piątek, 15 sierpnia 2014

04. The Bottom Of The Bottle To Fill This Empty Heart Up.

Derek nigdy nie był zaborczy, a przynajmniej nigdy nie okazał tego w mojej obecności. Doskonale wiedział, że nigdy bym go nie zdradziła i nigdy nie stałabym się nielojalna wobec niego. Miał do mnie zaufanie, bo taka już po prostu byłam. Jeśli coś zaczęłoby się dziać z innym mężczyzną, byłabym szczera i powiedziałabym o tym mojemu facetowi. Cóż, tak się jednak okazało, że nie było ku temu powodów.
Poznałam go w swoje osiemnaste urodziny. Pamiętam, że wybrałam się wtedy z Mariną i znajomymi ze szkoły do klubu Monarch, by świętować w znanym mi gronie, ale w którymś momencie, wracając z toalety, nie mogłam ich znaleźć. Wtedy też wpadłam na wysokiego faceta, która swoją urodą wyglądał mi na Włocha lub Hiszpana. Gęste, brązowe włosy średniej długości, pełne usta, które na początku wcale nie chciały się wyginać w uśmiechu i te spokojne, brązowe oczy, jakby ich właściciel chciał powiedzieć, że nic na świecie go już nie dziwiło. Być może to właśnie te oczy sprawiły, że nie poczułam się speszona i nie spanikowałam, jak kiedyś to robiłam na widok przystojnych facetów. Nie wiedzieć czemu natychmiast poczułam się bezpieczna i zrelaksowana i to był pierwszy raz, kiedy uwierzyłam, że samo pierwsze wrażenie wystarczy, by określić, czy ktoś jest dla ciebie, czy nie. Pasował do mnie, naprawdę. Wiedziałam to już od samego początku. Poza tym był z Los Angeles, a wpadliśmy do siebie w San Francisco. Miałam pełne prawo sądzić, że to było przeznaczenie. W końcu miałam osiemnaście lat i lubiłam być naiwna.
Był ubrany w czarną, luźną koszulkę, spod której i tak mogłam dostrzec wyraziście ukształtowane mięśnie i przemknęło mi wtedy przez głowę, że musiał dużo przebywać na siłowni. Sęk w tym, że tak naprawdę wcale tak nie było, ale cóż... I jasne, poprzecierane jeansy. Wyglądał wtedy niemal niechlujnie, co było dość zabawne ze względu na to, że na co dzień właściwie ubierał się w garnitury od projektantów z wysokich półek jak Kiton, Brioni, Caraceni, Luigi Borrelli, Emenegildo Zegna, Tom Ford i tak dalej i tak dalej. Wiedząc później, jak to wszystko wyglądało, cieszyłam się, że zobaczyłam go pierwszy raz w czymś tak normalnym, choć sama jego koszulka kosztowała więcej, niż wszystkie rzeczy, które miałam na sobie tego wieczoru. Pachniał pieprznymi perfumami angielskiej firmy Molton Brown i dokładnie z tego powodu oszalałam na punkcie wyrazistych męskich zapachów. Przyglądał mi się uważnie, śledząc każdą moją reakcję, jakby już wtedy wiedział, jak to wszystko się skończy. To typ mężczyzny, który więcej analizuje, niż mówi. Niewiele pyta, bo niemal zawsze zna odpowiedź, a do tego jest piekielnie inteligentny. Niełatwo z nim wygrać na jakiejkolwiek płaszczyźnie.
Zawsze mi się wydawało, że bycie z nim było jak wygranie na loterii. Zdawałam sobie sprawę z tego, że dotychczas nie spotkał kogoś, na kim zależałoby mu tak jak na mnie i to dzięki temu czułam się znacznie bardziej dowartościowana jego uczuciami. Oczywiście to nie było tak, że Derek nie miał żadnych wad, bo było ich sporo, a czasami jego zalety stawały się uciążliwymi przeciwnościami, z którymi niekiedy nie mogłam sobie sama poradzić. Ale wiedziałam, że było warto, więc nauczyłam się walczyć.
Życie z nim było... złożone z przeciwieństw. Z jednej strony to było dziecinnie łatwe, a z drugiej zbyt trudne do swobodnego udźwignięcia. Zaraz za plecami miał mnóstwo spraw, z którymi musiałam mieć do czynienia, a efektem końcowym była moja garderoba, której zawartość można było oszacować na kilkadziesiąt tysięcy, jeśli nie więcej. Miałam w oczach przelicznik, kiedy patrzyłam na ubrania i dzięki temu kwalifikowałam ludzi do pewnych kategorii, choć na co dzień starałam się tego nie robić. Nie chciałam. Problem polegał na tym, że starałam się unikać ludzi z wyższej sfery i to był kolejny powód, dla którego nie chciałam, by Kaulitz gdziekolwiek się kręcił, jakikolwiek miał w tym cel.
Nie chodziło o to, że nie potrafiłam się zachowywać wśród ludzi takiego rodzaju. Właściwie to dosłownie byłam przeszkolona, jeśli o to chodzi. Potrafiłam być duszą towarzystwa, unikać tematów, na które nikt nie chciał rozmawiać, wynajdować te, które były chętnie omawiane. Musiałam się tego nauczyć i prawdę powiedziawszy zrobiłam to z najwyższą przyjemnością, bo lubiłam pokazywać się z Derekiem. Nie chodziło o to, w jakim towarzystwie się obracaliśmy i z kim musiałam rozmawiać. Chodziło o to, że on zawsze obejmował mnie w pasie i zawsze sprawiał, że czułam się jak jego ukochana kobieta, bo właściwie tak mnie traktował... I chociaż czułam się trochę nieswojo z faktem, że kupował mi ogrom drogich rzeczy, byłam szczęśliwa, że mogłam się pokazać u jego boku i pokazać innym, że ten człowiek miał też drugą stronę, tę ludzką.
No i dzięki niemu Marina poznała Shauna.
Derek właściwie traktuje Shauna jak swojego młodszego brata i najprawdopodobniej jest to związane z faktem, że wychował się w sierocińcu, nie mając swojej rodziny, ani rodzeństwa. A z drugiej strony po prostu jest starszy od naszej trójki o cztery lata. Poznali się, gdy Derek miał osiemnaście lat, a Shaun czternaście i został postrzelony przez jakiegoś świra uciekającego przed policją. Derek zatamował krwotok i zabrał go do szpitala, tym samym ratując mu życie. Rodzina Shauna tak jak i on sam są tak wychowani, że właściwie zwalili mu się na głowę ze swoją wdzięcznością, która tylko zwiększyła się na sile, gdy dowiedzieli się, że Derek jest z sierocińca. Być może ze swoją przyjaźnią uzupełnili się idealnie, bo Shaun był jedynakiem i brakowało mu kogoś, kto mógłby go wyciągać z tarapatów, w które lubił się kiedyś wplątywać.
Tylko, że teraz wszystko się zmieniło, a ja miałam już tyle wlanego w siebie alkoholu, że zaczęłam przeżywać przeszłość, jakbym nie mogła się od niej całkowicie odciąć. I to nie była wina tylko tego, że na kanapie z Mariną siedział Shaun tak blisko, że wiedziałam, że między nimi znów coś zaiskrzyło. Chodziło o to, że pojawił się Kaulitz, ja poczułam się przy nim dziwnie zadowolona, a potem chlapnął coś o zazdrosnym facecie i tak po prostu zniknął. I nie chodziło o to, że zniknął, bo chciałam, żeby tak było. Ale, do cholery, nie. On wciąż tu był i z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu zaczęłam analizować przeszłość, chcąc sobie wmówić, że nie było kogoś takiego jak Derek w moim życiu, bo... bo Kaulitz wciąż wywierał na mnie wrażenie.
Więc na początku zaszyłam się w łazience, siedząc na zamkniętym sedesie, jakbym była cholerną szarą myszką, która nie umiała się zachowywać w klubie ze strachu, zaczęłam w głowie tłumaczyć Dereka, choć to była kompletna głupota z mojej strony, więc w końcu postanowiłam wyjść i co?
I wtedy znów go zobaczyłam. Może to było do przewidzenia, bo VIP room był mniejszy, niż sala dla przeciętnych ludzi, ale, do cholery! Dlaczego on był tam, gdzie ja byłam?! Głupie przypadki.
Dostrzegłam go po przeciwległej stronie sali i to całe szczęście, bo może nawet...
„Twój chłopak czeka na ciebie z Mariną”.
On, do cholery, doskonale wiedział, gdzie miałyśmy swoje miejsce. Niech to szlag, już nigdy więcej nie pojawię się w sekcji vipowskiej. Po moim trupie.
Siedział tam z jakimś facetem z gęstą brodą i chyba tą samą kobietą, która wyglądała na podróbkę Jessiki Alby, na szczęście mnie nie zauważając, pochłonięty rozmową z ów dwójką. Boże, dlaczego on musiał być taki przystojny? Fruwające motylki w brzuchu były chyba nieodłączną reakcją na jego widok i to było naprawdę niesprawiedliwe. Zatrzymałam się w połowie drogi do kanapy, przyglądając się trójce, co było na serio wyjątkowo głupim zachowaniem z mojej strony. Nigdy się na nikogo nie gapiłam, ale nie mogłam zaprzeczyć, że w jakiś sposób ten człowiek mnie fascynował, choć nie powinien. Był znany i seksowny, a to były dwa główne fakty, które powinny mnie od niego skutecznie odsunąć. Kobieta uniosła szklaneczkę z whisky i powiedziała coś, na co Kaulitz i jego znajomy, który wyglądał, jakby został zgarnięty z ulicy, gdyby nie to, że siwa bluza, którą miał na sobie, kosztowała koło tysiąca dolarów, roześmieli się, identycznie zamieniając się w dwa chińczyki na twarzy, aż sama się uśmiechnęłam. Obaj unieśli szklaneczki i stuknęli się nimi w toaście znanym tylko im, a gdy cała trójka upiła alkohol, oczy kopii Alby przeskanowały teren wokół i – upewniając mnie, że dzisiejszy dzień był kompletnym niewypałem – zatrzymały się na mnie. Natychmiast odwróciłam wzrok, mając ochotę sobie przyłożyć za to bezceremonialne gapienie się. Zagryzłam wargę, czując gorąco na policzkach i spojrzałam w stronę Mariny i Shauna, którzy też się z czegoś śmieli. Zacisnęłam powieki, czując się jak piąte koło u wozu z własnego wyboru. Przecież właśnie po to zostawiłam ich samych. By pogadali i... I cokolwiek. Najchętniej wróciłabym do baru i urżnęła się w trzy dupy, ale tam wciąż stał ten dupek, który miał kasy jak lodu zapewne, a mózg wielkości orzeszka ziemnego. Odetchnęłam, decydując się na opuszczenie lokalu, by wrócić do domu i po prostu raz się wyspać. Co mi innego pozostało? Nie chciałam przeszkadzać Marinie. Ruszyłam w ich stronę, by zabrać swoje rzeczy i taksówką wrócić do siebie i nawet, gdy stanęłam przed nimi, nie zauważyli mnie, więc tylko ponownie westchnęłam ciężko i potrząsnęłam głową. Zdecydowanie powinnam pojechać do domu.
- Zostawiam was samych! – rzuciłam do nich, a oni drgnęli gwałtownie, jakbym była bliska przyprawienia ich o zawał. Jakie to urocze. Oboje spojrzeli na mnie niezrozumiale, a gdy sięgnęłam po swoją torebkę, Marina złapała mnie za ramię.
- No chyba nie jedziesz do domu? – spytała, a ja wzruszyłam ramionami, odsuwając się. – Daj spokój...
- Nie, serio. – przerwałam jej. – Może w końcu się wyśpię, a wy tam sobie pogadajcie, czy coś. – pochyliłam się, by cmoknąć Shauna w policzek, a on uśmiechnął się szeroko. – Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy, a tymczasem miłego wieczoru. – rzuciłam do niego i uśmiechnęłam się półgębkiem. Marina wydęła usta, a ja znów wzruszyłam ramionami. – Do jutra, zwal się na śniadanie czy coś. – pomachałam jej i odwróciłam się, kierując się do wyjścia, a wtedy, na domiar złego, kątem oka dostrzegłam idącego w moją stronę Kaulitza i serce podeszło mi do gardła. Boże, to się nie dzieje naprawdę! Spuściłam głowę w dół, by udać, że wcale go nie zauważyłam i przyspieszyłam kroku, lawirując między ludźmi, by jak najszybciej zniknąć z zasięgu jego wzroku. Najwyraźniej jednak wcale nie chodziło o to, że chciał zjeść w Damarsie i choć ta myśl sprawiła, że zrobiło mi się gorąco, wcale mnie to nie pocieszyło. Nie chciałam, żeby się do mnie zbliżał, bo wiedziałam, że jak już zaczniemy rozmawiać, przepadnę całkowicie. Nie rozumiałam dlaczego tak się działo, ale to było złe. Po prostu cholernie złe. I do tego wszystkiego uśmiechał się do mnie nawet wtedy, kiedy wiedział, że robię z siebie idiotkę, jakby mu to nie przeszkadzało. Dlaczego, no?
Boże, a jeśli żadna taksówka nie będzie akurat jechała i dopadnie mnie na chodniku? Boże, czy ja już kompletnie zwariowałam? Przecież nie mogło go to aż tak wszystko interesować, by się za mną uganiać jak ostatni kretyn.
Wyszłam z budynku, oddychając świeżym powietrzem i rozejrzałam się bacznie w poszukiwaniu nadjeżdżającej taksówki i odetchnęłam z ulgą, gdy ujrzałam jedną na horyzoncie. Wymijając stojących na chodniku ludzi zebranych w grupki znajomych i kilku paparazzi, którzy nawet nie drgnęli na mój widok, wystawiłam rękę, by jedyny środek lokomocji mi nie zwiał. Niemal wyszczerzyłam się z zadowoleniem, gdy taksówkarz zwolnił, podjeżdżając bliżej krawężnika, by się przy mnie zatrzymać i oblał mnie nagle zimny pot, gdy usłyszałam za sobą podniesione głosy i dźwięk robionych masowo zdjęć przez paparazzi, którzy zaczęli coś wykrzykiwać. Otworzyłam drzwi do taksówki i prawie do niej wskoczyłam, jak najszybciej zatrzaskując się w środku, wyrzucając z siebie adres domu niczym karabin maszynowy. Zanim ruszyliśmy, zdążyłam jeszcze odwrócić się w bok, by zobaczyć stojącego przy wyjściu Billa Kaulitza, który patrzył na mnie spod uniesionej brwi, aż znów oblałam się wściekłym rumieńcem, gdy dotarło do mnie, że wyszedł za mną na dwór i przeze mnie musiał dać się sfotografować. Jeszcze zanim ruszyliśmy, on odwrócił się na pięcie i zniknął z powrotem w Bootsy Bellows, a ja poczułam coś ciężkiego na dnie żołądka, żałując nagle, że się wcześniej nie zatrzymałam, by się dowiedzieć, o co mu chodziło.

Niedzielne śniadania wcale nie odbywały się w porannych godzinach i każda z nas doskonale o tym wiedziała, dlatego poczułam się dziwnie, gdy otworzyłam oczy i pierwsze, co zobaczyłam, to dziesiąta czternaście na cyfrowym zegarku na lewej szafce nocnej. Przyszłam znacznie wcześniej, niż z reguły i oczywiście to musiało zaowocować nagięciem reguł następnego dnia. Cmoknęłam z niezadowoleniem i usiadłam, nie potrafiąc się już wylegiwać w łóżku, jak robiłam to kiedyś. Wstałam, mając na sobie tylko starą, szeroką koszulkę i powlokłam się do łazienki, powłócząc nogami, ziewając głośno. Przeczesałam palcami splątane włosy, bo jak zwykle nie umiałam spać w bezruchu i odkręciłam kurki w wannie, nawet nie patrząc na swoje odbicie w lustrze. Dlaczego nie miałam prysznica, do cholery? W moim przypadku to by było znacznie wygodniejsze i szybsze rozwiązanie. Wcisnęłam korek do odpływu i wytoczyłam się z łazienki, by przygotować kawę w ekspresie. Nie mogłam powstrzymać głośnego ziewania do tego stopnia, że od otwierania szeroko ust, zaczęła boleć mnie szczęka. A potem zaczęło burczeć mi w brzuchu. Boże, wciąż byłam zmęczona i nawet dłuższy sen na nic się nie zdawał. Musiałabym najwyraźniej wziąć miesięczny urlop i nauczyć się z powrotem leżeć zawinięta w kołdrę, bo teraz to była kompletna kpina. Miesięczny urlop, dobre sobie. Przewróciłam oczami na tę absurdalną myśl i z powrotem znalazłam się w łazience, oddając się wszystkim porannym czynnościom, mając nadzieję, że kiedy już skończę z kąpielą, poczuję się jakoś lżej.
Pół godziny później byłam już w kuchni w samym ręczniku i w turbanie z kolejnego na głowie, nalewając sobie kawy do kubka. Nawet nie wiedziałam, czy robić śniadanie, czy nie, bo to nie było całkowicie normalnie, że o tej godzinie byłam na nogach. Otworzyłam lodówkę, by wyciągnąć orzechową śmietankę do kawy i zerknęłam przy okazji, z czego ja mogłam w ogóle wykombinować śniadanie. Przejrzałam ze sceptyczną miną półki, z czego większość była pusta i przewróciłam oczami. Dolałam śmietankę do kubka i odstawiając ją z powrotem na miejsce,wyciągnęłam ledwo żywą paprykę i kilka cebulek. Z westchnięciem wyrzuciłam ser pokryty pleśnią do śmietnika. Cudownie. Moja lodówka nie wyglądała, jakby była w posiadaniu właścicielki restauracji, do cholery jasnej. Moje mieszkanie wyglądało prawie na opustoszałe, co za bezsens. Zirytowana zostawiłam warzywa na blacie szafki i z kubkiem ominęłam stół, przy którym tylko w soboty i niedziele jadłam jakiekolwiek posiłki i, odstawiając kawę na szklany stolik w salonie zaraz obok laptopa, którego odpaliłam, usiadłam na kanapie, mrużąc oczy, gdy światło słoneczne dało mi po twarzy. Znów mi się śnił Kaulitz, co już było naprawdę przesadą. Wpisałam hasło i opadłam na oparcie, wzdychając ciężko. Miałam tylko nadzieję, że nie powiązali jego pojawienia się przed Bootsy Bellows ze mną, bo to wcale nie byłoby zabawne. Nie żeby cokolwiek wspólnego z tym facetem było zabawne. Na razie to doprowadzał mnie tylko do stresu i nielogicznych wyrzutów sumienia. Napiłam się kawy i trzymając kubek w dłoni, wpisałam w wyszukiwarce „tokio hotel”, chcąc znaleźć jakikolwiek fanpage tego zespołu i kliknęłam na pierwszy lepszy, nie rozumiejąc, po co to wszystko robiłam.
Jeśli chodzi o media, wszystko rozchodziło się w trybie ekspresowym. W jednej minucie ktoś robi ci zdjęcia, a kilkanaście minut później, w zależności od tego, dla kogo ten ktoś pracował, albo twoja twarz pojawia się w całej fotorelacji na portalach plotkarskich, albo twoja twarz znajdowała się na jednym zdjęciu, a fotorelacja była już następnego dnia. No i oczywiście wciąż głównym współczynnikiem szybkości była twoja sława. Bill Kaulitz należał do tego typu znanych gwiazd, które nie były bardzo znane, ale za to miały mocno ugruntowaną rzeszę fanów, którzy dla zespołu byli w stanie zrobić więcej, niż tylko dużo. Nie zdziwiło mnie więc, że na stronie natychmiast wyświetliły mi się zdjęcia z jego pobytu w Bootsy Bellows, ale gdy przeczytałam nagłówek, zaśmiałam się idiotycznie, wytrzeszczając oczy. Więc ten dziany żul to jego brat? Dobre sobie!
Szybko sprawdziłam imię i nazwisko kobiety, która wyglądała jak Jessica Alba i z zaskoczeniem odkryłam, że to dziewczyna Toma „Żula” Kaulitza i już nawet sama nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Z drugiej strony co mnie to obchodziło? Przewinęłam stronę niżej i przygryzioną wargą obejrzałam zdjęcia z momentu, kiedy za mną wyszedł, wciąż nie wiedząc, po co to w ogóle przeglądałam. Nie było mnie tam, co przyjęłam z ulgą. Przesunęłam stronę jeszcze niżej i znów zrobiłam wytrzeszcz, patrząc na zdjęcie moich cholernych naleśników, które zamówił trzy dni temu. Podpis pod spodem sprawił, że oplułam się śliną, krztusząc się nią gwałtownie.
„ I’m full but still want more #pancakes #fruits #loveit #latelunch #newfavorite”
Więc facet wstawił na instagrama zdjęcie moich naleśników, a jego podpis wyraźnie sugeruje, że mu smakowało. „Newfavorite”? Dlaczego miałam dziwne poczucie, że znów go spotkam?
Zagryzłam znów wargę, łapiąc się za brzuch, gdy chmara motylków przefrunęła przez niego z dziką ekscytacją i odstawiając kubek na stół, zamknęłam z impetem laptopa. Jeśli będę go wciąż widywać, skończę w szpitalu na zawał, choć byłam jeszcze młoda!
Z zaciętą miną zajęłam się oczyszczaniem warzyw i krojeniem ich, by skupić się na czymkolwiek innym, ale nie wychodziło mi to zbyt dobrze przez nawyk robienia wszystkiego na szybko. Wyciągnęłam z szafki patelnię, wlałam do niej odrobinę oliwy i wstawiłam na ogień, robiąc wszystko całkowicie mechanicznie. W kuchni obracałam się z takim zapałem, że nawet moja ospałość tego nie ostudziła. Odcięłam świeżą pietruszkę i majeranek, wciąż mając przed oczami ten cholerny wpis na instagramie. Do czego to w ogóle zmierzało? Dlaczego nie wierzyłam w to, że po prostu napisał o tym, że mu smakowało? No tak, bo wtedy nie lazłby za mną na dwór w Bootsy Bellows. Gdyby chciał powiedzieć, że mu smakowało... Jasne, bo akurat chodził za właścicielami restauracji, by im mówić, że mu coś smakowało, na litość boską, czy ja naprawdę myślałam o tym w takich kategoriach? Najwyraźniej próbowałam z niego zrobić większego dziwaka, niż z siebie.
Wsuwany klucz do zamka w drzwiach frontowych sprawił, że przymknęłam na chwilę powieki z ulgi. Świetnie, skoro Marina przyszła, będę mogła pomyśleć w końcu o czymkolwiek innym. Dość Kaulitza... Dobiegły mnie śmiechy i zmarszczyłam czoło, nie wiedząc nawet, jak zareagować, gdy jeden z nich bezsprzecznie dopasowałam do śmiechu Shauna. W porządku. Mój plan się powiódł, a ja nie byłam z tego powodu zadowolona. Co się ze mną działo?
- Ej, myślałam, że będziesz jeszcze spać! – rzuciła na wstępie moja przyjaciółka, jeszcze zanim ją zobaczyłam i przewróciłam oczami. – Przyprowadziłam Shauna!
- Przecież słyszę... – odparłam z westchnięciem, mieszając warzywa na patelni i spojrzałam na siebie krytycznie. – Shaun, zakryj oczy, bo jestem w ręczniku i straszę.
A Shaun tylko roześmiał się głośno i kilka sekund później zawitał w kuchni, szczerząc się jak głupi. Boże, znałam tę minę. Znów będę jedyna, która nie miała seksu przez wieczność. To przykre.
- Miałem nadzieję na mały zawał. – wydął wargi, lustrując mnie od stóp po głowę, a ja wzruszyłam ramionami. Prawdę powiedziawszy, zbyt często paradowałam przy nim w kusych strojach, więc mnie to nie ruszało, że widział mnie w takim stanie. W swoim czasie był mi bliższy niż Kubuś.
- Przykro mi, że cię rozczarowałam. – oznajmiłam więc, uśmiechając się pod nosem. Odetchnij. Wszystko będzie dobrze, jeśli powrót Shauna nie będzie oznaczał powrót Dereka, bo tego bym nie zniosła.
Gdy Marina, szeroko uśmiechnięta z wciąż mokrymi włosami tak samo jak Shaun, pojawiła się w kuchni, ja odsunęłam się od patelni i ziewnęłam.
- Dokończ za mnie, a ja się chociaż ubiorę. – stwierdziłam, a ona ochoczo stanęła za garami, nie omieszkując przy tym dotknąć z uczuciem pleców Shauna. Gdy tylko ich wyminęłam, uśmiech zrzedł mi z twarzy. Czemu przyszło mi do głowy, że wolałabym robić śniadanie komuś innemu?

~~~~

*Tytuł z "Drink You Away" - Justin Timberlake

Miss - Jedno i drugie oczywiście! :D Ale ja sądzę, że głupia nie jest. Raczej osrana ze strachu, a to można zrozumieć!
I pewnie dodam więcej Mariny, jeśli zacznę kiedykolwiek pisać to dalej. Wciąż jeszcze nie miałam kiedy się nad tym jak zastanowić, więc nic nie wiem. Shaun jest dobry! Osobiście mnie napawa czystym i głębokim "awwww", ale to wszystko jest w mojej głowie, a wciąż jeszcze nie opisałam wszystkich jak należy. Dostanie im się więcej miejsca. Spoko.
Też mam nadzieję na laptopa, bo jebnięty klawisz jest baaaaardzo irytujący. I to wszystko inne.
Ewelina - A najlepsze jest to, że ja lubię nawet Dereka xD I nie, Marina nie maczała niczego i nigdzie, to yyyyy... wszystko sprawka Kaulitza. Kaulitz jest z winy Kaulitza. I trochę z winy Kubusia. Co do hashtagów, to prześledziłam naprawdę jego wpisy na insta, żeby wyglądało to trochę podobnie xD
Elisa - Jak już mówiłam, nie nazwałabym tego histerią, ale zapewne myślimy tak samo podobnie jak z Unnecessary xD Co do Mariny - i tak ją wprowadzę, tak samo jak innych bohaterów, ale odrobinę inaczej, jak to robiłam wcześniej. I hej! A nie, dobra, jedna bohaterka też uciekała, ale yyyyyy chuj tam, widzę to inaczej xD I już to było napisane wcześniej, że one sobie robią nawzajem najazdy na chatę bez pytania. I Shaun to jej dawny przyjaciel, nie tylko postrzegany jako facet Mariny, więc nie zgadzam się z Twoim postrzeganiem, ale spoko. Mieszane uczucia są w porządku xD
Tak. Chcę kompa też.
Sternschnuppe - Zapewne właśnie tego chciał, ale ona się yyyy przestraszyła? O Pumbie nie myślałam i może to i lepiej. I jak możesz nie widzieć w Ryju Alby? O.O

7 komentarzy:

  1. No dobra. Nie od dziś wiadomo, że Aida jest albo pierdolonym tchórzem albo szajbusem. Obstawiam jedno i drugie z czego nam wychodzi dziwactwo.
    No bo kurwa, facet uratował jej dupę. A ta spierdala przed nim, chociaż on ewidentnie oczekuje jakiegoś kontaktu z jej strony. Aida jest głupia. I mówię to z ręką na sercu i czystym sumieniem. (Wyszło masło maślane, jak zwykle wiesz o co mi chodzi).
    Poza tym, w tym rozdziale znajduje się moja ulubiona część. W sensie śniadanie u panny Aidy. Już Ci mówiłam, że żałuję tylko, że nie robisz wstawek jak to było za czasów DPM, żeby pokazać tą drugą bohaterkę, która chociaż drugoplanowa, w jakiś sposób jest ważna (EKHEM). Byłoby fajnie, gdybyś też dała jej nieco większe pole popisu, by przedstawić ją w lepszym świetle. I chociaż na początku byłam przeciwna Shaunowi (patrz w trakcie tworzenia całego zarysu historii i tak dalej), teraz... teraz wydaje mi się to w porządku. Nawet bardziej niż w porządku.
    I w ciągu dalszym rozumiem i jedną i drugą, chociaż jednak jestem bardziej związana z Mariną (taaa, ciekawe czemu).

    Obyś skołowała nowego lapciaka szybciej i zaczęła skrobać. Gdybyś była tuż obok, dałabym Ci swojego, a tak... dupa :(
    Kocham Cię i weny kochanie!
    Do następnego czwartku! ♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Popieram była naiwna. A on jest dupkiem. Z przykrą przeszłością, ale nadal to dupek. Derek w sensie. Biedna zagubiona Aida. A Kaulitz robi jej budyń z mózgu... Choć procenty też... Cóż kara za picie. Ey, Czyżby Marina maczała w tym swoje wypielęgnowane paluszki, by on się znalazł w tym samym klubie, czy to tylko przypadek? Facet z gęstą brodą... xD No kurwa mówi, że przystojny ach i och , a chodzi koło niego jak- nie obrażając psów- pies koło jeża.... Nie ogarniam jej.Jak każdej, tak btw. By potem mi zrobiło klik w mózgownicy i by stała się dla mnie zrozumiała. Kwestia czasu.
    Babeczka, ją ugotowała. Ale sen to zawsze dobre wyjście. No i może pan K. za nią pobiegnie albo nawiedzi w snach? Albo choć zadzwoni? Hmmmm trzeba czekać na rozwiązanie zagadki. Ona jest strasznie gościnna" Zwal się na śniadanie, czy coś" - tekstem tej bohaterki jest "...czy coś" :D
    On tu idzie! Kod czerwony, niechaj zawyją syreny alarmowe! Brawo dla tej pani! coś jej zaczyna przeskakiwać w mózgu. I oczywiście ona chce uciec... Kretynka. Jak Bóg drabinę ci daje to pnij sie do góry... rozumiesz? hmm pewnie nie, bo sama mam problem by to zrozumieć. mniejsza. Uppsss no cóż sława. Jak nic będą nagłówki.
    A może urlop to dobra rzecz...
    Na dzień dobry- dobra kawa.
    Good coffee cheaper and better than prozac, normalnie.
    Ehhh.. no tak. " Dziany żul..." ??!! Rozwalasz system, Ann.
    Te hashtagi tak bardzo Billowe. Oplułam kartkę Spotkasz, spotkasz ciocia ci to mówi. Obryzgałam monitor. No tak... myślę, że Kaulitz szybko nadrobi z Aidą miesiące posuchy.
    Jak zawsze genialne, jak zawsze zabawne, jak zawsze powala mnie twój styl. Buziaki i ddddddddddddddddddddddduuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuużżżżżżżżżżżżżżżżżżo weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak, gdyby Aida normalnie zareagowała na Kaulitza, to byłoby dla mnie dziwne. Przynajmniej u Ciebie. Od dawna wiemy, że Twoje bohaterki zaczynają histeryzować z podniecenia na jego widok (jakkolwiek to brzmi), ale to pokochałam :D
    Nie będę ukrywała, przykro mi Miss, ale Marina chyba nie jest jakoś specjalnie oczekiwaną osobą. Wszyscy czekamy na Kaulitza. Nie twierdzę, że nie jest ważna, ale ja nie na nią czekam :D
    Okej, hashtagi, typowo Billowe, nikt nie zaprzecza xD Aż się uśmiałam i poplułam kawą.
    Ucieczka? Broooown, jak to bardzo w Twoim stylu :* I też bym wolała, żeby ona robiła śniadanie dla kogoś innego. Bo wgl kurwa, jak to Marina sobie wbija z nim do Aidy? Co to za przyjaciółka, która przyszła pochwalić się dobrym seksem tej, która usycha? :/ Nie lubię.
    Weeeeeeeeeeeeeeeeeeeeny! I załatwiaj sobie kompa...
    <3

    OdpowiedzUsuń
  4. No i ja się pytam: Czemu ona uciekła przed Kaulitzem?! A może chciał jej coś interesującego powiedzieć... :D Przynajmniej Aida zrobiła przysługę swojej best friend, tylko że problem polega na tym, że Marina miała udaną noc (If you know what I mean :D) a Aida dalej "w celibacie" XD Chociaż jakby się spieła to by z Kaulitzem cuś może xD
    Emmm... idąc dalej... te zdjęcie i hashtagi takie Billowe tylko, że jeszcze Pumby zabrakło XD Zacznij rozważać czy go nie dodać do tej opowieście jako jednego z głównych bohaterów (Kaulitz by się cieszył) xD Sooł... O reszcie się nie wypowiadam: Tom przypominający żula *true story* i Ria jak Jessica Alba ( swoją drogą nie widziałam wielkiego podobieństwa ^^), gdyż mi się nie chce ^^
    Powodzenia, pisz szybciej i...i... czekam XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Czemu ona tak panicznie boi się młodszego Kaulitza? Eh, czasami jej nie rozumiem, chociaż w sumie, sama bym pewnie ulotniła się jak najszybciej stamtąd. Shaune ja ja lubię tego gościa. Od razu wydawał się taki, no fajny. Innego słowa nie mogę- jak na razie- znaleźć. Aida jest naiwna, szkoda mi jej, ale wiem coś o tym. Po prostu nie może zapomnieć o Dereku- jedna połówka duszy mówi nienawidzę, ale druga tęsknię. Mam nadzieje, że on nie powróci, ale coś myśle, że się mylę

    OdpowiedzUsuń
  6. Krótki był ten rozdział, ej!
    Aida ma wyraźną obsesję na punkcie Kaulitza. Ale też się go boi, więc nie rozumiem jej kompletnie. Wyjaśnij to wreszcie!

    OdpowiedzUsuń