. Shaun stał nad stołem, przyglądając  mi się bacznie i skrzywił się tak jak zawsze, gdy jakaś niewygodna myśl przychodziła mu do głowy. Boże, chciałabym poznać Kaulitza w taki sam sposób, by wiedzieć, co myślał. Spojrzałam na niego pytająco, ale on machnął tylko ręką i odwrócił się do mnie plecami, by odnieść śmietankę.
- Nie wiem, czy kogokolwiek to interesuje, ale zrobiłam śniadanie. – oznajmiła Marina, jakby chciała uciąć temat. Czemu mi się zdawało, że wszyscy wiedzą więcej ode mnie i nikt nie chce mnie oświecić?

Gdzieś w momencie, gdy Marina i Shaun wyszli z mieszkania, na mój umysł został zesłany zdrowy rozsądek, który na szczęście mi przypomniał, że istniało też coś poza Kaulitzem, którego im bardziej próbowałam rozszyfrować, tym mniej rozumiałam. Zajęłam się każdą możliwą sprawą, która mogła mi zabrać wolny czas. Najpierw przewaliłam całe mieszkanie w poszukiwaniu zagubionego raportu dobowego, a gdy go jednak nie znalazłam, posprzątałam cały burdel, jaki narobiłam i pojechałam do Damarsa, by i tam szukać. W końcu ze zgubą ruszyłam od razu do księgowej, choć była niedziela, ale olałam temat, uparcie zajmując się wszystkim, tylko nie myśleniem o Kaulitzu. W drodze powrotnej zrobiłam zakupy, by zapełnić pustą lodówkę, choć to nie miało zbyt wiele sensu, biorąc pod uwagę, że pewnie połowę znów wyrzucę do śmieci, ale to też zabierało czas, więc zaakceptowałam minusy. Wróciłam do domu, ugotowałam sobie obiad, zastanawiając się, kiedy przestałyśmy z Mariną przebywać razem wtedy, kiedy nie musiałyśmy i wynik rozmyślań zmusił mnie, bym porzuciła kolejny temat, by nie wpaść w ponury nastrój. Jadłam w ciszy, będąc nagle bezlitośnie świadoma faktu, jak bardzo odseparowałam się od normalnego życia i bezpowrotnie straciłam humor.
Zrobiłam sobie paznokcie, zrobiłam pranie, zmieniłam poszewki, aż w końcu padłam wyczerpana na łóżko, uśmiechając się krzywo na myśl, że pierwszy raz od niepamiętnych czasów chciałam już poniedziałek, by się samą sobą nie katować. Przypomniało mi się dokładnie, co było powodem szybkiego otwarcia Damar’s Place i rzucenia się w wir pracy i z tą myślą zapadłam w głęboki sen, który wreszcie pozwolił mi odpocząć. Obudziłam się kilka minut przed budzikiem, co zdarzyło mi się zapewne kilka miesięcy temu, ale nie oponowałam, gotowa, by zmierzyć się z kolejnym dniem, który – tego byłam pewna – musiał obfitować w niespodzianki.

Poniedziałek zaczął się tak jak każde wcześniejsze poniedziałki z wyjątkiem motylków w podbrzuszu, które wyraźnie mi sugerowały, że czekałam na jakieś zdarzenie. Wykonywałam wszystkie polecenia bez mrugnięcia okiem i miałam w sobie większy entuzjazm tylko dlatego, że wiedziałam, że coś się stanie. Marina miała lepszy humor niż ostatnio, co też sprawiło, że byłam pogodniejsza i miałam większy zapał do pracy. Nie nadążałam za tym, jak zmieniało mi się nastawienie do życia, ale nie miałam zamiaru się nad tym wszystkim zastanawiać, kiedy już nie miałam pojęcia, kiedy ostatnio chciało mi się pracować tak efektywnie jak tego dnia.
Czas mijał, a ja z godziny na godzinę robiłam się coraz bardziej podminowana, chodząc przy tym jak w zegarku. Musiał przyjść. W końcu pytał, czy może. Nie pocałował mnie, ale to musiał być ten sam powód, dla którego wiedział, że lubię słodkie wino. Nie miałam pojęcia, skąd, ale wiedział. Więc jakkolwiek irracjonalnie to brzmiało – musiał wiedzieć, że chciałam, by przyszedł, prawda? Czy ja już wariowałam? Nie było to jednak ważne. Nie dzisiaj, kiedy tak bardzo się starałam, by wszystko było idealne. Wszystko sprzyjało, by się tutaj pojawił. Nawet fanek dzisiaj nie było zbyt wiele, przypuszczalnie dlatego, że z rana odkryłam, że na Instagrama wstawił zdjęcie stolika z Piccolo, a pod nim „#meeting #venice #finally”, więc pewnie wyemigrowały na Venice Beach, co dodatkowo poprawiło mi nastrój. Musiał przyjść. Niech mnie szlag, musiał.
Godziny lunchu mijały jedna za drugą w zastraszająco szybkim tempie, ale nie traciłam nadziei, mając w głowie, że sama go ostrzegłam o jego walniętych fanatyczkach. Marina chyba nawet zdawała się mnie rozumieć, choć wcale nie wytłumaczyłam jej powodu mojego zachowania. Owszem, opowiedziałam jej, co się wydarzyło na spotkaniu i to, że mnie nie pocałował, ale... Och, Boże, to wszystko było tak cholernie idiotyczne, że aż przykre. Ja byłam przykra. I wszystko wokół mnie.

Było kilka minut po trzeciej, gdy w końcu udało mi się uporać z ostatnim zamówieniem dla spóźnionego klienta. Postanowiłam wręczyć osobiście lunch, więc ustawiłam wszystko na tacy i raźno wyszłam z kuchni, kierując się do stolika, przy którym siedział chłopak, na oko osiemnastoletni. Biorąc pod uwagę, że coraz to nowsze pokolenia wyglądały starzej, mógł w sumie mieć nawet i piętnaście, czy dwanaście lat, ale nie przejęło mnie to zbytnio. Gdy tylko mnie zobaczył, na jego skupionej i wyraźnie zmartwionej twarzy pojawił się nikły cień uśmiechu. Pewnie miał problemy. Może w szkole? Może z dziewczyną? Przeczesał swoje jasne krótkie włosy, zaczesane podobnie do Billa i wyprostował się, czekając na danie. Wygładził granatowe jeansy i spłowiałą czarną koszulkę i westchnął, gdy postawiłam przed nim tacę. Ludzie, którzy tutaj się pojawiali, byli czasami naprawdę wielkimi zagadkami. Nie za często mnie interesowało, co tak naprawdę kryło się za fasadą, ale przez tego chłopaka zrobiło mi się dziwnie niewygodnie na myśl, że na pewno nie pomogę mu swoim jedzeniem. Nie tak jak to robiłam kilkadziesiąt razy. Uśmiechnęłam się do niego, życząc mu smacznego i dopiero z tej bliskiej odległości dostrzegłam sińce pod oczami. Podziękował mi i chwycił sztućce, zabierając się za pałaszowanie. Niech to, miałam czasami zbyt miękkie serce, by odpuścić.
- Jaki deser lubi pan najbardziej? – spytałam więc, wkładając w głos jak największy pokład uprzejmości, na jaki było mnie w ogóle stać. Podniósł powoli na mnie wzrok, marszcząc czoło i wzruszył ramionami. Wcale mnie nie zdziwiło, że go zaskoczyłam. W sumie sama siebie zdziwiłam chyba bardziej.
- Chyba wszystko, co ma czekoladę. – odpowiedział z wahaniem, a ja uśmiechnęłam się szerzej.
- W takim razie jeszcze raz smacznego i już nie przeszkadzam. – skinęłam mu głową i ruszyłam ochoczo do Mariny, która przyglądała mi się z pobłażliwą miną. Ona nie robiła tego tak często jak ja. Co prawda w większości tego typu sytuacji to ona była osobą, która częstowała klientów czymś za darmo, ale to ja ją do nich wysyłałam. A dzisiaj był ten dzień, kiedy właściwie – gdybym mogła – obdarowałabym wszystkich.
- Co podać? – odsunęła się od lady, patrząc na ciasta za witrynami, a mi przyszło do głowy, że już nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam coś swojego wyrobu ze smakiem. Jadłam po to, by zabić głód, nic poza tym. Otrząsnęłam się z zamyślenia i zerknęłam w stronę chłopaka, którego lunch pochłonął bez końca. Westchnęłam i podeszłam do Mariny, by przejrzeć zestaw słodkości.
- Powiedział, że lubi wszystko, co ma czekoladę... – oznajmiłam, zastanawiając się, co byłoby najlepszym wyjściem z tej sytuacji. Może to był kolejny powód, by nie myśleć, ale podobało mi się to. Przypominało mi początki, kiedy pracowałam z większym zacięciem i przede wszystkim z większą pasją. – Mam chyba pomysł. – rzuciłam i wypadłam na zaplecze, by wyciągnąć z chłodziarki serek mascarpone.
Kilka minut później klienci patrzyli, jak spierałyśmy się po cichu, co jeszcze ułożyć na talerzyku, przy którym stała już mała miseczka, do której nałożyłam krem z serka mascarpone i zalałam to gęstą czekoladą. Na talerzu zaś ułożyłyśmy owoce, które Marina w swoim stałym zwyczaju układała tak, by wszystko wyglądało jak najpiękniej i jak najbardziej kusząco. W końcu postawiłyśmy naczynia na tacy i zgrabnie lawirując między stolikami, dotarłam do klienta, na którego talerzu już prawie nic nie zostało z dania, które mu zaserwowałam. Zerknął na mnie speszony, gdy znów uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Na koszt firmy, życzymy smacznego. – powiedziałam gładko i postawiłam tacę, uprzednio zabierając tę po lunchu. Oczy chłopaka rozszerzyły się, gdy tylko zobaczył, co przed nim położyłam i zaczerwienił się uroczo.
- Ale nie trzeba było, ja myślałem... – zaczął płochliwie, ale urwał, kręcąc się na siedzeniu, jakby nie wiedział, co ze sobą zrobić. Przypomniało mi się moje własne zachowanie w Piccolo i zrobiłam głupią minę na myśl, że to samo, co ja myślałam o chłopaku, musiał myśleć o mnie Bill.
- Przecież nie ma problemu, naprawdę. – skinęłam do niego głową i odwróciłam się na pięcie, by z zadowoleniem świetnie dogadującym się z dumą, która mnie rozsadzała, wrócić przed ladę, kończąc epicko czas lunchu i przybijając żółwika z Mariną tak, by nikt tego nie widział. Chłopak odwrócił się w naszą stronę i, uśmiechając się rozbrajająco niczym małe dziecko, które dostało wielkiego lizaka, bezdźwięcznie rzucił w naszą stronę „dziękuję”. Tym razem obie skinęłyśmy mu głowami, dokładnie w tym momencie, kiedy drzwi do Damar’s Place otworzyły się i do środka weszło dwóch wysokich facetów, od których mina mi zrzedła, a serce w ekspresowym tempie podeszło mi do gardła. Pierwszy z nich był odrobinę bardziej barczysty, miał na sobie czarny bezrękawnik od Ricka Owensa, granatowe zwykłe jeansy i czarne sneakersy, które okazały się być od Salvatore Ferragamo. Podniosłam wzrok z butów, by spojrzeć na twarz i brązowe oczy przeszyły mnie na wylot, aż z wrażenia przełknęłam głośno ślinę. Tom Kaulitz nawet nie spojrzał, kto znajdował się w Damar’s Place. Tom Kaulitz zauważył mnie już na samym wstępie i wyraźnie dał mi odczuć, że będzie mnie bacznie obserwował, bo taki był jego obowiązek. Dzielnie wytrzymałam jego spojrzenie, aż w końcu spuścił ze mnie wzrok, by przyjrzeć się stojącej obok mnie Marinie. Widziałam, jak dokładnie zlustrował każdą część jej ciała, jaką był w stanie dostrzec i poczułam dziwną ulgę, że nie obciążał mnie swoją uwagą. A potem zobaczyłam zaraz za nim Billa i gorąco rozlało się po mojej twarzy tak ekspresyjnie, że musiałam zacząć świecić jak czerwone światło sygnalizatora na skrzyżowaniu. Był tak samo ubrany na ciemno, jakaś czarna bluza, której pochodzenia nie znałam, czarne dresy tak samo od Ricka Owensa i czarne conversy, które były tak brudne, że zauważyłam to nawet z daleka, przez co chciałam parsknąć śmiechem. Miał na sobie czarną czapkę z daszkiem bez żadnego znaku rozpoznawczego. Obaj wyglądali, jakby chcieli przez ubrania zlać się z tłumem, a ja doznałam dziwnego poczucia, że gdy tylko weszli do środka, zabrali mi całe powietrze, a pomieszczenie nagle stało się mniejsze. Zacisnęłam zęby, gdy Marina dyskretnie wbiła mi szpilkę w łydkę. Pewnie poczuła dokładnie to samo. Miejsce przed ladą było puste, jakby oczekiwało na tych przybyszów, więc Tom Kaulitz nawet nie pytał, czy może usiąść. Zasiadł na miejscu przede mną, jakby wciąż miał zamiar obserwować moje zachowanie i poczułam ukłucie zdenerwowania, zapominając o motylkach w brzuchu na widok Billa. Powinnam była się odezwać, ale z wrażenia nie wiedziałam, jak zareagować. Na całe szczęście z opresji wyratowała mnie Marina, zachowując zimną krew. Zaskakujące jak na nią, kiedy ja byłam pewna, że nie tylko mi było duszno przez ich obecność. Bracia Kaulitz byli dziwni. Jeden był deprymujący, ale kiedy pojawiali się obaj, ja sama traciłam wiarę w siebie i to, co robiłam. Dziwni i fascynujący zarazem.
- Witamy w Damar’s Place. Czego sobie panowie życzą?
Jedno było pewne – Marina miała niezaprzeczalny urok, który sprawiał, że większość klientów czuła się tutaj jak u siebie dokładnie od momentu, kiedy moja przyjaciółka ich witała. Była tak pogodna i swobodna w kontaktach z ludźmi, że już nawet się nie czepiałam tego, że w większości przypadków ja siedziałam na zapleczu, a ona przyjmowała zamówienia. Swoim podejściem przyciągała do siebie klientów, a to przecież był klucz do sukcesu, czyż nie? A więc i tym razem zadziałała cuda. Tom Kaulitz mnie zignorował i uśmiechnął się szeroko do Mariny, jakby wcale nie przyszedł tutaj na jawne przeszpiegi.
- Coś do jedzenia. Jesteśmy głodni. – oznajmił niemal uroczyście, a jego brat parsknął śmiechem. Odważyłam się więc spojrzeć na Billa i serce zabiło mi mocniej, gdy zauważyłam, że otwarcie na mnie patrzył i westchnęłam, starając się uśmiechnąć w jego stronę. Jak miałam pozbyć się zdenerwowania w jego obecności? I jeszcze jego bliźniak... Wciąż nie mogłam zignorować poczucia, że byli na to miejsce zbyt charyzmatyczni; że ja byłam zbyt zwykła na ich towarzystwo. Nie chodziło o ich sławę, a o nich samych. Nie umiałam tego przełknąć. Mimowolnie mój wzrok ześlizgnął się na jego usta i przełknęłam głośno ślinę, przypominając sobie, jak blisko były moich ust w sobotę. Fala mrowienia, która przesunęła się z żołądka aż pomiędzy nogi sprawiła, że musiałam skupić się na czymś innym. A jeśli jednak miał irracjonalny dar jasnowidzenia i by zobaczył, jak cholernie wielką mam ochotę nagiąć jedną z barier, którymi byliśmy otoczeni? Niech to szlag, odpłynęłam tak daleko, że aż musiałam zamrugać oczami, by się pozbyć podniecających wizji z głowy.
- ...jest dobrą kobietą, zapewne postara się coś wam wykombinować w kuchni na specjalne życzenie, prawda, Aida? – Marina spojrzała znacząco w moją stronę, a ja zastygłam w bezruchu, gdy dotarło do mnie, że mnie o coś pytano. Och! Zapewne o lunch!
- A, tak, jasne! – zreflektowałam w czasie i wymruczałam polskie przekleństwo w stronę przyjaciółki. Ta wyszczerzyła do mnie zęby i wyciągnęła spod lady menu, by położyć je przed bliźniakami i wskazać palcem jej ulubione dania. Chwilę później trzymałam w ręku świstek z ich zamówieniem i wędrowałam do kuchni, modląc się w duchu, by się przy nich nie potknąć o własne nogi. Najpierw danie dla Toma. Potem cała reszta.
Starając się zignorować drżenie rąk i całego ciała, odpaliłam palnik i postawiłam na nim patelnię, wlewając odrobinę oliwy, by ją rozgrzać, a potem po kuchni rozlegały się tylko dźwięki krojenia, smażenia i stukotu moich obcasów. Szybko, zgrabnie, perfekcyjnie. Gdybym miała tutaj jeszcze Marinę do pomocy, zapewne wszystko by szło jeszcze efektowniej, ale nie mogłam narzekać. Chciałam mieć pieniądze, więc musiałam sobie radzić najlepiej, jak tylko potrafiłam. O wilku mowa. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy usłyszałam otwierane drzwi do kuchni, zwiastujące nadejście mojej przyjaciółki. Uniosłam głowę, by spytać jej, co się stało i wytrzeszczyłam oczy, drgając gwałtownie, gdy dostrzegłam Billa opartego luzacko o ścianę, jakby to nie było nic dziwnego, że znalazł się w miejscu, do którego zabroniono wstępu klientom. Znów zrobiło mi się gorąco i poczułam mocny ucisk na dnie żołądka, gdy przed oczami pojawiła mi się wizja szybkiego numerku na blacie stołu. O Boże, to była piękna wizja.
- Chciałem się przywitać. – oznajmił mi cicho, a ja w tym samym czasie poczułam ostry ból we wskazującym palcu u lewej ręki, aż pisnęłam przenikliwie. Puściłam z impetem nóż, gdy dotarło do mnie, że beztrosko przejechałam nim po palcu i poczułam mdłości, gdy na ranie natychmiast pojawiła się krew. Świetnie! Po prostu cudownie! Czym ja zawiniłam, że zostałam obdarowana taką głupotą, która uaktywniała się akurat przy Billu? Przeklęłam głośno i wyleciałam z kuchni jak torpeda, by opanować krwotok w łazience.
Cóż, mogłam się pożegnać z dobrym wrażeniem na Tomie, bo teraz na pewno spieprzę jedzenie. I wszystko inne, co można było spieprzyć.

~~~~

Miss - Czepiam się, ale już odkryłam, co z nimi wszystkimi jest nie tak. Tak sądzę o.O Rzadziej, bo w zasadzie to nie ona robi dodatkowe żarło i sądzę, że po prostu liczy się ze zdaniem Aidy. A wiadomo, jaka jest Aida. A teraz error, uwaga, zaczęłam myśleć o kolejnym rozdziale!
Dee - Też sobie narobiłam ochoty na czekoladę, jeśli cię to pocieszy. A już ogólnie to opierdoliłam pół tabliczki Milki z Oreo. Złoooo! I Tom wie, co robi XD To nie macho, on po prostu obserwuje xD Dobry brat!
Sadness - Aida jest biedna! Co do Rii, to jeszcze się pojawi, więc może zmienisz zdanie xD Chyba, że za nią nie przepadasz, to trzymaj się tej opcji xD Przepraszam za naleśniki, jam niewinna! I już nic nie powiem na temat mojego pisania :x
Ewelina - nie grzebał w śmieciach i nie podglądał jej, to mogę obiecać xD I nie mam przepisu, po prostu napisałam, co mi pierwsze do głowy wpadło na szybko. I Aida nie może rzucić wszystkiego w pizdu. W obecnym momencie jeszcze nie ma powodu. Złem to jestem potem xD Znaczy w następnym rozdziale, jak go kiedyś skończę, o.
Alice - Dziękuję ^_^ Jedna z tych tysiąca różnych wersji nie będzie przewidywalna w takim razie :D
Asia - :D
Sternschnuppe - Tu nic nie jest z dupy wzięte, sorry xD Od razu alkoholik ej xD Pfff, po prostu yyyy... pije. Czasami. I dobrze, że sądzisz, że Shaun mu powiedział xD
unnecessary - To nie jest miłość, ani obsesja. Zdaje mi się za to, że to całkiem sensowne, że kobieta może przereagowywać, kiedy próbuje z siebie wyprzeć cokolwiek, co czuje i kiedy ją to przerasta. To głównie strach ją tak yyyy dziwaczeje. I tak. Zdecydowanie nagminnie tracą głowy dla mężczyzn. Takie życie ^_^ Będzie ją opatrywał! Bo jakby inaczej? xD

10 komentarzy:

  1. Ja nie wiem czego ty się kurwa czepiasz tego rozdziału, ponieważ jest zajebisty. Znów się uśmiałam. Chociaż ten chłopak... Jezu, weź ode mnie pms, bo mi się zrobiło przykro. Jak możesz mówić, ze Marina rzadziej... skoro ona ma pewnie za wielkie serce. No come on.
    Bejb, swoją drogą naprawdę, aż nie wiem co mam napisać, bo... oczarowałas mnie. Nie dziwi mnie nic co tutaj jest napisane (Ciekawe czemu).
    Ale żałuję, że ten rozdział tak nadzwyczajnie krótki. Wolałabym wiedzieć więcej, przeczytać więcej... I w ogóle.
    I aż uśmiecham się jak głupia na myśl o tym co tutaj się teraz wydarzyło i co jeszcze się wydarzy.
    Nie mam pomysłu co jeszcze dodać, więc życzę Ci myszko mnóstwo weny, siły i uśmiechu.
    Kocham Cię cholernie mocno, kocie. :* ♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie osoby to skarb! Chłopak zapewne miał ciężki dzień i chociaż u nich dostał coś na pocieszenie, mm...aż mi narobiłaś ochoty na czekoladę. Chyba zaraz sobie po nią do sklepu pójdę, pięknie, a miałam już nie jeść słodyczy! I jak Bill dowiedział się pewnych rzeczy o Aidzie, skoro nawet nie rozmawiał z Shaunem? Podejrzana sprawa, nawet bardzo. A Tom, no speszył ją najzwyczajniej w świecie. Kaulitz! Tak się nie robi, bo jeszcze na zawał by tu padła pod tym jego wzrokiem. Bill i coś ty znowu narobił, palca stracić przez Ciebie mogła. Ah odcinek cudowny, mogłaby, czytać więcej, więcej i więcej. Co będzie dalej w tej relacji, czy dogada się ze starszym bliźniakiem? Oby, bo inaczej to będzie lipa, w końcu kiedyś nie będzie się zachowywał jak macho, nie? Dobra, zmykam, czekam i dużo weny życzę! :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny raz utwierdzam się w przekonaniu, że Aida wymaga pomocy psychicznej. I ta jej myśl o szybkim numerku na blacie... Głupi Kaulitz. Czy on zawsze musisz się tak zjawiać, jakby wyrastał spod ziemi? Któregoś pięknego dnia nasza ulubienica straci coś więcej przez niego niż tylko (prawie) palca...
    Swoją drogą, mając takiego faceta przy sobie też pewnie myślałabym tylko o tym, co zrobić, by zaciągnąć go (niekoniecznie) do łóżka. Marina przypomina mi trochę moją przyjaciółkę - zawsze zachowuje zimną krew. I to dobrze, bo przynajmniej obie dziewczyny się uzupełniają. Natomiast Shaun... Jakoś ciężko mi uwierzyć, że wcale z nim nie rozmawiał o Aidzie.
    Co do Toma. Po tym, jak dokładnie otaksował Marinę, mam dziwne wrażenia, że Ria nie będzie grała głównej roli w jego życiu :D I w sumie byłoby miło!
    Nie zamierzam Ci wypominać, że rozdział jest stanowczo za krótki... A nie czekaj. Już to zrobiłam :P No nie ważne.
    Chyba jestem nie normalna, ale właśnie zamierzam zrobić sobie naleśnika z nutellą. To wszystko wina tego deseru! Znowu mi w tyłek pójdzie -.-
    Dziękuję, dobranoc.
    PeEs. Nadal jestem pod wrażeniem Twojego ogromnego talentu. Może kiedyś skusiłabyś się na wydanie książki? Nie. Nie chcę słuchać więcej o tym, że go nie masz, bo Ci w końcu oczy wydrapię za ten tekst :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kaulitz działą tak na wszytskich, nie tylko na biedną Aidę.
    O tak analizowanie Ci bardzo pomoże, moja droga. A w sumie why not na obecność pana K.. Czy tylko dla mnie to byłoby normalne? Ale go nie ma... Gratuluję tej pani. Nie wiedzieć co ma się w lodówce!
    "Inaczej" - a jak może byćtak samo, po spotkaniu z człowiekem mającym siano w i na łbie?
    Och.. Pan sie będzie bawił? Już go lubie!
    Cholera jeżeli on... To ten drugi... Czyżby bacznie ją obserwował, grzebał w śmieciach... Kurwa był magikiem, czarodziejem czi innym Kaszpirowskim?! Cholera zadroszczę jej tego,ze ma siłę wstać przed budzikem. I to w poniedziałek. A mozę to jej nerwyrwą się do sytuacji, w której mogłaby go spotkać? Czy to sie przypadkiem nie nazywa " zakochanie" ?
    Jezu przez ciebie moje chudnięcie pójdzie sie... kochać.. .Mam ochotę na taki deser! Przepis proszę!
    Spojrzenia Toma zawsze spoko! Choć ja bym pewnie padłapod nim . Marina kobieto kochana gratuluę ci odwagi!!
    W kuch niczym robot, a w relacja z ludźmi jak małe dziecko. I co on tutaj robi?! Na jej miejscu rzuciałabym wszytsko w cholerę i pieprzyłabym sie z nim do upadłego na blacie! A on chce sie tylko przywitać... Nie pozwoliłaś sie rozwinąć sytuacji i ją skaleczyłaś. JESTEŚ BEZAPELACYJNIE zUem ! A tak to ja ci bardzo życze weny i tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteś niesamowita wiesz ? Za każdym razem, potrafisz wywołać uśmiech na mojej twarzy ;) Szkoda, ze tak szybko zakończyłaś ten rozdział, teraz w głowię będę miała tysiąc różnych wersji haha ;D
    Pisz szybko kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. ah <3 cudnie hehe i krwiście haha

    OdpowiedzUsuń
  7. Jezu współczuje jej tego przeżywania Kaulitza. Wgl widzę, że Aida to mały alkoholik XD Zaczyna w restauracji próbuje kończyć w domu XD Soł... Moim zdaniem mogłabyś wprowadzić Kaulitz do niej do domu, wieeesz? :D No i jestem pewna, że Shaun mu wszystko powiedział! No bo niby skąd by widział? Kaulitz-wróżka?(taka w kiecce i ze skrzydełkami) XD
    Co to w ogóle za akcja z gościem i deserem? Jak dla mnie tak trochę z dupy wzięta i nic nie wprowadziła xD Bez obrazy ;)
    Kaulitz w kuchni powinien robić za superbohatera ratując Aidę, która zacięła się nożem! Od kiedy on tak reaguje na krew? o.O
    Weny i pisz szybko! :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiedziałam, że można mieć taką obsesję na punkcie faceta! Bo to już chyba nie jest miłość a czysty fanatyzm. Jednak coś mi tu nie pasuje - ona nie jest jego fanką. Więc może jednak miłość?
    Nie rozumiem tych wszystkich uczuć kłębiących się w bohaterce (nie przekonuje mnie nawet fakt, że jest to Kaulitz!). Zastanawiam się, czy to zwykła fikcja literacka, czy może naprawdę można czuć coś takiego do faceta i zachowywać się jak istna wiatka, ale kobiety chyba nagminnie tracą głowę dla mężczyzn.
    Nie mogę się doczekać, że Bill będzie opatrywał Aidę! Bo będzie, prawda?
    Ściskam i życzę dalszej weny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Uratowałaś mój mózg w niedzielę, a ja dopiero teraz komentuję (tak, zapomniałam, Margo mi przypomniała, a mnie oświeciło). Z resztą i tak mam papkę w głowie i nienawidzę świata, ale to raczej nieistotne.
    Wiesz co? Uwielbiam te rozkminy i fascynację Billem u Ciebie. To takie pocieszne, że bohaterki dostają fioła na jego punkcie. W końcu tworzysz go tak...wyrafinowanego, że sama bym straciła głowę.
    Przypomniało mi się DPM...czyżby teraz Kaulitz miał bawić się w pielęgniarkę? ^_^ No i co będzie z tym jedzeniem?!
    Oby jak najszybciej do następnego! Buźka :**

    OdpowiedzUsuń