czwartek, 7 sierpnia 2014

03. Damsel In Distress.

Czasami zdarza się, że człowiek popada w swego rodzaju rutynę, która nie jest szczególnie zdrowa i mądra i nie doprowadza cię do niczego dobrego. Można to trochę przyrównać do uzależnienia i, choć nie jest to aż tak zabójcze, równie mocno pociąga. Moją rutyną, którą zdecydowanie mogłam nazwać głupią, było to, że w sobotę – zamiast odpocząć – ja musiałam pójść do klubu. Przyczyna tego zachowania była dość prosta w zrozumieniu – sobota była dniem, kiedy mogłam zacząć za dużo myśleć o swoim własnym życiu, o moich porażkach i o rzeczach, o których bezsprzecznie nie mogłam myśleć. Wiedziałam, że racjonalnie do tego wszystkiego podchodząc, sama się wymęczałam tym, że w sobotę nie robiłam sobie relaksu, że w sobotę piłam i ogłuszałam się dobrą muzyką, ale nie mogłam przestać. Ilekroć się zastanawiałam nad tym, czy zostać w domu i spróbować wina, które kupiłam rok temu na uczczenie otwarcia Damar’s Place, za każdym razem i tak kończyło się to dokładnie tak samo. Ubierałam rzeczy, które powinnam była wyrzucić, ale nie mogłam się do tego zmusić, bo były zbyt piękne, malowałyśmy się nawzajem z Mariną i wychodziłyśmy na miasto. Z drugiej strony zawsze tydzień wcześniej rezerwowałyśmy sobie miejsca, czasami kilka tygodni wcześniej, więc żal było marnować już wydanych pieniędzy. Wszystko było nie tak, ale rozsądek niestety zawsze przegrywał z potrzebą zapomnienia się. Nie żeby Marina była lepsza.
Prawdę powiedziawszy Marina była moim najlepszym przykładem na to, że prowadząc Damar’s Place, twoje życie prywatne ulega autodestrukcji z głośnym hukiem. I to było też powodem, dla którego nie chciałam się z nikim spotykać.
W czasie, kiedy ja byłam z Derekiem, Marina umawiała się z Shaunem, jego bliskim przyjacielem. Nie można to co prawda nazwać zgraną paczką, bo między naszą czwórką pojawiała się z czasem coraz większa ilość niedomówień i sekretów, ale jeszcze zanim ja się rozeszłam z Derekiem, wszystko było... Było super. Potem jednak wszystko się zmieniło. Wszystko...
Sęk w tym, że nie można stworzyć udanego związku, kiedy jedna strona nie ma czasu dla drugiej. Na samym początku nie było jeszcze tak trudno. Owszem, pracowałyśmy dużo, ale to jeszcze nie było tak męczące i nie pochłaniało aż tyle czasu. Shaun często przychodził do Damarsu, by nam potowarzyszyć, ale w końcu to zaczęło się sypać. Zaledwie pięć miesięcy po otwarciu restauracyjki zrobiło się między nimi tak... męcząco. Praca stanęła kością w gardle i nie dało się tego nijak przełknąć. Narastająca ilość kłótni w niczego nie ułatwiała, a ja nawet nie mogłam pomóc. Wiedziałam, że to się skończy w taki sposób. Shaun to typ człowieka, który nie znosi siedzieć samotnie, a kiedy go trzepie, to na całego i on naprawdę kochał Marinę. Tylko, że nie mógł znieść braku czasu. Człowiek by pomyślał, że w związku mogą być problemy większej wagi, że coś gorszego niszczy dwie osoby, a tu proszę – czas.
Więc obie nie chciałyśmy myśleć. Zdawałam sobie jasno sprawę, że ona wciąż coś czuła do Shauna, bo to było zbyt silne, by odeszło tak po prostu, ale wolałam nie poruszać tego tematu, bo to było jak nadepnięcie na minę.
Poruszałyśmy się w obrębie, gdzie doskonale wiedziałyśmy, że nie było opcji na spotkanie ani Dereka, ani Shauna, choć łatwiej było przewidzieć poczynania tego pierwszego. Drugi miał mniej spraw na głowie i więcej zwykłych znajomych, z którymi mógł się znaleźć właściwie gdziekolwiek, dlatego zawsze czułyśmy się trochę nieswojo, gdy wchodziłyśmy do klubu. Ale na szczęście tylko na chwilę. Potem zamawiałyśmy drinki i wszystko odchodziło w niepamięć.
Dzisiaj wszystko wyglądało właściwie tak samo jak tydzień temu. Ja ubrałam się w czarną sukienkę na ramiączkach od Ralpha Laurena , bo przynajmniej zakrywała moją bardziej zaokrągloną figurę, niż wtedy, kiedy ją dostałam, a do tego ubrałam botki Zoulou od Louboutina. Na prawy nadgarstek założyłam bransoletkę od Salvatore Ferregamo z jasnego złota i kolczyki w kształcie podkówek tego samego projektanta. Nie lubiłam obwieszać się biżuterią, zawsze mając poczucie, że coś zgubię.
Marina natomiast pożyczyła ode mnie jedną z jej ulubionych sukienek – koktajlowa czarna z cekinami od Isabel Marant i zamszowe szpilki z zakrytym palcem z paskiem wokół kostki od Valentino, które sobie sprawiła na urodziny. Kolejny powód, dla którego nie mogłyśmy zainwestować w pracownika.
Więc na początku wszystko szło tak jak zawsze. Tym razem wylądowałyśmy w Bootsy Bellows w sekcji Vipowskiej, gdzie nie było aż tak wielkiego tłoku i gdzie odbywała się zupełnie inna impreza niż w głównej sali, ja zajęłam miejsca, a Marina wywędrowała po drinki. Wciąż było tak samo jak zawsze.
Godzinę później już tak nie było.
Dokładnie godzinę później, może kilka sekund wcześniej lub później dostrzegłam w tłumie wysokiego faceta z ciemnymi, prawie czarnymi włosami, niebieskimi oczyma, idealnie ogoloną twarzą i niemal poczułam jego perfumy w nozdrzach, gdyby nie to, że tak zakrztusiłam się drinkiem, że alkohol o mały włos wypłynął mi nosem. Czy tylko ja miałam wrażenie, że jednak nieszczęścia chodziły parami? Nawet nie tylko nieszczęścia, a po prostu kłopotliwe sytuacje. Marina spojrzała na mnie spod uniesionej brwi, a ja, wciąż kaszląc zerknęłam na nią, nie wiedząc, czy jej mówić o tym, kogo zobaczyłam, czy jednak zostawić to dla siebie. Niech to szlag, jakkolwiek klub nie byłby wielki, czy mały, wszyscy ci, którzy nie chcą na siebie wpadać i tak to robią, więc dlaczego miałabym to zatrzymywać dla siebie? I tak już ucierpiałam – paliło mnie gardło i aż łzy z wrażenia stanęły mi w oczach.
- Nie zgadniesz kogo zobaczyłam. – wykrztusiłam, mając nadzieję na to, że udało mi się przekrzyczeć muzykę, która mi dudniła w uszach. Marina zmarszczyła czoło, a potem uśmiechnęła się głupkowato.
- Billa Kaulitza! – odparowała, a ja przewróciłam oczami. Jasne, jeszcze tylko jego by tu brakowało. O Boże, ale skoro... Nie, Dereka nie mogło tutaj być. A jeśli był, miałam zamiar zadać kłam własnej tezie o wpadaniu na siebie w klubie.
- Nie. – burknęłam, nie mogąc przestać kaszleć. Cholerny Jack nie chciał spłynąć gdzie należy! – Oficjalnie wieczór uznaję za niekomfortowy. – skinęłam głową na bawiący się tłum. – Shaun.
Zapadła między nami cisza, całkowicie pochłonięta przez muzykę. Marina znieruchomiała, a jej oczy natychmiast zaczęły skanować ludzi, wyszukując znajomej twarzy. Oczywiście, że wiedziałam, że wciąż jej zależało i chyba nawet chciałam, żeby się zeszli z powrotem, choć przecież to nie mogło być aż tak łatwe. A z drugiej strony, gdyby wrócił do jej życia Shaun, do mojej głowy wróciłby Derek. Tylko, że ja wciąż jestem nieszczęśliwa, więc odrobinę więcej problemów pewnie nie zrobiłoby różnicy. Odetchnęłam, w końcu pozbywając się uciążliwego kaszlu i wstałam, wygładzając sukienkę.
- Zaraz wrócę. – oznajmiłam i ruszyłam, zanim Marina się zorientowała, że mam zamiar odszukać Shauna i go tutaj sprowadzić. Może to nie było mądre posunięcie z mojej strony, bo jeśli nic nie wyjdzie z mojej głupiej próby naprawienia choć części rzeczywistości wokół mnie, będzie jeszcze gorzej, a Marina będzie mnie oskarżać o... Cóż, o głupotę, która ją skrzywdzi. Och, do cholery, dlaczego miłość nie mogła być łatwiejsza?
Odgarnęłam włosy na bok i wmieszałam się w tłum, ciągnąc w miejsce, gdzie ostatnio mi śmignęła opalona twarz tego bubka i poczułam dziwne ukłucie adrenaliny. Boże, zależało mi na dobru przyjaciółki bardziej niż na swoim własnym i denerwowałam się spotkaniem jej byłego faceta może nawet nie w połowie jak sama Marina, ale wystarczająco mocno, by mnie to dekoncentrowało. Powinnam dostać za to nagrodę dla najlepszej przyjaciółki, przysięgam. Nagle dostałam z męskiego łokcia między żebra i sapnęłam głucho, na chwilę się zatrzymując. Usłyszane przeprosiny od jakiegoś faceta wcale nie zelżyły bólu i nawet nie odpowiedziałam, ruszając dalej, trzymając się za brzuch. Nie mógł zniknąć, do cholery. Chyba, że mi się przewidziało, a to też nie byłoby fajne. Nie, przecież znałam go tyle czasu, że nie mogłam się pomylić. O, jest!
Dostrzegłam go, plecami do mnie, ubranego w czarną koszulkę i jasne jeansy i odetchnęłam, czując łomotanie serca w klatce piersiowej. Żeby tylko się nie okazało, że przyszedł tu z jakąś laską, bo wtedy też nie będzie tak kolorowo. Ścisnęłam kciuki i w ostatnim momencie udało mi się wyminąć jakąś podobiznę Alby, bo jakąś wątpiłam, by oryginał się tutaj pojawił, nie spuszczając oczu z Shauna. Nabrałam powietrza i z impetem wpadłam plecy, na których często wieszałam się bez większego powodu i sapnęłam, natychmiast się odsuwając. Shaun odwrócił się w moją stronę, a ja wskazałam palcem za siebie, w duchu dziękując, że to jednak nie był ktoś obcy i zrobiłam skruszoną minę.
- Przepraszam, ktoś mnie popchnął! – skłamałam i udałam, że dopiero wtedy rozpoznałam w Shaunie Shauna. – O mój Boże! – pisnęłam i najwyraźniej wtedy ja też zostałam rozpoznana, bo mój dawny przyjaciel uśmiechnął się szeroko. – Shaun! – gdy spojrzałam z bliska na jego tak cholernie znajomą twarz, coś mnie zakuło i dotarło do mnie, jak bardzo tęskniłam za przeszłością. Wyrzuciłam ręce w powietrze i przytuliłam się do niego mocno, wdychając męską Euphorię od Kleina na jego koszulce. Boże, nawet nie zmienił perfum! - Tęskniłam za tobą!
- Aida, co za niespodzianka! – usłyszałam przy uchu jego ciepły i niski głos i uśmiechnęłam się szeroko, rozpływając się w nagłej ekstazie. Jezu, uwielbiałam tego czubka. Naprawdę nie dziwiłam się, że Marina tak za nim szalała, bo ten człowiek był nie do podrobienia. Nie było takiego drugiego jak on i nawet mając ogromne grono przyjaciół, ja mogłabym siedzieć tylko z Mariną i z nim. Więcej do szczęścia nie było trzeba. Jego palce zacisnęły się na moich barkach i odsunął mnie od siebie, szczerząc się szeroko. Boże, chciałam roztrzepać mu tę zaczesaną grzywkę i roześmiać się głośno. – Niech ja ci się przyjrzę, nic się nie zmieniłaś!
Parsknęłam śmiechem, wbijając sobie palec w brzuch.
- Przytyłam! – rzuciłam, a on roześmiał się szczerze, znów mnie przytulając. Dobrze, jeśli był tutaj z dziewczyną, to znaczy, że nie była dla niego szczególnie ważna, jeśli jeszcze mi jej nie przedstawił. Punkt dla ciebie, Aida, masz szanse!
- Ale i tak jak zawsze powalasz urodą.
- Dziękuję, komplementy zawsze mile widziane, nawet jeśli nie są zgodne z prawdą, Shaun. – powiedziałam, wciąż starając się zachować głośno, by mnie słyszał, a on potrząsnął głową, znów się śmiejąc. Zaraz jednak spoważniał i rozejrzał się czujnie. Oho, czyli dotarło do niego, że nie byłam tu sama.
- Jesteś tu z chłopakiem? Nie chcę, żeby mnie ktoś pobił za zbytnią poufałość. – stwierdził, a ja oklapłam. Szlag, miał spytać o swoją byłą dziewczynę, a nie o mnie! Wydęłam wargi, wzruszając ramionami.
- Jestem tu tylko z Mariną. – odpowiedziałam bez ogródek, a on wyprostował się nagle, znów lokując na mnie swoje niebieskie tęczówki. Obserwowałam go uważnie, chcąc wychwycić cokolwiek w jego zachowaniu, co dawałoby mi nadzieję, że wciąż mu zależy i... Właściwie, niech to szlag, nic się nie zmieniło. Nie mamy więcej czasu w pracy, właściwie to mamy go nawet jeszcze mniej, ale... Boże, potrzebowałyśmy wakacji. A on wciąż idealnie pasował do Mariny... – A ty? Jesteś tu sam? – spytałam, próbując go jakoś wyrwać z wyraźnej niezręczności, a on zmarszczył czoło, potrząsając głową.
- Jestem ze znajomymi, ale to.... – urwał i machnął ręką. Przez chwilę patrzył gdzieś ponad mnie i westchnął głęboko. – To nieważne... – dodał i podrapał się po policzku. Spojrzał na mnie niezdecydowany i uśmiechnęłam się. Kolejny punkt dla ciebie, Aida.
- To chodź ze mną, pogadamy. – powiedziałam więc i chwyciłam go za rękę, by zaciągnąć go w miejsce, gdzie siedziała Marina. Wcale nie miałam zamiaru z nim gadać. Miałam zamiar zostawić go pod opieką jego byłej dziewczyny i ulotnić się, by pozbyć się narastającej we mnie nostalgii. Może niektórym odpowiadało powracanie do przeszłości, ale ja nie znosiłam tego zbyt dobrze. Przedzierając się przez tłum, miałam przed oczami tylko to, że kiedyś też bywałam w klubie, ale wtedy zawsze odpowiadałam, że byłam tam ze swoim chłopakiem i wiedząc, kim był, czułam się perfekcyjnie bezpieczna i świadoma tego, że żaden zwykły dupek szukający łatwej panienki nie będzie mnie niepokoić swoją osobą. Trzymałam za rękę kogoś, kto nie był Shaunem i wracałam do kogoś, kto nie był tylko Mariną. Teoretycznie miałam teraz wszystko to, do czego ludzie dążyli, a czułam się tak, jakbym nie miała niczego. Cholera, alkohol wcale nie pomagał, a chyba nawet pogarszał obecną sytuację. I jeszcze ten pieprzony Kaulitz, który dzielnie dzielił przestrzeń w moim mózgu z pracą i Derekiem, o którym próbowałam zapomnieć, a wciąż miałam z tym problem, bo wciąż działał jako punkt zaczepienia w innych sytuacjach. Co ja miałam do Kaulitza? I co on miał do mnie? Przedwczoraj zjadł lunch i poszedł w pizdu, nawet nie tłumacząc się z tego, o co mu chodziło, a potem musiałam wysłuchać monologu Mariny o tym, jaki fajny jest ten typ. Naprawdę, gadała głównie o tym, że jest uroczy, zabawny, że nieźle wygląda i docenia naszą kuchnię. I że jest inteligentny i sto pięćdziesiąt innych zajebistych cech charakteru, o których nie chciałam słuchać. Nie chciałam o nim słuchać i miałam to serio na myśli. Miałam dziwne poczucie, że mi namiesza w głowie, a wcale tego nie chciałam. Ale z drugiej strony... Skoro wczoraj go u nas nie było, ani nie zadzwonił na firmowy numer, to najwyraźniej chciał tylko spróbować tego, co serwowałyśmy w Damarsie, czyż nie? Szkoda tylko, że mimo wszystko on i tak mi się cholernie podobał, czemu nie mogłam zaprzeczyć i na dodatek podczas tych kilku godzin, które spędzałam w swoim łóżku, miałam sny z nim w roli głównej. Dwie noce. Przecież to jakiś żart.
Gdy Marina dostrzegła mnie idącą w jej kierunku, zmarszczyła czoło w dezorientacji. Gorzej, gdy zobaczyła, że ciągnę Shauna. Przypuszczałam, że co do czego przyjdzie, to mnie po prostu zabije za głupi występek, więc już zawczasu postanowiłam wymyślić scenariusz kolejnej części przesiadywania w klubie.
- Patrz, kogo znalazłam! – rzuciłam, robiąc głupią minę i puściłam Shauna, by mógł stanąć obok mnie. – No, a ja pójdę po drinki, czy coś tam... – wyszczerzyłam zęby i zawinęłam się tak, że gdybym stała na piasku, spod moich szpilek uniósłby się kurz. Był jeden, bardzo wygodny plus pracy w Damar’s Place, a mianowicie niemal ciągłe przesiadywanie w butach na obcasach. Oczywiście na początku wcale nie było to takie łatwe, ale później, gdy już się człowiek przyzwyczaił, można było w nich chodzić całe dnie. No oczywiście pod warunkiem, że były wygodne.
Tak czy siak pozostawiłam wszystko w rękach tej dwójki. Ja wspaniałomyślnie postanowiłam zostać sama, a może nawet ewentualnie się porządnie upić dla lepszego, a na pewno gorszego samopoczucia.
No ale wtedy znów stało się coś, co wybiło rutynę z rytmu.
- Och, to ty. – odezwał się jakiś brunet w białej koszuli, gdy podeszłam do baru, by zamówić kolejnego drinka. W szpilkach miałam ponad metr osiemdziesiąt, a on chyba był równy ze mną, dzięki czemu mnie nie onieśmielił. Miałam słabość do wysokich facetów. Zmierzyłam go spojrzeniem, ale się nie odezwałam, nie rozumiejąc, dlaczego wyskoczył z takim tekstem, kiedy ja widziałam go pierwszy raz na oczy. Chyba, że to był kolejny nieudany patent na podryw, to chyba mu współczuję. – Emmm... Na parkiecie uderzyłem cię w brzuch, przepraszam. – dodał, a ja uniosłam brwi, wzruszając ramionami.
- Zdarza się najlepszym. – odparłam lekko i odwróciłam się do barmana, prosząc go o o shota czystej. Nie lubiłam, gdy zaczepiali mnie nieznajomi, choć fakt faktem lubiłam się czasami do nich przystawiać. Może nie kierowałam się szczególnie prostolinijną logiką, ale łatwo można było to wytłumaczyć. Czasami miałam wyjątkowe problemy z doskwierającą samotnością i próbowałam ją zabić, oszukując się, że niby nieznajomy coś dla mnie znaczy. Boże, ja nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio uprawiałam z kimś seks, co było aż przykre. Właściwie to nawet nie pamiętałam, kiedy ostatnio się masturbowałam, co już nie było normalne, bo nie byłam z tych osób, które były zadowolone jednym numerkiem na tydzień. Nie byłam nawet tą, która była zadowolona trzema numerkami na tydzień. Moje życie naprawdę nie przypominało życia. Po prostu egzystowałam.
- Emmm... Jestem Rick. – brunet od łokcia wystawił do mnie rękę dokładnie w momencie, kiedy na blacie przede mną pojawiła się wódka. Nie, proszę pana, ja dzisiaj nie miałam ochoty na pogrywanie sobie z nieznajomymi, okej?
Westchnęłam.
- Aida. – odparłam niechętnie, ale on nawet tego nie wyczuł. Świetnie, więc nawet nie mogłam się upić, kiedy on był w pobliżu, nie chcąc się narazić na niepotrzebne wycieczki po kiblach lub cudzych łóżkach.
- Aiiida? Skąd jesteś?
No i się zaczynało.
Mój akcent nie był problemem, bo lata przebywania wśród Amerykanów sprawiły, że potrafiłam zlać się z tłumem naturalnych akcentów. Co i innego mój wygląd i imię. Niby tutaj każdy nazywał siebie tak, że czasami nie było w tym logiki, a mimo wszystko ja byłam w grupie ewenementów. Skąd byłam? Co go to interesowało?
- Z Polski. – odpowiedziałam, choć nawet nie miałam pojęcia czemu. Nie byłam pewna, czy gadanie z nim było lepsze od siedzenia w samotności, ale fakt był taki, że chyba nie powinnam była wracać do Mariny i Shauna. Wolałam, żeby porozmawiali, może coś więcej, cokolwiek. Nie wiem, czemu się tak na to uparłam, ale chciałam, by się zeszli. Głupi kaprys, może być. A może chciałam mieć dodatkowy powód, by się nie zadurzać. Może chciałam, żeby Marina miała jeszcze mniej czasu na pracę, żebym ja mogła się nią zajebać. Byłam bezdennie żałosna, naprawdę, bo przecież tak naprawdę Kaulitz się pojawił, owszem, ale nic się nie stało, prawda? Ja w głowie już przerobiłam cały scenariusz, który nie istniał. Byłam tak przerażona możliwościami, że chciałam je wyciąć i wyrzucić jeszcze zanim dostałam je w ręce.
- A gdzie to jest?
- W Europie.
- Czyli gdzieś koło Teksasu?
Kolejny raz westchnęłam ciężko, mając ochotę przywalić głową w blat baru. Mogłam się tego spodziewać po tej jego minie, jakby był w posiadaniu największego kutasa na świecie. Przykro mi, proszę pana. To nie wystarczy. Mi przynajmniej.
- Nie, to sześć tysięcy mil na zachód, człowieku. – wyjęczałam, choć nie byłam pewna, czy mnie usłyszał, bo zakryłam twarz w dłoniach, mając coraz większą ochotę na rzewny płacz. Może po prostu powiem Marinie, że wrócę do domu, czy coś...
- Mam rodzinie w Teksasie. – podsunął facet, a ja spojrzałam na niego w niedowierzaniu. On naprawdę myślał, że Europa jest w Stanach. Jakim cudem jeszcze spotykałam takich debili? I to akurat w takim dniu, kiedy chciałam się bawić i zapomnieć? To jakiś żart. Znowu. Kolejny. Cała seria nieudanych żartów.
- Boże, Europa to kontynent... – nawet nie wiedziałam, po co się spierałam, skoro nawet nie chciałam z nim gadać. To było nie w porządku. Nie chciałam takiego obrotu spraw. Wolałam cholerną rutynę. Wolałam zamknięte koło, a dzisiaj nie dość, że się otworzyło, to na dodatek kompletnie wypadłam z obiegu.
- Ach! Tam, gdzie jest Francja! – załapał, pstrykając palcami. A ja wciąż nawiązywałam z nim kontakt, patrząc w jego stronę. Co ja robiłam? Barman podał mi kolejnego shota z wódką, a ja skinęłam mu głową z wdzięcznością. – Więc mówisz, że jesteś skąd?
- Z Polski. – powtórzyłam, wypijając duszkiem shota. Właściwie powinnam mieć do czystej jakąś popitkę, żeby mnie za szybko nie trzepnęło, ale chyba było mi już to obojętne.
- A gdzie jest Polska?
O Boże, czy to nie miało końca? Czy ja miałam mu wyciągnąć telefon i pokazać na mapie? Jezu, pomocy, błagam!
- Zaraz obok Niemiec. – usłyszałam za sobą i serce podskoczyło mi do gardła, a ciśnienie zamroczyło mi na chwilę zdolność widzenia. Zamarłam, bezbłędnie odgadując, że to był Kaulitz, który właśnie coś zamawiał, ale ja nie potrafiłam się w tym wszystkim połapać, zagapiona na jego odsłonięte ramię, które było zaraz przed moim nosem, gdy jego właściciel oparł się między nami ręką o bar. – Twój chłopak czeka na ciebie z Mariną. Chyba nie próbujesz mu dać powodów do zazdrości? – zerknęłam na niego speszona, nie rozumiejąc, o czym on mówił, ale on nawet nie patrzył w moją stronę. Ubrany w szarą koszulkę z włosami zaczesanymi do tyłu, wyglądał tak, że nie widzieć czemu, uśmiechnęłam się lekko. – Jej facet jest bardzo zaborczy. – rzucił konspiracyjnie do faceta z brakiem wiadomości geograficznych. – Kiedyś sam próbowałem się do niej dostawić i skończyłem z połamanymi żebrami w szpitalu, a potem jeszcze się okazało, że próbując uciec, skręciłem kostkę. Ciesz się, że nie widziałeś kolesia. – poklepał go po ramieniu i zabierając coś z blatu, uśmiechnął się do mnie półgębkiem, po czym tak po prostu nas opuścił.
Chrząknęłam, czując wypieki na twarzy i odwróciłam się za Kaulitzem, ale on już zniknął w tłumie ludzi.
- To tego... To ja pójdę. – wymamrotałam, choć tamten pewnie znów mnie nie usłyszał i usunęłam się spod baru, wykorzystując bajeczkę Kaulitza jako wymówkę.

~~~~

Miss - Tak, nie pomyliłaś się co do niektórych osób tak jak zresztą ^_^ Wkurwia mnie ten laptop =.= I też bym chciała skołować nowy jak najszybciej, bo nie będzie nic nowego =.= I cieszę się, że ci się podoba! <3
Elisa - Brawo dla Aidy, że lubi chlać! XD Swatanie nigdy nie jest fajne, ale to jakiś dziwny przypadek, więc trzeba wybaczyć ^_^ Ja usłyszałam na żywo kilka dziwnych rzeczy o Polsce, a ten tekst o Teksasie to prawdziwy, ale to nie ja byłam o to pytana :) I nie zwiał. To był taktyczny zawrót xD
Ps, tak, to ta.
Ps2, nie pamiętam, co miałam na myśli, więc nie wiem, czy zrobiłam źle, czy dobrze, ale poprawiłam xD
tviggy - Aida nie goni, taka sytuacja xD I spoko, u mnie seks jest zawsze, tylko w dobrym czasie xD I u Amerykanów można wszystko xD
Edyta - Masz rację! I dziękuję :D
Sternschnuppe - To był impuls dobra w Aidzie, czy coś, ten szlachetny uczynek... xD I jak skąd on się wziął? Znikąd xD
Unnecessary - I dlatego ja zawsze staram się kopiować komentarze ^_^ Odpowiadając na Twoje pytanie - nie mam zielonego pojęcia, czy wszystkie moje opowiadania mają ten sam schemat. Być może, może nawet bardzo prawdopodobnie, ale piszę to, co mi samej odpowiada, nie próbując na siłę tworzyć coś innego, by się nie powtarzać dla kogokolwiek - dobrze, jeśli mnie rozumiesz, bo upiłam się kawą i mam error - więc nie zastanawiam się nad tym. Robię to, co mi przyjdzie w danym momencie do głowy. Co prawda ja nie ujęłabym tego tak jak Ty, ale pewnie się zgadzamy xD I nie musisz jej rozumieć. To jakieś takie babskie zachowanie jest xD Co do reszty się nie wypowiadam, bo nie miałam jeszcze czasu, by sama ogarnąć resztę. Mam tylko łącznie z prologiem sześć odcinków i po nich nastąpi epicki zastój na długie lata :D

8 komentarzy:

  1. Kocham Cię. Wiesz o tym? Ja pierdykam, zapomniałam jak wiele frajdy sprawia mi czytanie Twojej twórczości. Masz szczęście, że laptop Ci padł, bo właśnie jęcząłabym Ci, żebyś wysłała mi kolejny rozdział.
    Cieszę się, że się nie pomyliłam co do niektórych osób zebranych w klubie.
    A ten ostatni fragment przy barze, mistrz. Chociaż żałuję, że nie przedstawiłaś perspektywy Mariny i jej reakcji na jej byłego. Wydaje mi się, że rozumiem ją w tym momencie bardziej niż doskonale. Jakkolwiek bezsensu to brzmi.
    I nienawidzę Cię jednocześnie z tego tytułu, ze muszę czekać na pieprzony czwartek na kolejny rozdział. Och Ann!
    Boże, kocham Damarsa. Zupełnie tak, jakby to było moje dziecko.
    (Ciekawe czemu.)

    Do następnego i obyś skołowała nowego lapka. Jak najszybciej. Błagam.
    KOCHAM ♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahahahahaha, umarłam. Wiesz co? Mam wrażenie, że Aida będzie mi bliższa niż Lena czy Pia ( przynajmniej chodzi mi o to, że idzie się dziewczyna zabawić i nawalić).
    Okej, takie swatanie doprowadza mnie do szału. Poważnie, to nic fajnego. Tak krępująca cisz i wgl.
    Ale tym kolesiem, mistrzem geografii mnie rozjebałaś. Poważnie. Ja wiem, że Amerykanie to debile i myślą, że Polska leży w Afryce czy gdzieś tam, albo są tam "polskie obozy śmierci", ale...no zdębiałabym, gdybym usłyszała to na żywo.
    No i Kaulitz...
    On ma zawsze idealne wyczucie ^^ No i....no czemu zwiał? Aida GOŃ GO! I do hotelu, raz!
    Ps1 - Ta "podróbka" Alby, to ta, o której myślę?
    Ps2 - obok "Niemców" czy "Niemiec" ?

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja nie wiem co napisać.
    Takiej zawiechy jeszcze nigdy nie miałam.
    Ale podobało mi się to co przeczytałam.
    A ta Cholera zwiała. Aida dlaczego go nie gonisz? No chociaż go do kibla weź! Na łeb mi siada, że zawsze chce seksu w każdym opowiadaniu xd
    Ale nevermind, on mogła go gonić no! :(
    A ten gościu mnie rozjebał. Serio no ja wysiadam, jak można myśleć że Polska jest koło Teksasu xd o mamusiu...

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś ten klon Alby zwiastowal obecność Ryja, mam rację?:D i ta szlachetna bajka Kaulitza Hahaha brawa dla Twojej wyobrazni!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Aida nasz mały pijaczek <3 Pomaga przyjaciółce przy dawnej miłości jakież to szlachetne. Tylko szkoda, że sama się boi Kaulitza. W ogóle skąd on się wziął?! Z wykopalisk?! Grunt, że kochany Billy uratował Aidę od inteligentnego gościa, myślącego, że Polska jest koło Teksasu xD Boże widzisz, a nie grzmisz XD Wracając do "akcji ratunkowej - Kaulitz Superbohater" to wokalista ma niezłą wyobraźnię xD No to tego... do następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Napisałam ci ładny komentarz, ale zanim go zdążyłam opublikować zamknęłam niechcący przeglądarkę, dlatego też w związku z upływającym czasem napiszę krótko jeszcze raz:
    Wydaje mi się, że wszystkie twoje opowiadania jakie czytałam mają taką samą konwencję - tajemniczy Bill i nieco rozhisteryzowana dziewczyna, zafascynowana Kaulitzem. W związku z czym rodzi się we mnie pytanie: Czy wszystkie twoje opowiadania mają taki sam schemat?
    Po drugie nie rozumiem Aidy. Jakiś koleś coś od niej chce, a ona zamiast dowiedzieć się o co chodzi chowa się i wymyśla na poczekaniu dziwną wymówkę jednocześnie podsycając w sobie tą niepewność jaka się w niej rodzi.
    Poza tym nie mogę rozgryźć Kaulitza, ale chyba wynika to z faktu, że go trochę (przynajmniej jak na razie) skąpisz w tym opowiadaniu. Nie wiem, co mu powiedział brat Aidy i szczerze powiedziawszy zastanawiam się co by to mogło być, żeby ten się nią zainteresował. Nie wspominam już o jego zachowaniu na imprezie, bo to chyba nie była zwykła uprzejmość skierowana ku Aidzie, a zazdrość - przynajmniej ja tak to odczytuję.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dama w opresji? Kaulitz do usług! :D Teraz będzie mi to siedzieć przez cały dzień w głowie. Nie wytrzymałabym z takim czubkiem, który nie wie gdzie jest Polska. Od razu bym sobie poszła albo zrobiła awanturę. Tak, raczej to drugie. Przepraszam, że dopiero teraz ale miałam miasę rzeczy na głowie- lecę po kolejny odcinek

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem, nadrabiam.
    Nazbierało mi się trochę tego, więc komentarze zostawię krótkie.
    Ten rozdział mnie zaskoczył. Rutyna Aidy jest opisana tak realistycznie, że aż mnie samą zdziwiło to, jaki obrót przybrały sprawy. Widać, że Kaulitz jest jedną z przyczyn tego szaleństwa. Lecę dalej.

    OdpowiedzUsuń