niedziela, 5 października 2014

07. Who's Hiding And Who's The Seeking One In Hide And Seek Game?

Większość ludzi utwierdza się w tym, że ma swój ideał drugiej połówki, swój typ, na którego zawsze zareaguje w odpowiedni sposób. Ja nigdy się nad tym dokładnie nie zastanawiałam, być może dlatego, że tak naprawdę nikogo przed Derekiem nie było. Nie na aż tak poważnie. Owszem, spotykałam się z kilkoma chłopakami w czasie liceum, ale to było typowo nastoletnie zadurzenie, które nawet dla mnie – osoby bezpośrednio tym uderzonej – nie stanowiło czegoś trwałego. Wiedziałam, że to nie wypali i nie przejmowałam się tym za bardzo. Co innego, gdy poznałam Dereka. Z całą pewnością mogłam stwierdzić, że to była moja pierwsza miłość, która najprawdopodobniej zawsze będzie się echem odbijać w moim organizmie. W ten sposób doszłam do wniosku, że być może podobają mi się wysocy mężczyźni z ciemnymi włosami, oczami. To tyle w kwestii fizyczności.
Bill Kaulitz był wysoki, miał ciemne oczy okalane gęstymi rzęsami, ale za to był blondynem, znacznie szczuplejszym od Dereka, z urodą, której nie umiałam bezpośrednio określić. Być może byli do siebie podobni, być może przez te oczy, ale to, co w nich lśniło, było zgoła inne od tego, co pokazywało się w oczach Dereka. Czułam się inaczej, ale w końcu to nie było to samo. Nie mogło być. Nie powinnam nawet ich porównywać, ale akurat nad tym nie potrafiłam zapanować. Oddychałam ciężko, drżały mi dłonie i byłam tak potwornie zdenerwowana, że gdybym mogła, zamknęłabym się w łazience i nie wyszła aż do zamknięcia lokalu. Bill podstawił mi krzesło, bym na nim usiadła, plecami do okna, a na trzecim, tym pustym, położyłam torebkę, nie mając co z nią zrobić. Co miałam powiedzieć? Nie potrafiłam sobie przypomnieć, jak zachowywałam się wśród obcych mi ludzi. Każdy oklepany temat mi wyleciał z głowy, a kiedy kątem oka patrzyłam, jak Kaulitz siada naprzeciw mnie, nie przestając mnie obserwować, zdawało mi się, że czerwieniłam się jeszcze bardziej. Cholera, moje policzki kolorem pewnie przypominały bukiet róż w małym wazoniku po mojej lewej stronie. Położyłam dłonie na kolanach, czując się tak cholernie spięta, że nie potrafiłam podnieść na niego wzroku. Co ja wyprawiałam? Przecież nie miałam problemu z mężczyznami.
Cóż, aż do teraz.
Drgnęłam, gdy tuż obok naszego stolika pojawił się ten sam kelner, który wcześniej coś do mnie mówił. Tak mi się przynajmniej zdawało,  bo wciąż gapiłam się na swoje dłonie jak cnotka niewydymka, więc nie mogłam być całkowicie pewna. Tragedia.
Przede mną wylądowało menu i zrobiło mi się słabo na myśl, że będę musiała wykazać się jakąś interakcją z tym czymś. Nie chciałam się ruszać, a przynajmniej chciałabym przesiedzieć tutaj nieruchomo cały czas, jaki mu zarezerwowałam. Wszystko było łatwiejsze od tego. Chyba mogłabym teraz nawet pojechać do domu Dereka i spotkać się z nim twarzą w twarz, by mu wygarnąć, jak bardzo mnie zniszczył. Cholera... Co ja miałam zrobić, by się zrelaksować? Nigdy aż tak bardzo się nie zestresowałam i to było wyjątkowo męczącym uczuciem. Zero komfortu psychicznego.
- Aida. – usłyszałam nagle i drgnęłam, przełykając głośno ślinę. Gula, która, jak mi się zdawało, zniknęła kilka minut temu, znów zakotwiczyła w gardle i westchnęłam ciężko. Powoli uniosłam wzrok na menu i zmarszczyłam czoło, gdy obok niego dostrzegłam lampkę bladoróżowego wina. Och, zapewne słodkie. – Napij się, może to cię uspokoi. – dodał spokojnie Bill i skrzywiłam się, gdy dotarło do mnie, że kolejny raz się przy nim wygłupiłam. Czułam się przy nim jak dziecko, które pierwszy raz poszło do przedszkola i miało przetrwać tam osiem godzin bez mamy. Przestraszone i bezbronne. Kiedy kelner przyniósł wino? Posłusznie sięgnęłam po lampkę i upiłam mały łyczek, smakując. O matko. Owocowy bukiet rozlał się na moim języku, aż przymknęłam oczy z wrażenia. Zaraz, czy on wiedział, że ja lubię słodkie wino? Aida, kretynko, skąd miał to wiedzieć? Przecież nie jest jasnowidzem! Upiłam jeszcze jeden łyk, napawając się fantastycznym uczuciem wybuchających bąbelków w ustach. Co za ulga. A człowiek by pomyślał, że trzeba się porządnie upić, by odczuć różnicę...
Oblizałam dolną wargę, powstrzymując się od opróżnienia szkła do dna, by nie wyjść na pijaczkę i odstawiłam lampkę na stół. W końcu odważyłam się podnieść wzrok na Billa i zacisnęłam zęby, czując łaskotanie w żołądku, które zsunęło się na podbrzusze. Wciąż nie przestawał mnie obserwować, a na jego ustach wykwitał uśmiech, jakby uważał moje zachowanie za rozczulające. Siedział ze skrzyżowanymi rękoma, opartymi o blat stolika, nie tknąwszy nawet swojej porcji wina. Butelka stała w pobliżu róż, a oba menu leżały nienaruszone. Gdzie był kelner? Znów poczułam falę motylków, gdy zreflektowałam, że Bill Kaulitz należał do osób, które wszystko potrafiły zorganizować na pstryknięcie palców, kiedy tylko wymagała tego sytuacja. Zamrugałam oczami, mając problem z wyrwaniem się spod jego uroku.
- Przepraszam. – bąknęłam w końcu speszona, nie wiedząc, co innego mogłabym powiedzieć. Uśmiech na jego ustach tylko bardziej się poszerzył w odpowiedzi. Uniósł lampkę i wystawił ją w moją stronę, zmuszając mnie do jakiegoś toastu. Nie powiedział jednak jakiego, toteż znów napiłam się wina bez żadnego konkretnego powodu. Bill, w oczywistym przeciwieństwie do mnie, zdawał się być cholernie opanowany, co chyba przywracało mnie do równowagi. Znów czułam się tak, jakby mnie próbował zaciągnąć do swojego świata, całkiem innego do mojego, czy nawet Dereka. Dokładnie wtedy uderzyła mnie paląca potrzeba, by go poznać. Na tyle silna, że aż otworzyłam usta, by zacząć mówić. Cokolwiek, byle zacząć rozmowę i go poznać. A gdy moje struny głosowe ani drgnęły, Bill kolejny raz uniósł swoją lampkę. Kolejny łyk uświadomił mnie, że wypiłam wszystko, co miałam. Wtedy też zauważyłam wyłaniającego się znikąd kelnera, który natychmiast zatrzymał się, gdy Bill powstrzymał go gestem dłoni. Zerknęłam zdezorientowana na mojego kompana, ale on już nie zwracał uwagi na nikogo, prócz mnie. Ani kelner, ani Kaulitz nie napełnił znów mojej lampki i zreflektowałam, że to o to chodziło w tej dziwnej sytuacji.
- Nie przepraszaj, nie widzę ku temu powodu. – powiedział po dłuższej chwili obserwacji. Nie wiem, czego próbował się we mnie doszukać, ale pod jego spojrzeniem czułam się kompletnie naga i to nawet nie w kontekście seksualnym. Z jakiegoś powodu zaczęłam żałować, że nie ubrałam sukienki, która by odsłoniła dla niego więcej, niż ta koszulka, która odkrywała zaledwie ramiączka od stanika. Zaczęło mi się podobać to, jak na mnie patrzył. – Byłaś tutaj kiedyś? – spytał pogodnie, jakby wciąż starał się mnie uspokoić, a ja potrząsnęłam głową.
- Ostatnio nie mam czasu na jadanie w restauracjach, a wcześniej... – urwałam w porę, zanim zaczęłam gadać o swoim byłym. Boże, cholerny Derek! Przecież ja z nim nigdy nie bywałam w tak malutkich lokalach jak Piccolo! – Właściwie to nie jestem z Los Angeles. – rzuciłam szybko, a on znów uśmiechnął się uspokajająco.
- Mieszkałaś wcześniej w San Francisco, wiem.
- Och. – mruknęłam, nie wiedząc, co innego powiedzieć. Pytał o mnie Shauna? Czy Shaun wiedział, że lubię słodkie wino? Och, oczywiście, że wiedział. Cóż, to by wszystko tłumaczyło. – I przepraszam za mojego brata. – przypomniało mi się nagle. – Wcale nie chciałam autografu, bez obrazy. Po prostu...
- Się gapiłaś. – dopowiedział, patrząc na mnie kpiąco, a ja znów się zaczerwieniłam, spuszczając wzrok na menu. Fakt, gapiłam się i to cholernie. I gdybym mogła, teraz robiłabym to samo. – W porządku. Zapewniam cię, że nie wyrządził mi tym krzywdy. Ty zresztą też nie. – dodał, a ja poczułam się tak, jakbym dostała jawne zaproszenie na patrzenie na niego. Gdy znów na niego spojrzałam, on zabrał się za menu, co sprawiło, że odetchnęłam głęboko. – Powiedz mi, czy to ja wprowadzam cię w taki dyskomfort, czy zawsze tak masz? – zapytał, nawet na mnie nie zerknąwszy i znów zdałam sobie sprawę, że się na niego gapiłam.
W pierwszym odruchu chciałam skłamać, ale uznałam to za bezsens. Wydawało mi się, że doskonale znał prawdę i tylko mnie testował.
- Cóż, zdaje się, że... – zagryzłam wargę, znów się pesząc. Nie chciałam mu mówić o tym, jak się przez niego czuję. Nie na pierwszej... randce! Zrobiło mi się ciepło na myśl, że mimo wszystko mogłoby być tego więcej. Boże, chciałam tego, choć nie umiałam się przy nim zachować...
Bill uniósł głowę znad menu tak, że dostrzegłam tylko jego oczy i żołądek zrobił mi tak efektownego fikołka, że aż mnie zabolało. Te oczy lśniły, naprawdę. Robiłam z siebie idiotkę, a on i tak wyglądał na bardziej niż zadowolonego, że za mną tu był. Ukłucie w sercu sprawiło, że dotarło do mnie, że chcę, by patrzył na mnie tak cały czas. Nigdy mi się to nie zdarzyło, ale, do cholery jasnej, chciałam już teraz, by się we mnie zakochał.
- Że tylko ja.
- Że tylko ty. – zgodziłam się, dzielnie znosząc jego świdrujące spojrzenie. W kącikach jego oczu pojawiły się urocze zmarszczki, co dało mi do myślenia, że bardzo często się śmieje. Musiał mieć duże poczucie humoru, którego chciałam doświadczyć.
Z powrotem zanurkował do menu, a ja ani drgnęłam. Ciekawe, jak bardzo miękkie te włosy były w dotyku. A zarost? Nie musiałam widzieć jego twarzy, by wiedzieć, jak wyglądała. Zarost musiał być lekko szorstki. Zacisnęłam palce na kolanach, aż mnie zabolały. Chciałam go dotknąć. Bardzo.
- Nie jesteś głodna? – dopłynęło do mnie kolejne pytanie i jak na zawołanie poczułam burczenie w brzuchu, aż się głupio uśmiechnęłam.
- Jestem. – odparłam więc, choć nawet nie wyciągnęłam ręki po menu. – A ponieważ przez ciebie nie jadłam od... właściwie to od przedwczoraj, to zdaję się na twój wybór. – mentalnie na tablicy w głowie przedzielonej na pół, dorysowałam plusa po lewej stronie, pod moim własnym imieniem. Co tam, że Kaulitz miał tych plusów pewnie ze dwadzieścia. Ja miałam ten jeden i zamierzałam się nim cieszyć. Wino chyba zaczęło działać.
Jego czoło zmarszczyło się, tworząc poziome linie i głowa znów podskoczyła do góry, by jej właściciel mógł mnie zobaczyć.
- Od przedwczoraj!... – wydusił z szeroko otwartymi oczyma, a ja wzruszyłam ramionami. – Nie jadłaś przeze mnie od przedwczoraj? – powtórzył z niedowierzaniem, a ja uśmiechnęłam się lekko.
- W sumie to nawet dobrze, bo przytyłam. – dobra, może to nie był najlepszy temat do omawiania z facetem, który mi się bezsprzecznie podobał, ale to samo wyszło!
Jego mina diametralnie się zmieniła i teraz patrzył na mnie spod uniesionej brwi, jakbym powiedziała coś idiotycznego. Hej! Chyba wiem lepiej!
- Przytyłaś.
- Kilka kilo. – zgodziłam się, kiwając głową, a jemu dosłownie opadły ręce wraz z menu, którym uderzył o krawędź stolika.
- Kilka kilo.
- Tak, głównie poszło w brzuch. – Boże, dlaczego ja mu to mówiłam? Jeszcze tego by brakowało, by go odrzucić czymś takim.
Przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu, mierząc mnie tak, jakby próbował się doszukać tych kilogramów tłuszczu, aż w końcu parsknął tak głośnym śmiechem, że kilka osób odwróciło się w naszą stronę.
- Okej. – wyszczerzył zęby, a jego oczy z rozbawienia zamieniły go w uroczego Chińczyka jak wtedy w Bootsy Bellows. Znów zniknął za bordowym menu, a ja kolejny raz uśmiechnęłam się głupio sama do siebie. – Okej... – wymruczał, a ja posłałam tęskne spojrzenie w kierunku wina. Boże, ono działało cuda i to na jak wysokim poziomie! Ja mówiłam i brzmiałam nawet odrobinę sensownie! – Jesteś wegetarianką?
Potrząsnęłam gwałtownie głową, choć chyba nawet tego nie dostrzegł, zatopiony w lekturze. Odważyłam się otworzyć menu i zmarszczyłam czoło, przyglądając się daniom w połowie napisanych po angielsku, a w połowie po włosku. Świetnie. Na pewno samodzielnie cokolwiek wybiorę. Derek miał włoskie korzenie, ale nigdy nie nauczyłam się więcej, niż „dzień dobry”, „dziękuję” i „dobry wieczór”. Zerknęłam na Billa i zagryzłam wargę, próbując opanować kolejny uśmiech. Niemieckiego mogłabym się nauczyć. Wydawanie poleceń w tym języku mogłoby być ciekawe, czyż nie? Jezu, o czym ja myślałam?
- Nie, Veggie Grill było fanaberią mojego braciszka. – odparłam, patrząc tępo na dania i desery. – A ty?
Wzruszył ramionami.
- Czasami...
Skinęłam głową. W porządku, czyli to pewnie miało coś wspólnego z mediami, choć nie miałam pojęcia, dlaczego miałby stosować szopkę do czegoś tak mało ważnego. Nie miałam jednak zamiaru się o to pytać, bo zdawało mi się, że wypytywanie go o to, co robi, byłoby nietaktem, biorąc pod uwagę jego status na świecie. Spojrzałam na niego i westchnęłam cicho. Czemu miałam wrażenie, że całowanie go byłoby znacznie łatwiejszą formą poznawania go? Ścisk pomiędzy nogami przypomniał mi, że naprawdę dawno nie uprawiałam z nikim seksu, a on zdawał się być idealnym kandydatem do roli kochanka. Dreszcze przeszyły mnie wzdłuż kręgosłupa na myśl, że moje łóżko mogłoby się przydać do czegoś jeszcze, prócz tylko spania. O Boże, to działo się naprawdę. Po Dereku naprawdę ktoś mógł mi się spodobać w taki sposób. Cholera, gorąco.
- Mógłbyś mi nalać wina? – wydusiłam, nie wiedząc, gdzie podziać wzrok, by nie zobaczył niczego w moich oczach.
Bill odłożył menu i rozejrzał się w poszukiwaniu kelnera najwyraźniej, bo zaraz potem skinął głową i przy naszym stoliku w trybie ekspresowym pojawił się ten sam chłopak, który wcześniej mnie witał. Jego obecność sprawiła, że poczułam błogie uspokojenie chociaż na chwilę. Dokładnie tak, jakby przyszedł i przedarł się dziwną atmosferę, która nas spowiła i dzięki temu dopłynęło do mnie rześkie powietrze, które chyba było mi naprawdę potrzebne. Bill złożył zamówienie, na którym niezbyt się skupiłam. Wpadło mi tylko do ucha, że chyba będziemy mieli steki, a mój brzuch zaburczał z radości. Dostałam swoją porcję wina, już wydawało mi się, że teraz wszystko pójdzie z górki, ale wtedy kelner odszedł, a ciśnienie znów się wzmogło, jakby na złość. Czułam się jak w tanim romansidle, który był zbyt nierzeczywisty, by można było go na spokojnie przeczytać.
- Jak długo znasz się z Shaunem? – spytałam nagle, nie mogąc się powstrzymać. To nie było to, że znałam wszystkich znajomych mojego przyjaciela, ale nie imprezuje się z kimś, kto nie jest ci wystarczająco bliski, by nie obawiać się zbłaźnienia po wypitym alkoholu.
Bill podrapał się po zaroście, co doprowadziło mnie znowu do myśli o dotykaniu jego twarzy i wzruszył ramionami.
- Chyba coś koło trzech lat. – odpowiedział w zamyśle, a ja poprawiłam się na krześle, nagle czując niewygodny grunt pod nogami. Cholera. Znali się tyle czasu, a ja nigdy go na oczy nie widziałam? Jak to w ogóle możliwe?
- Dziwne, że wcześniej na siebie nie wpadliśmy. – zauważyłam więc na głos, a on skinął głową, uśmiechając się krzywo.
- Najwyraźniej wszystko ma swój czas. – rzucił nieobecnie, wodząc palcem wskazującym po krawędzi lampki wina. Wyglądał, jakby nagle zatopił się w swoich myślach, więc wykorzystałam ten moment, by znów się napić. Ukryta alkoholiczka, oto ja. – Shaun i Marina znów są ze sobą? Nie widziałem się z nim ostatnio.
- Pewnie dlatego, że siedzi u Mariny w mieszkaniu. – wyszczerzyłam do niego zęby, a on parsknął śmiechem, tym razem znacznie ciszej. – Czasami u mnie... Hej, skoro mnie obgadujecie, to znaczy, że nie powinnam przy nim paradować w samym ręczniku. – zreflektowałam, a prawa brew Billa wystrzeliła do góry, uśmiech zrzedł.
- Chodzisz przy nim w samym ręczniku?
- Czasami...
Podparł głowę dłonią i cmoknął.
- Ciekawe. Więc biegasz po mieszkaniu w ręczniku, kiedy są w nim faceci? – spytał, a ja przewróciłam oczami, przysuwając się bliżej, by móc się oprzeć rękoma o blat stolika.
- Tylko przy Shaunie. To mój ewenement.
- Tylko jeden ewenement? – upewnił się, a gdy się z nim zgodziłam, pochylił się nad stolikiem, uśmiechając się przewrotnie. – A myślisz, że mogłabyś dodać do tej listy jeszcze jednego faceta?
Wydęłam wargi, udając, że myślę, kiedy tak naprawdę miałam ochotę ryknąć głośnym śmiechem.
- Musiałabym go zaprosić do mieszkania, a od momentu, kiedy je wynajęłam, nie było tam nikogo prócz mnie, Mariny i rzecznego Shauna. – uniosłam obie ręce do góry. – Widzisz, to może sprawić pewne problemy w kwestii tych ręczników.
Bill przechylił głowę, podpierając już policzek, nie podbródek, patrząc na mnie wciąż jak chochlik.
- Spanie samemu jest przykre, co?
- Przykro jest dopiero wtedy, kiedy człowiek się do tego przyzwyczai. – wymruczałam. – A teraz, gdy moja przyjaciółka śpi z kim innym, dopiero czuję, że istnieje coś takiego jak puste łóżko. – wyszczerzyłam zęby i upiłam mały łyczek wina. – Jak widzisz, jestem bardzo wszechstronna. Jak nie ekshibicjonizm, to.... no. – uniosłam sugestywnie brwi, a Bill roześmiał się cicho.
- Całe szczęście, że masz bogatą wyobraźnię, którą można wcielić w życie. – powiedział poważnie, a ja mimowolnie oblizałam wargę na myśl, co z nim mogłabym wcielić w życie. Boże, że też mi już odbijało na pierwszej randce. To to cholerne wino!
- To prawda... – uśmiechnęłam się niewinnie, a zanim Bill zdążył się odezwać, kelner w końcu przyniósł nam przystawki, czym okazały się być smażone przegrzebki i truflowo-parmezanowe fondue. Ciekawe. Cóż, jadłam dziwniejsze rzeczy, by nie móc spróbować i tego. Zapach sprawił, że znów zaczęło mi burczeć w brzuchu, więc mrucząc z zadowolenia, chwyciłam za widelczyk i nabiłam na niego przegrzebka. – Boże, ale jestem głodna. – sapnęłam, a Bill zachichotał, nie dodając od siebie nic więcej. Zatopiony owoc morza w fondue wylądował w moich ustach i uniosłam brwi ze zdziwienia, gdy poczułam smak.
- Dobre, co? – usłyszałam od Kaulitza i tylko skinęłam głową, nie mogąc się odezwać. Nawet nie chciałam wiedzieć, z kim tu wcześniej był, skoro już to jadł. Boże, nieważne, miałam zamiar cieszyć się tym, co teraz, nie kiedyś.

Po przegrzebkach dostaliśmy porcję zwykłej lasagne, zaraz potem steka z Kobe. Na deser ja miałam tiramisu, a Bill kokosowy bawarski krem z ananasowym carpaccio i innymi owocami i przysięgam, że nadrobiłam wszelkie zaległości z jedzeniem. Ledwo dotoczyłam się do łazienki, do której musiałam koniecznie wstąpić przez wino, a do której nawet nie chciałam się ruszać. Gdzieś od momentu przystawek kompletnie przestałam się przejmować tym, że Bill aż tak intensywnie wpływa na moje odczucia i w końcu rozmowa zaczęła nam się bardziej niż kleić. Prawdopodobnie nawet zaczęliśmy się zachowywać nieco za głośno, ale z minuty na minutę coraz mniej mi to przeszkadzało. Okazało się, że, gdy już się tak nie denerwowałam, potrafiłam bez problemu odnaleźć z nim wspólny język, co było kolejną rzeczą na liście jego zalet. Wydawało mi się raczej, że stroni od ludzi, ale do mnie odnosił się inaczej i przez cały czas, jaki spędziliśmy w restauracyjce, nie zwracał na nikogo innego uwagi. Czasami zdawało mi się, że słyszałam jego wibrujący telefon, ale on nawet nie zareagował. Jego oczy nie zawędrowały też za mnie, na to, co się działo na ulicy. Byłam niezaprzeczalnie w centrum i po tym całym czasie, jaki przeżyłam bez Dereka, to wydawało mi się być takie uspokajające i podbudowujące...

Po jedenastej dostrzegliśmy krzątających się kelnerów z miotłami i zdaliśmy sobie sprawę, że zaraz zamykają, więc zdecydowaliśmy, że spotkanie dobiegło końca. Przez chwilę spieraliśmy się o rachunek, który został ostatecznie zapłacony przez Billa, aż wyszliśmy na zewnątrz, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nie chciałam jeszcze wracać do domu, ale z drugiej strony wydawało mi się, że jak na pierwszy raz i tak spędziliśmy ze sobą sporo czasu. Wystarczająco, bym z pełnym przekonaniem stwierdziła, że byłam zauroczona. Gdybym tylko jeszcze mogła go objąć i pocałować, prawdopodobnie nie miałabym nic przeciwko temu, że było już za chłodno na koszulkę z krótkim rękawkiem.
- Podwiozę cię do domu, co? Na pewno jesteś zmęczona. – usłyszałam od Billa i zerknęłam na niego ponuro, mając nadzieję, że tego nie zauważył. Pokiwałam głową i ruszyliśmy w stronę skrzyżowania, przy którym wysiadłam. Żadne z nas się nie spieszyło, ale wcale mnie to nie pocieszyło, bo wiedziałam, że z chwilą, gdy on odjedzie spod domu, ja będę miała problem z powrotem do szarej rzeczywistości. Do pracy i pustego mieszkania. – Wy cały czas w pracy jesteście w szpilkach? – spytał, a ja wzruszyłam ramionami. Dopiero wtedy do moich uszu dobiegł stukot obcasów moich botków, które echem odbijały się od ścian budynków.
- Jasne. Kwestia przyzwyczajenia, wiesz? Na początku myślałam, że będę musiała sobie amputować stopy, ale teraz w zasadzie mogę w szpilkach biegać dwadzieścia cztery godziny na dobę. – odpowiedziałam, oplatając się rękoma, gdy zrobiła mi się gęsia skórka z zimna. – Co prawda niezbyt to zdrowe, ale czego się nie zrobi, by wyglądać dobrze...
- Nie wzięłaś kurtki, nie jadłaś do przedwczoraj i nie dajesz odpocząć stopom. – Kaulitz cmoknął już któryś raz z rzędu. – Widać, jak dbasz o swoje zdrowie.
- I tyję. – podsunęłam mu, a on potrząsnął głową.
- Nie uwierzę, póki nie zobaczę.
- Pod ręcznikiem na szczęście nic nie widać, więc na nic zda ci się mój ekshibicjonizm.
- Znajdę inny sposób i wtedy się przekonamy, kto miał w tym sporze rację.
Uśmiechnęłam się szeroko na myśl, że te głupie żarty miały wyraźny podtekst, który ciągnął nas do kolejnego etapu tej znajomości.
- W porządku. – odparłam zadowolona, maszerując zaraz obok niego tak, jakby mi obiecał, że da mi ciasto, zjem je, a potem ów ciasto wciąż będzie w mojej dłoni. Podobało mi się to, Boże, naprawdę.
Skręciliśmy w lewo i kilka metrów dalej, Bill wyciągnął z kieszeni czarnych jeansów klucze i na małym parkingu rozbłysły światła białego Range Rovera. Otworzył mi do nich drzwi i wsiadłam do środka, zachłystując się powietrzem przesiąkniętym męskimi perfumami. Nie miałam pojęcia, co to była za marka, ale przysięgam, że mogłabym sobie je kupić, żeby wypsikać nimi swoje poduszki, by mi się lepiej spało. Bill usiadł za kierownicą i spojrzał na mnie znacząco.
- Dokąd?
- South Detroit w LA. – oznajmiłam, poprawiając się na siedzeniu. – Trzeba będzie tylko zjechać z Fairfax Avenue, ale to potem ci powiem.

W zakończeniach dnia zawsze nie odpowiadało mi to, że miałam za mało czasu i że jutro też miało być tak samo jak poprzedniego dnia. Jedynym plusem było to, że mogłam odpocząć przez kilka godzin snu. Dzisiaj już nie byłam pewna, co wydarzy się jutro, ale fakt był taki, że nie chciałam wracać do domu, nie chciałam odpoczywać i chciałam zostać dokładnie w tym miejscu, w którym się znajdowałam. Czas jednak nigdy nie działał na moją korzyść, więc niechętnie wysiadłam z samochodu, opuszczając ciepłe i fenomenalnie pachnące wnętrze. Zamknęłam za sobą drzwi i uśmiechnęłam się lekko, próbując zamaskować rozżalenie, że to spotkanie aż tak szybko się skończyło.
- Myślisz, że mogę wpaść któregoś do Damar’s Place na lunch? – zapytał po kilku chwilach wpatrywania się we mnie Bill, a ja wzruszyłam ramionami.
- Pewnie, tylko podczas lunchu mamy nawał twoich fanek, więc jeśli nie chcesz się z nimi użerać, proponowałabym inną porę.
- Ale chciałem coś na ciepło... – tym razem to on wydął wargi, a ja parsknęłam śmiechem.
- Coś wykombinujemy. – pocieszyłam go, a on pokiwał głową.
- Okej, to widzimy się u ciebie. – postanowił, a do mnie dotarło, że to był już naprawdę koniec tego dnia. Zacisnęłam zęby, gdy mina kolejny raz chciała mi zrzednąć. Jeśli już teraz tak reagowałam, co będzie potem? – Dziękuję, że jednak się pojawiłaś, Aida i mam nadzieję, że spędziłaś równie świetnie czas co ja. – przysunął się do mnie bliżej i przestałam oddychać w nagłej wizji, że się pochyli nade mną i postanowi mnie pocałować. Obserwowałam szeroko otwartymi oczyma każdy jego minimalny ruch i poczułam falę motylków w brzuchu, gdy jego twarz przybliżyła się do mojej tak, że nawet w ciemności mogłam dostrzec wyraźny kontur jego ust, który natychmiast wyrył się w mojej pamięci. Jego oddech owionął moją skórę i już miałam przymknąć oczy, gdy jego głowa poderwała się do góry i Bill zrobił krok do tyłu. – Mmm... Dobranoc. – rzucił i w ekspresowym tempie pokonał drogę do Range Rovera, zostawiając mnie samą na chodniku. Nie pocałował mnie. Zamrugałam oczami, nie do końca rozumiejąc, co się właściwie stało. Zrobił mi to celowo, czy...? Zacisnęłam zęby, aż mnie zabolały i powędrowałam do domu, czując nagle łzy w oczach.
Teraz tym bardziej nie chciałam jutra.

~~~~

Sadness - Walczył, waaalczył xD Pojęcie nie istnieje, ale mi się podoba, więc ja je osobiście akceptuję xD I wiem, że to było urocze, bo było. Biedna ta Aida jest xD
Miss - Się ruszam, żeby napisać, ale tak szybko mi się przebłyski weny kończą, że nie zdążam z nich korzystać. Kocham <3 Powinnam trochę popisać z perspektywy Billa, żeby ktoś zrozumiał te wszystkie dziwne zajawki z obu stron. W sumie to niegłupie, ale zabiera frajdę próbowania ogarnięcia, dlaczego Kaulitz zachowuje się tak a nie inaczej. Bombonierka. Wiem, że jestem gruba, nie musisz to wytykać na forum publicznym :P
Elisa - Aida nie jest zacofana! Może nieco mmmm... zamszona, czy jak to ująć, że wiesz, skamieniała i oblazł ją mech, bo nie korzystała z życia jak należy, ale nie jest zacofana xD Jeden plus XD Cierpliwość to cnota! Alleluja!
Dee - Aida dużo je. A Kaulitz jeszcze więcej. Takie życie xD
Alice - Dziękuję! <3 Ej, biedna Aida, a ty się z niej śmiejesz xD
Unknown - Mam nadzieję, że w końcu wena powróci mi na tyle, by nie mieć problemów z pisaniem i żebym mogła dodawać albo częściej rozdziały, albo przynajmniej regularnie. Spoko, to dopiero początek, nie ma co się martwić :)

10 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. No naprawdę? To było podłe ze strony Kaulitza! Jak on tak mógł w ogóle? Chociaż w sumie fakt, że Aida zaczęła się w końcu przy nim rozkręcać rekompensuje tą dziwną zagrywkę. Odniosłam wrażenie, że przez moment sam ze sobą walczył, ale może mam swoje własne, dziwne urojenia. Jak zawsze. Kurcze. Pierwszy raz nie wiem co napisać. To było naprawdę urocze. Chociaż nie. Urocze to zbyt nacukrowane (pojęcia nie mam, czy takie określenie w ogóle istnieje, ale na stan aktualny mi to wisi xd) słowo. W każdym razie czekam na następny rozdział no i mam nadzieję, że Aida trochę opanuje swoje fantazje seksualne, bo się dziewczyna wykończy ;D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Ogólnie to miałam czytać, ale kurwa. Nie chce mi się po raz drugi. przypomniałam sobie co było i tego i owego *drapie się po policzku*.
    Uśmiałam się na nim jak głupia. Ten spokój Kaulitza i Aida rozchwiana emocjonalnie. Dobrze, że wino na nią działa. I w sumie to jestem z niej dumna, że w końcu się odrobinę ogarnęła i zaczęła z nim normalnie rozmawiać jak człowiek z człowiekiem.
    (Kurwa, jestem zmęczona i nie myślę. Sorry za totalny brak składności.)
    Ogólnie to słucham płyty, nie? I tak se myślę, że biedakowi to się teraz wszystko popierdoli w tej główce. Tam takie depresyjne teksty, a tu Aida, co mu z nieba prawie spada. I kocham to, jak on ją wyprowadza z równowagi. Czy raczej nakręca ją na coś, a potem zostawia w pizdu. Biedna Aida, co się niechybnie wykończy przez tego złego człowieka. Ale od czego ona ma Marinę? (jak zwykle) XD
    i o kurwa, ale mi zapachniało właśnie Allurem. Fuck. I wiesz co?
    Weź się w garść i rusz dupsko do pisania ósemki. KOCHAM CIĘ.
    I tego owego, weny bombonierko ♥ (w sensie jak w Foreście było: żyje jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz na co trafisz. A w tym wypadku ty jesteś jak pudełko czekoladek. Chuj wie co Ci do łba strzeli i co napiszesz xD)
    No, to kocham Cię once again, weny i czekam na ciąg dalszy. ♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach i zapomniałam. Nie ma za co (po raz kolejny), co do menu i innych takich blablabla :P

      Usuń
  3. Okej, randka przebiegła całkiem pomyślnie. Fajnie, że Kaulitz potrafił wyprowadzić to na prostą (z resztą, to czego on nie potrafi? xD) i zdziwiłam się, że Aida jest w stanie rozmawiać z nim na takie tematy. Zawsze Twoje bohaterki były...zacofane w tych sprawach, a teraz odmiana. Jestem ciekawa co dalej szykujesz.
    Oczywiście, jak każdy komentujący pomarudzę na końcową scenę. W sumie to nie, jednak nie marudzę, cieszę się. Nauczyłam się czekać, bo wiem, że później będzie to jeszcze bardziej zajebiste.
    Kocham! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Oni to wszystko w siebie zmieścili?! Boshe, ja bym już po dwóch daniach miała dość i zapadłabym zapewne w drzemkę. Aida zaczyna się przed nim otwierać, dosłownie oblewałam się rumieńcem, kiedy Aida również, go miała na swej twarzy. Bill taki czarujący tutaj, romantyczny, ale zarazem niedostępny. Wiedziałam, że jej nie pocałuje, to byłoby za dużo jak na jeden dzień, może następnym razem, który na pewno będzie. Czekam i dużo weny życzę! :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Mogłabym czytać w nieskończoność jeden za drugim odcinkiem. Za każdym razem przyprawiasz mnie o ciarki. uwielbiam jak piszesz, ba już Ci to przecież pisałam ale nie zaszkodzi jeszcze raz !
    A to, że Aida nie jadła od przedwczoraj najbardziej mnie rozśmieszyło. Szczerze przyznam iż myślałam że Bill pocałuje w końcu główną bohaterkę i oby to jak najszybciej się stało. Pozdrawiam i życzę weny ! ; )

    OdpowiedzUsuń
  6. rany, tak bardzo uwielbiam czytać to, co piszesz, że gdy już się kończy, nie umiem sobie sama z tym radzić pomijając co przeżywałam na sam koniec Twoich poprzednich opowiadań...
    Oczekuję z niecierpliwością ciągu dalszego, chociaż martwi mnie to, że jak na razie wszystko zbyt gładko między Nimi idzie :D

    pozdrawiam : ) ; *

    OdpowiedzUsuń
  7. Taaaki krótki ten odcinek, ale wszystko co dobre, tak szybko się kończy! Musisz częściej wypuszczać Aidę do ludzi, bo dziewczyna dziczeje w samotności i peszą ją ludzie. Chyba, że tylko Kaulitz ją tak peszy. Kurde, lubię te ich wymiany zdań :D Ogólnie jest uroczo ;) Aida i Bill się uzupełniają i takie tam. Wszystko ładnie, pięknie tylko ta końcówka jakaś taka niefajna, ale wybaczam, bo wiem, ze zrehabilitujesz się z nawiązką w przyszłych odcinkach <3
    P.S. Obrazek w nagłówku jest słodziutki i mi się strasznie podoba :D Tylko za bardzo kusi do złego, dlatego go nie lubiłam :p Ale znalazłam sposób i już mi się nie wyświetla!
    Weny, weny i weny i czekam na następny ;******

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie chcą mi się dodawac komentarze z telefonu, więc z opóźnieniem będę komentowac. Ale czytam, czytam i bardzo, bardzo mi się podoba.
    Ten odcinek boski! Nie mogłam się doczekac tego spotkania i nie rozczarowałam się. Tylko brakowało tego pocałunku...Ale mam nadzieję, że kiedyś to nastąpi. :D
    Lecę do następnego. :)

    OdpowiedzUsuń