Czasami zdarza
się, że człowiek popada w swego rodzaju rutynę, która nie jest szczególnie
zdrowa i mądra i nie doprowadza cię do niczego dobrego. Można to trochę przyrównać do uzależnienia i, choć nie jest to aż
tak zabójcze, równie mocno pociąga. Moją rutyną, którą zdecydowanie mogłam nazwać głupią, było to, że
w sobotę – zamiast odpocząć – ja musiałam pójść do klubu. Przyczyna tego
zachowania była dość prosta w zrozumieniu – sobota była dniem, kiedy mogłam
zacząć za dużo myśleć o swoim własnym życiu, o moich porażkach i o rzeczach, o
których bezsprzecznie nie mogłam myśleć. Wiedziałam, że racjonalnie do tego
wszystkiego podchodząc, sama się wymęczałam tym, że w sobotę nie robiłam sobie
relaksu, że w sobotę piłam i ogłuszałam się dobrą muzyką, ale nie mogłam
przestać. Ilekroć się zastanawiałam nad tym, czy zostać w domu i spróbować
wina, które kupiłam rok temu na uczczenie otwarcia Damar’s Place, za
każdym razem i tak kończyło się to dokładnie tak samo. Ubierałam rzeczy, które powinnam
była wyrzucić, ale nie mogłam się do tego zmusić, bo były zbyt piękne,
malowałyśmy się nawzajem z Mariną i wychodziłyśmy na miasto. Z drugiej strony
zawsze tydzień wcześniej rezerwowałyśmy sobie miejsca, czasami kilka tygodni
wcześniej, więc żal było marnować już wydanych pieniędzy. Wszystko było nie
tak, ale rozsądek niestety zawsze przegrywał z potrzebą zapomnienia się. Nie
żeby Marina była lepsza.
Prawdę
powiedziawszy Marina była moim najlepszym przykładem na to, że prowadząc
Damar’s Place, twoje życie prywatne ulega autodestrukcji z głośnym hukiem. I to
było też powodem, dla którego nie chciałam się z nikim spotykać.
W czasie,
kiedy ja byłam z Derekiem, Marina umawiała się z Shaunem, jego bliskim
przyjacielem. Nie można to co prawda nazwać zgraną paczką, bo między naszą
czwórką pojawiała się z czasem coraz większa ilość niedomówień i sekretów, ale
jeszcze zanim ja się rozeszłam z Derekiem, wszystko było... Było super. Potem
jednak wszystko się zmieniło. Wszystko...
Sęk w tym, że
nie można stworzyć udanego związku, kiedy jedna strona nie ma czasu dla
drugiej. Na samym początku nie było jeszcze tak trudno. Owszem, pracowałyśmy
dużo, ale to jeszcze nie było tak męczące i nie pochłaniało aż tyle czasu.
Shaun często przychodził do Damarsu, by nam potowarzyszyć, ale w końcu to
zaczęło się sypać. Zaledwie pięć miesięcy po otwarciu restauracyjki zrobiło się
między nimi tak... męcząco. Praca stanęła kością w gardle i nie dało się tego nijak
przełknąć. Narastająca ilość kłótni w niczego nie ułatwiała, a ja nawet nie
mogłam pomóc. Wiedziałam, że to się skończy w taki sposób. Shaun to typ
człowieka, który nie znosi siedzieć samotnie, a kiedy go trzepie, to na całego
i on naprawdę kochał Marinę. Tylko, że nie mógł znieść braku czasu. Człowiek by
pomyślał, że w związku mogą być problemy większej wagi, że coś gorszego niszczy
dwie osoby, a tu proszę – czas.
Więc obie nie
chciałyśmy myśleć. Zdawałam sobie jasno sprawę, że ona wciąż coś czuła do
Shauna, bo to było zbyt silne, by odeszło tak po prostu, ale wolałam nie
poruszać tego tematu, bo to było jak nadepnięcie na minę.
Poruszałyśmy
się w obrębie, gdzie doskonale wiedziałyśmy, że nie było opcji na spotkanie ani
Dereka, ani Shauna, choć łatwiej było przewidzieć poczynania tego pierwszego.
Drugi miał mniej spraw na głowie i więcej zwykłych znajomych, z którymi mógł
się znaleźć właściwie gdziekolwiek, dlatego zawsze czułyśmy się trochę nieswojo,
gdy wchodziłyśmy do klubu. Ale na szczęście tylko na chwilę. Potem zamawiałyśmy
drinki i wszystko odchodziło w niepamięć.
Dzisiaj
wszystko wyglądało właściwie tak samo jak tydzień temu. Ja ubrałam się w czarną
sukienkę na ramiączkach od Ralpha Laurena , bo przynajmniej zakrywała moją
bardziej zaokrągloną figurę, niż wtedy, kiedy ją dostałam, a do tego ubrałam
botki Zoulou od Louboutina. Na prawy nadgarstek założyłam bransoletkę od
Salvatore Ferregamo z jasnego złota i kolczyki w kształcie podkówek tego samego
projektanta. Nie lubiłam obwieszać się biżuterią, zawsze mając poczucie, że coś
zgubię.
Marina
natomiast pożyczyła ode mnie jedną z jej ulubionych sukienek – koktajlowa
czarna z cekinami od Isabel Marant i zamszowe szpilki z zakrytym palcem z
paskiem wokół kostki od Valentino, które sobie sprawiła na urodziny. Kolejny
powód, dla którego nie mogłyśmy zainwestować w pracownika.
Więc na
początku wszystko szło tak jak zawsze. Tym razem wylądowałyśmy w Bootsy Bellows
w sekcji Vipowskiej, gdzie nie było aż tak wielkiego tłoku i gdzie odbywała się
zupełnie inna impreza niż w głównej sali, ja zajęłam miejsca, a Marina
wywędrowała po drinki. Wciąż było tak samo jak zawsze.
Godzinę
później już tak nie było.
Dokładnie
godzinę później, może kilka sekund wcześniej lub później dostrzegłam w tłumie
wysokiego faceta z ciemnymi, prawie czarnymi włosami, niebieskimi oczyma,
idealnie ogoloną twarzą i niemal poczułam jego perfumy w nozdrzach, gdyby nie
to, że tak zakrztusiłam się drinkiem, że alkohol o mały włos wypłynął mi nosem.
Czy tylko ja miałam wrażenie, że jednak nieszczęścia chodziły parami? Nawet nie
tylko nieszczęścia, a po prostu kłopotliwe sytuacje. Marina spojrzała na mnie
spod uniesionej brwi, a ja, wciąż kaszląc zerknęłam na nią, nie wiedząc, czy
jej mówić o tym, kogo zobaczyłam, czy jednak zostawić to dla siebie. Niech to
szlag, jakkolwiek klub nie byłby wielki, czy mały, wszyscy ci, którzy nie chcą
na siebie wpadać i tak to robią, więc dlaczego miałabym to zatrzymywać dla siebie?
I tak już ucierpiałam – paliło mnie gardło i aż łzy z wrażenia stanęły mi w
oczach.
- Nie zgadniesz kogo zobaczyłam. – wykrztusiłam, mając nadzieję na to, że udało mi się przekrzyczeć muzykę, która mi dudniła w uszach. Marina zmarszczyła czoło, a potem uśmiechnęła się głupkowato.
- Nie zgadniesz kogo zobaczyłam. – wykrztusiłam, mając nadzieję na to, że udało mi się przekrzyczeć muzykę, która mi dudniła w uszach. Marina zmarszczyła czoło, a potem uśmiechnęła się głupkowato.
- Billa
Kaulitza! – odparowała, a ja przewróciłam oczami. Jasne, jeszcze tylko jego by
tu brakowało. O Boże, ale skoro... Nie, Dereka nie mogło tutaj być. A jeśli
był, miałam zamiar zadać kłam własnej tezie o wpadaniu na siebie w klubie.
- Nie. –
burknęłam, nie mogąc przestać kaszleć. Cholerny Jack nie chciał spłynąć gdzie
należy! – Oficjalnie wieczór uznaję za niekomfortowy. – skinęłam głową na
bawiący się tłum. – Shaun.
Zapadła między
nami cisza, całkowicie pochłonięta przez muzykę. Marina znieruchomiała, a jej
oczy natychmiast zaczęły skanować ludzi, wyszukując znajomej twarzy.
Oczywiście, że wiedziałam, że wciąż jej zależało i chyba nawet chciałam, żeby
się zeszli z powrotem, choć przecież to nie mogło być aż tak łatwe. A z drugiej
strony, gdyby wrócił do jej życia Shaun, do mojej głowy wróciłby Derek. Tylko,
że ja wciąż jestem nieszczęśliwa, więc odrobinę więcej problemów pewnie nie
zrobiłoby różnicy. Odetchnęłam, w końcu pozbywając się uciążliwego kaszlu i
wstałam, wygładzając sukienkę.
- Zaraz wrócę.
– oznajmiłam i ruszyłam, zanim Marina się zorientowała, że mam zamiar odszukać
Shauna i go tutaj sprowadzić. Może to nie było mądre posunięcie z mojej strony,
bo jeśli nic nie wyjdzie z mojej głupiej próby naprawienia choć części rzeczywistości
wokół mnie, będzie jeszcze gorzej, a Marina będzie mnie oskarżać o... Cóż, o
głupotę, która ją skrzywdzi. Och, do cholery, dlaczego miłość nie mogła być
łatwiejsza?
Odgarnęłam
włosy na bok i wmieszałam się w tłum, ciągnąc w miejsce, gdzie ostatnio mi
śmignęła opalona twarz tego bubka i poczułam dziwne ukłucie adrenaliny. Boże,
zależało mi na dobru przyjaciółki bardziej niż na swoim własnym i denerwowałam
się spotkaniem jej byłego faceta może nawet nie w połowie jak sama Marina, ale
wystarczająco mocno, by mnie to dekoncentrowało. Powinnam dostać za to nagrodę
dla najlepszej przyjaciółki, przysięgam. Nagle dostałam z męskiego łokcia między
żebra i sapnęłam głucho, na chwilę się zatrzymując. Usłyszane przeprosiny od
jakiegoś faceta wcale nie zelżyły bólu i nawet nie odpowiedziałam, ruszając
dalej, trzymając się za brzuch. Nie mógł zniknąć, do cholery. Chyba, że mi się
przewidziało, a to też nie byłoby fajne. Nie, przecież znałam go tyle czasu, że
nie mogłam się pomylić. O, jest!
Dostrzegłam
go, plecami do mnie, ubranego w czarną koszulkę i jasne jeansy i odetchnęłam,
czując łomotanie serca w klatce piersiowej. Żeby tylko się nie okazało, że
przyszedł tu z jakąś laską, bo wtedy też nie będzie tak kolorowo. Ścisnęłam
kciuki i w ostatnim momencie udało mi się wyminąć jakąś podobiznę Alby, bo
jakąś wątpiłam, by oryginał się tutaj pojawił, nie spuszczając oczu z Shauna.
Nabrałam powietrza i z impetem wpadłam plecy, na których często wieszałam się
bez większego powodu i sapnęłam, natychmiast się odsuwając. Shaun odwrócił się
w moją stronę, a ja wskazałam palcem za siebie, w duchu dziękując, że to jednak
nie był ktoś obcy i zrobiłam skruszoną minę.
- Przepraszam,
ktoś mnie popchnął! – skłamałam i udałam, że dopiero wtedy rozpoznałam w
Shaunie Shauna. – O mój Boże! – pisnęłam i najwyraźniej wtedy ja też zostałam
rozpoznana, bo mój dawny przyjaciel uśmiechnął się szeroko. – Shaun! – gdy
spojrzałam z bliska na jego tak cholernie znajomą twarz, coś mnie zakuło i
dotarło do mnie, jak bardzo tęskniłam za przeszłością. Wyrzuciłam ręce w
powietrze i przytuliłam się do niego mocno, wdychając męską Euphorię od Kleina
na jego koszulce. Boże, nawet nie zmienił perfum! - Tęskniłam za tobą!
- Aida, co za
niespodzianka! – usłyszałam przy uchu jego ciepły i niski głos i uśmiechnęłam
się szeroko, rozpływając się w nagłej ekstazie. Jezu, uwielbiałam tego czubka.
Naprawdę nie dziwiłam się, że Marina tak za nim szalała, bo ten człowiek był
nie do podrobienia. Nie było takiego drugiego jak on i nawet mając ogromne
grono przyjaciół, ja mogłabym siedzieć tylko z Mariną i z nim. Więcej do
szczęścia nie było trzeba. Jego palce zacisnęły się na moich barkach i odsunął
mnie od siebie, szczerząc się szeroko. Boże, chciałam roztrzepać mu tę
zaczesaną grzywkę i roześmiać się głośno. – Niech ja ci się przyjrzę, nic się
nie zmieniłaś!
Parsknęłam
śmiechem, wbijając sobie palec w brzuch.
- Przytyłam! –
rzuciłam, a on roześmiał się szczerze, znów mnie przytulając. Dobrze, jeśli był
tutaj z dziewczyną, to znaczy, że nie była dla niego szczególnie ważna, jeśli
jeszcze mi jej nie przedstawił. Punkt dla ciebie, Aida, masz szanse!
- Ale i tak
jak zawsze powalasz urodą.
- Dziękuję,
komplementy zawsze mile widziane, nawet jeśli nie są zgodne z prawdą, Shaun. –
powiedziałam, wciąż starając się zachować głośno, by mnie słyszał, a on
potrząsnął głową, znów się śmiejąc. Zaraz jednak spoważniał i rozejrzał się
czujnie. Oho, czyli dotarło do niego, że nie byłam tu sama.
- Jesteś tu z
chłopakiem? Nie chcę, żeby mnie ktoś pobił za zbytnią poufałość. – stwierdził,
a ja oklapłam. Szlag, miał spytać o swoją byłą dziewczynę, a nie o mnie!
Wydęłam wargi, wzruszając ramionami.
- Jestem tu
tylko z Mariną. – odpowiedziałam bez ogródek, a on wyprostował się nagle, znów
lokując na mnie swoje niebieskie tęczówki. Obserwowałam go uważnie, chcąc
wychwycić cokolwiek w jego zachowaniu, co dawałoby mi nadzieję, że wciąż mu
zależy i... Właściwie, niech to szlag, nic się nie zmieniło. Nie mamy więcej
czasu w pracy, właściwie to mamy go nawet jeszcze mniej, ale... Boże, potrzebowałyśmy
wakacji. A on wciąż idealnie pasował do Mariny... – A ty? Jesteś tu sam? –
spytałam, próbując go jakoś wyrwać z wyraźnej niezręczności, a on zmarszczył
czoło, potrząsając głową.
- Jestem ze
znajomymi, ale to.... – urwał i machnął ręką. Przez chwilę patrzył gdzieś ponad
mnie i westchnął głęboko. – To
nieważne... – dodał i podrapał się po policzku. Spojrzał na mnie niezdecydowany
i uśmiechnęłam się. Kolejny punkt dla ciebie, Aida.
- To chodź ze
mną, pogadamy. – powiedziałam więc i chwyciłam go za rękę, by zaciągnąć go w
miejsce, gdzie siedziała Marina. Wcale nie miałam zamiaru z nim gadać. Miałam
zamiar zostawić go pod opieką jego byłej dziewczyny i ulotnić się, by pozbyć
się narastającej we mnie nostalgii. Może niektórym odpowiadało powracanie do
przeszłości, ale ja nie znosiłam tego zbyt dobrze. Przedzierając się przez
tłum, miałam przed oczami tylko to, że kiedyś też bywałam w klubie, ale wtedy
zawsze odpowiadałam, że byłam tam ze swoim chłopakiem i wiedząc, kim był,
czułam się perfekcyjnie bezpieczna i świadoma tego, że żaden zwykły dupek
szukający łatwej panienki nie będzie mnie niepokoić swoją osobą. Trzymałam za
rękę kogoś, kto nie był Shaunem i wracałam do kogoś, kto nie był tylko Mariną.
Teoretycznie miałam teraz wszystko to, do czego ludzie dążyli, a czułam się
tak, jakbym nie miała niczego. Cholera, alkohol wcale nie pomagał, a chyba
nawet pogarszał obecną sytuację. I jeszcze ten pieprzony Kaulitz, który dzielnie
dzielił przestrzeń w moim mózgu z pracą i Derekiem, o którym próbowałam
zapomnieć, a wciąż miałam z tym problem, bo wciąż działał jako punkt
zaczepienia w innych sytuacjach. Co ja miałam do Kaulitza? I co on miał do
mnie? Przedwczoraj zjadł lunch i poszedł w pizdu, nawet nie tłumacząc się z
tego, o co mu chodziło, a potem musiałam wysłuchać monologu Mariny o tym, jaki
fajny jest ten typ. Naprawdę, gadała głównie o tym, że jest uroczy, zabawny, że
nieźle wygląda i docenia naszą kuchnię. I że jest inteligentny i sto
pięćdziesiąt innych zajebistych cech charakteru, o których nie chciałam
słuchać. Nie chciałam o nim słuchać i miałam to serio na myśli. Miałam dziwne
poczucie, że mi namiesza w głowie, a wcale tego nie chciałam. Ale z drugiej
strony... Skoro wczoraj go u nas nie było, ani nie zadzwonił na firmowy numer,
to najwyraźniej chciał tylko spróbować tego, co serwowałyśmy w Damarsie, czyż
nie? Szkoda tylko, że mimo wszystko on i tak mi się cholernie podobał, czemu
nie mogłam zaprzeczyć i na dodatek podczas tych kilku godzin, które spędzałam w
swoim łóżku, miałam sny z nim w roli głównej. Dwie noce. Przecież to jakiś
żart.
Gdy Marina
dostrzegła mnie idącą w jej kierunku, zmarszczyła czoło w dezorientacji.
Gorzej, gdy zobaczyła, że ciągnę Shauna. Przypuszczałam, że co do czego
przyjdzie, to mnie po prostu zabije za głupi występek, więc już zawczasu
postanowiłam wymyślić scenariusz kolejnej części przesiadywania w klubie.
- Patrz, kogo
znalazłam! – rzuciłam, robiąc głupią minę i puściłam Shauna, by mógł stanąć
obok mnie. – No, a ja pójdę po drinki, czy coś tam... – wyszczerzyłam zęby i
zawinęłam się tak, że gdybym stała na piasku, spod moich szpilek uniósłby się
kurz. Był jeden, bardzo wygodny plus pracy w Damar’s Place, a mianowicie niemal
ciągłe przesiadywanie w butach na obcasach. Oczywiście na początku wcale nie
było to takie łatwe, ale później, gdy już się człowiek przyzwyczaił, można było
w nich chodzić całe dnie. No oczywiście pod warunkiem, że były wygodne.
Tak czy siak
pozostawiłam wszystko w rękach tej dwójki. Ja wspaniałomyślnie postanowiłam
zostać sama, a może nawet ewentualnie się porządnie upić dla lepszego, a na
pewno gorszego samopoczucia.
No ale wtedy
znów stało się coś, co wybiło rutynę z rytmu.
- Och, to ty.
– odezwał się jakiś brunet w białej koszuli, gdy podeszłam do baru, by zamówić
kolejnego drinka. W szpilkach miałam ponad metr osiemdziesiąt, a on chyba był
równy ze mną, dzięki czemu mnie nie onieśmielił. Miałam słabość do wysokich
facetów. Zmierzyłam go spojrzeniem, ale się nie odezwałam, nie rozumiejąc,
dlaczego wyskoczył z takim tekstem, kiedy ja widziałam go pierwszy raz na oczy.
Chyba, że to był kolejny nieudany patent na podryw, to chyba mu współczuję. –
Emmm... Na parkiecie uderzyłem cię w brzuch, przepraszam. – dodał, a ja uniosłam
brwi, wzruszając ramionami.
- Zdarza się najlepszym. – odparłam lekko i odwróciłam się do barmana, prosząc go o o shota
czystej. Nie lubiłam, gdy zaczepiali mnie nieznajomi, choć fakt faktem lubiłam
się czasami do nich przystawiać. Może nie kierowałam się szczególnie
prostolinijną logiką, ale łatwo można było to wytłumaczyć. Czasami miałam wyjątkowe
problemy z doskwierającą samotnością i próbowałam ją zabić, oszukując się, że
niby nieznajomy coś dla mnie znaczy. Boże, ja nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio
uprawiałam z kimś seks, co było aż przykre. Właściwie to nawet nie pamiętałam,
kiedy ostatnio się masturbowałam, co już nie było normalne, bo nie
byłam z tych osób, które były zadowolone jednym numerkiem na tydzień. Nie byłam
nawet tą, która była zadowolona trzema numerkami na tydzień. Moje życie
naprawdę nie przypominało życia. Po prostu egzystowałam.
- Emmm...
Jestem Rick. – brunet od łokcia wystawił do mnie rękę dokładnie w momencie,
kiedy na blacie przede mną pojawiła się wódka. Nie, proszę pana, ja dzisiaj nie
miałam ochoty na pogrywanie sobie z nieznajomymi, okej?
Westchnęłam.
- Aida. –
odparłam niechętnie, ale on nawet tego nie wyczuł. Świetnie, więc nawet nie
mogłam się upić, kiedy on był w pobliżu, nie chcąc się narazić na niepotrzebne
wycieczki po kiblach lub cudzych łóżkach.
- Aiiida? Skąd
jesteś?
No i się
zaczynało.
Mój akcent nie
był problemem, bo lata przebywania wśród Amerykanów sprawiły, że potrafiłam
zlać się z tłumem naturalnych akcentów. Co i innego mój wygląd i imię. Niby
tutaj każdy nazywał siebie tak, że czasami nie było w tym logiki, a mimo
wszystko ja byłam w grupie ewenementów. Skąd byłam? Co go to interesowało?
- Z Polski. –
odpowiedziałam, choć nawet nie miałam pojęcia czemu. Nie byłam pewna, czy
gadanie z nim było lepsze od siedzenia w samotności, ale fakt był taki, że
chyba nie powinnam była wracać do Mariny i Shauna. Wolałam, żeby porozmawiali,
może coś więcej, cokolwiek. Nie wiem, czemu się tak na to uparłam, ale
chciałam, by się zeszli. Głupi kaprys, może być. A może chciałam mieć dodatkowy
powód, by się nie zadurzać. Może chciałam, żeby Marina miała jeszcze mniej
czasu na pracę, żebym ja mogła się nią zajebać. Byłam bezdennie żałosna,
naprawdę, bo przecież tak naprawdę Kaulitz się pojawił, owszem, ale nic się nie
stało, prawda? Ja w głowie już przerobiłam cały scenariusz, który nie istniał.
Byłam tak przerażona możliwościami, że chciałam je wyciąć i wyrzucić jeszcze
zanim dostałam je w ręce.
- A gdzie to
jest?
- W Europie.
- Czyli gdzieś
koło Teksasu?
Kolejny raz
westchnęłam ciężko, mając ochotę przywalić głową w blat baru. Mogłam się tego
spodziewać po tej jego minie, jakby był w posiadaniu największego kutasa na
świecie. Przykro mi, proszę pana. To nie wystarczy. Mi przynajmniej.
- Nie, to
sześć tysięcy mil na zachód, człowieku. – wyjęczałam, choć nie byłam pewna, czy
mnie usłyszał, bo zakryłam twarz w dłoniach, mając coraz większą ochotę na
rzewny płacz. Może po prostu powiem Marinie, że wrócę do domu, czy coś...
- Mam rodzinie
w Teksasie. – podsunął facet, a ja spojrzałam na niego w niedowierzaniu. On
naprawdę myślał, że Europa jest w Stanach. Jakim cudem jeszcze spotykałam
takich debili? I to akurat w takim dniu, kiedy chciałam się bawić i zapomnieć?
To jakiś żart. Znowu. Kolejny. Cała seria nieudanych żartów.
- Boże, Europa
to kontynent... – nawet nie wiedziałam, po co się spierałam, skoro nawet nie
chciałam z nim gadać. To było nie w porządku. Nie chciałam takiego obrotu
spraw. Wolałam cholerną rutynę. Wolałam zamknięte koło, a dzisiaj nie dość, że
się otworzyło, to na dodatek kompletnie wypadłam z obiegu.
- Ach! Tam,
gdzie jest Francja! – załapał, pstrykając palcami. A ja wciąż nawiązywałam z
nim kontakt, patrząc w jego stronę. Co ja robiłam? Barman podał mi kolejnego
shota z wódką, a ja skinęłam mu głową z wdzięcznością. – Więc mówisz, że jesteś
skąd?
- Z Polski. –
powtórzyłam, wypijając duszkiem shota. Właściwie powinnam mieć do czystej jakąś
popitkę, żeby mnie za szybko nie trzepnęło, ale chyba było mi już to obojętne.
- A gdzie jest
Polska?
O Boże, czy to
nie miało końca? Czy ja miałam mu wyciągnąć telefon i pokazać na mapie? Jezu,
pomocy, błagam!
- Zaraz obok
Niemiec. – usłyszałam za sobą i serce podskoczyło mi do gardła, a ciśnienie
zamroczyło mi na chwilę zdolność widzenia. Zamarłam, bezbłędnie odgadując, że
to był Kaulitz, który właśnie coś zamawiał, ale ja nie potrafiłam się w tym
wszystkim połapać, zagapiona na jego odsłonięte ramię, które było zaraz przed
moim nosem, gdy jego właściciel oparł się między nami ręką o bar. – Twój
chłopak czeka na ciebie z Mariną. Chyba nie próbujesz mu dać powodów do
zazdrości? – zerknęłam na niego speszona, nie rozumiejąc, o czym on mówił, ale
on nawet nie patrzył w moją stronę. Ubrany w szarą koszulkę z włosami zaczesanymi
do tyłu, wyglądał tak, że nie widzieć czemu, uśmiechnęłam się lekko. – Jej
facet jest bardzo zaborczy. – rzucił konspiracyjnie do faceta z brakiem
wiadomości geograficznych. – Kiedyś sam próbowałem się do niej dostawić i
skończyłem z połamanymi żebrami w szpitalu, a potem jeszcze się okazało, że
próbując uciec, skręciłem kostkę. Ciesz się, że nie widziałeś kolesia. –
poklepał go po ramieniu i zabierając coś z blatu, uśmiechnął się do mnie
półgębkiem, po czym tak po prostu nas opuścił.
Chrząknęłam,
czując wypieki na twarzy i odwróciłam się za Kaulitzem, ale on już zniknął w
tłumie ludzi.
- To tego...
To ja pójdę. – wymamrotałam, choć tamten pewnie znów mnie nie usłyszał i
usunęłam się spod baru, wykorzystując bajeczkę Kaulitza jako wymówkę.~~~~
Miss - Tak, nie pomyliłaś się co do niektórych osób tak jak zresztą ^_^ Wkurwia mnie ten laptop =.= I też bym chciała skołować nowy jak najszybciej, bo nie będzie nic nowego =.= I cieszę się, że ci się podoba! <3
Elisa - Brawo dla Aidy, że lubi chlać! XD Swatanie nigdy nie jest fajne, ale to jakiś dziwny przypadek, więc trzeba wybaczyć ^_^ Ja usłyszałam na żywo kilka dziwnych rzeczy o Polsce, a ten tekst o Teksasie to prawdziwy, ale to nie ja byłam o to pytana :) I nie zwiał. To był taktyczny zawrót xD
Ps, tak, to ta.
Ps2, nie pamiętam, co miałam na myśli, więc nie wiem, czy zrobiłam źle, czy dobrze, ale poprawiłam xD
tviggy - Aida nie goni, taka sytuacja xD I spoko, u mnie seks jest zawsze, tylko w dobrym czasie xD I u Amerykanów można wszystko xD
Edyta - Masz rację! I dziękuję :D
Sternschnuppe - To był impuls dobra w Aidzie, czy coś, ten szlachetny uczynek... xD I jak skąd on się wziął? Znikąd xD
Unnecessary - I dlatego ja zawsze staram się kopiować komentarze ^_^ Odpowiadając na Twoje pytanie - nie mam zielonego pojęcia, czy wszystkie moje opowiadania mają ten sam schemat. Być może, może nawet bardzo prawdopodobnie, ale piszę to, co mi samej odpowiada, nie próbując na siłę tworzyć coś innego, by się nie powtarzać dla kogokolwiek - dobrze, jeśli mnie rozumiesz, bo upiłam się kawą i mam error - więc nie zastanawiam się nad tym. Robię to, co mi przyjdzie w danym momencie do głowy. Co prawda ja nie ujęłabym tego tak jak Ty, ale pewnie się zgadzamy xD I nie musisz jej rozumieć. To jakieś takie babskie zachowanie jest xD Co do reszty się nie wypowiadam, bo nie miałam jeszcze czasu, by sama ogarnąć resztę. Mam tylko łącznie z prologiem sześć odcinków i po nich nastąpi epicki zastój na długie lata :D
Kocham Cię. Wiesz o tym? Ja pierdykam, zapomniałam jak wiele frajdy sprawia mi czytanie Twojej twórczości. Masz szczęście, że laptop Ci padł, bo właśnie jęcząłabym Ci, żebyś wysłała mi kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się nie pomyliłam co do niektórych osób zebranych w klubie.
A ten ostatni fragment przy barze, mistrz. Chociaż żałuję, że nie przedstawiłaś perspektywy Mariny i jej reakcji na jej byłego. Wydaje mi się, że rozumiem ją w tym momencie bardziej niż doskonale. Jakkolwiek bezsensu to brzmi.
I nienawidzę Cię jednocześnie z tego tytułu, ze muszę czekać na pieprzony czwartek na kolejny rozdział. Och Ann!
Boże, kocham Damarsa. Zupełnie tak, jakby to było moje dziecko.
(Ciekawe czemu.)
Do następnego i obyś skołowała nowego lapka. Jak najszybciej. Błagam.
KOCHAM ♥♥♥♥♥
Hahahahahahaha, umarłam. Wiesz co? Mam wrażenie, że Aida będzie mi bliższa niż Lena czy Pia ( przynajmniej chodzi mi o to, że idzie się dziewczyna zabawić i nawalić).
OdpowiedzUsuńOkej, takie swatanie doprowadza mnie do szału. Poważnie, to nic fajnego. Tak krępująca cisz i wgl.
Ale tym kolesiem, mistrzem geografii mnie rozjebałaś. Poważnie. Ja wiem, że Amerykanie to debile i myślą, że Polska leży w Afryce czy gdzieś tam, albo są tam "polskie obozy śmierci", ale...no zdębiałabym, gdybym usłyszała to na żywo.
No i Kaulitz...
On ma zawsze idealne wyczucie ^^ No i....no czemu zwiał? Aida GOŃ GO! I do hotelu, raz!
Ps1 - Ta "podróbka" Alby, to ta, o której myślę?
Ps2 - obok "Niemców" czy "Niemiec" ?
A ja nie wiem co napisać.
OdpowiedzUsuńTakiej zawiechy jeszcze nigdy nie miałam.
Ale podobało mi się to co przeczytałam.
A ta Cholera zwiała. Aida dlaczego go nie gonisz? No chociaż go do kibla weź! Na łeb mi siada, że zawsze chce seksu w każdym opowiadaniu xd
Ale nevermind, on mogła go gonić no! :(
A ten gościu mnie rozjebał. Serio no ja wysiadam, jak można myśleć że Polska jest koło Teksasu xd o mamusiu...
Coś ten klon Alby zwiastowal obecność Ryja, mam rację?:D i ta szlachetna bajka Kaulitza Hahaha brawa dla Twojej wyobrazni!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Aida nasz mały pijaczek <3 Pomaga przyjaciółce przy dawnej miłości jakież to szlachetne. Tylko szkoda, że sama się boi Kaulitza. W ogóle skąd on się wziął?! Z wykopalisk?! Grunt, że kochany Billy uratował Aidę od inteligentnego gościa, myślącego, że Polska jest koło Teksasu xD Boże widzisz, a nie grzmisz XD Wracając do "akcji ratunkowej - Kaulitz Superbohater" to wokalista ma niezłą wyobraźnię xD No to tego... do następnego :D
OdpowiedzUsuńNapisałam ci ładny komentarz, ale zanim go zdążyłam opublikować zamknęłam niechcący przeglądarkę, dlatego też w związku z upływającym czasem napiszę krótko jeszcze raz:
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że wszystkie twoje opowiadania jakie czytałam mają taką samą konwencję - tajemniczy Bill i nieco rozhisteryzowana dziewczyna, zafascynowana Kaulitzem. W związku z czym rodzi się we mnie pytanie: Czy wszystkie twoje opowiadania mają taki sam schemat?
Po drugie nie rozumiem Aidy. Jakiś koleś coś od niej chce, a ona zamiast dowiedzieć się o co chodzi chowa się i wymyśla na poczekaniu dziwną wymówkę jednocześnie podsycając w sobie tą niepewność jaka się w niej rodzi.
Poza tym nie mogę rozgryźć Kaulitza, ale chyba wynika to z faktu, że go trochę (przynajmniej jak na razie) skąpisz w tym opowiadaniu. Nie wiem, co mu powiedział brat Aidy i szczerze powiedziawszy zastanawiam się co by to mogło być, żeby ten się nią zainteresował. Nie wspominam już o jego zachowaniu na imprezie, bo to chyba nie była zwykła uprzejmość skierowana ku Aidzie, a zazdrość - przynajmniej ja tak to odczytuję.
Dama w opresji? Kaulitz do usług! :D Teraz będzie mi to siedzieć przez cały dzień w głowie. Nie wytrzymałabym z takim czubkiem, który nie wie gdzie jest Polska. Od razu bym sobie poszła albo zrobiła awanturę. Tak, raczej to drugie. Przepraszam, że dopiero teraz ale miałam miasę rzeczy na głowie- lecę po kolejny odcinek
OdpowiedzUsuńJestem, nadrabiam.
OdpowiedzUsuńNazbierało mi się trochę tego, więc komentarze zostawię krótkie.
Ten rozdział mnie zaskoczył. Rutyna Aidy jest opisana tak realistycznie, że aż mnie samą zdziwiło to, jaki obrót przybrały sprawy. Widać, że Kaulitz jest jedną z przyczyn tego szaleństwa. Lecę dalej.