Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, gdy on tak stał i
patrzył na mnie, nie mówiąc ani słowa. Chciałam się rozpłakać i czułam, jak
oczy piekły mnie coraz bardziej, więc ścisnęłam palce w pięści, by się
pohamować. Miałam milion myśli na sekundę i byłam tak bardzo zesztywniała, że
nawet kręgosłup prosił mnie o chwilę wytchnienia. Chciałam uderzyć go w twarz i
kazać mu wypieprzać z mojego życia, ale nie umiałam tego zrobić. Zrobiłam to
tylko raz i kosztowało mnie to tak wiele zdrowia psychicznego, że nie chciałam
tego powtarzać. Dlaczego nie umiałam go skrzywdzić, tak jak on skrzywdził mnie?
Na jego ustach wykwitł pewny siebie uśmiech i wiedziałam, że przegrałam z nim bitwę, do której mnie zmusił. Widział, jak bardzo wciąż byłam złamana pod jego
spojrzeniem i, że chociaż nie chciałam go tutaj, część mnie pragnęła, by jednak
pozostał i coś mi powiedział. Chociażby to, co tutaj robił po takim czasie.
Dlaczego…?
Och, cholera.
- To ty je kupiłeś. – wychrypiałam, zdobywając się na
odwagę, by się z nim skonfrontować. Rozpoczęłam lawirowanie pomiędzy byciem
wściekłym, a zrozpaczonym i na zmianę chciało mi się płakać i go uderzać.
- Dlaczego wystawiłaś je na sprzedaż? – zapytał łagodnie
i zacisnęłam powieki, czując powracające emocje z przeszłości. On zawsze był
tak cholernie opanowany i łagodny nawet wtedy, gdy był przepełniony agresją.
Oddychałam płytko i zdawało mi się ciągle, że brakowało mi powietrza. Zimny pot
przebiegał przez moje plecy, sprawiając, że dygotałam coraz bardziej. – Nie
pozbyłaś się samochodu. Ani biżuterii. Ani Colta. – przypomniał mi i zagryzłam
wargę, zbliżając się do kulminacyjnego momentu wybuchu emocjonalnego. Nie mogłam
się przed nim rozpłakać. Wolałabym rzucać w niego przedmiotami niż to. Aida,
zbierz się w sobie, do cholery. To ty go zaatakuj. – Nie sprzedałaś też tego. –
zauważył, a gdy podniosłam na niego wzrok, zobaczyłam, jak wskazuje palcem na
sufit, insynuując mi najgorsze.
- Damar’s Place nie jest twój. – wycedziłam, czując, że
paznokcie zaczęły mi się wbijać w wewnętrzną część dłoni. – A każda rzecz,
którą mi podarowałeś, tak samo przestała być twoja po tym, jak mi ją
sprezentowałeś. Czemu kupiłeś te szmaty ode mnie? – chciałam, żeby już zniknął
z mojego życia, bo nie mogłam znieść jego widoku. Wciąż był cholernie
przystojny, a jego charyzma wciąż działa cuda. Mogłabym tak łatwo ulec…
- Teraz są dla ciebie szmatami?
- Po tym, jak mnie potraktowałeś… - żachnęłam się i
skrzyżowałam ręce na piersiach. Uśmiech Dereka poszerzył się na ten widok i nie
wiedziałam, dlaczego wciąż postępowałam zgodnie z jego oczekiwaniami. W tym
jednym momencie wiedziałam, czego ode mnie chciał, ale nie rozumiałam, dlaczego
tak było. – Nie będę grać w te gierki, Derek. – potrząsnęłam głową i wyłączyłam
palniki, by nie spalić jedzenia. – Nie będę się z niczego tłumaczyć.
Derek oparł się rękoma po drugiej stronie kuchenki, znów obserwując
mnie, by stworzyć nowy plan ataku i nagle poczułam się zmęczona. Cały nastrój z
dnia wczorajszego wyparował, jak ręką odjął. Dlaczego on mi to robił?
- Tęskniłem za tobą. – powiedział nagle, a mi zrobiło się
anormalnie gorąco. Serce, które udało mi się przełknąć z powrotem do klatki,
wróciło do gardła, aż zakrztusiłam się śliną. – Aida, tęskniłem za tobą. –
powtórzył, dając mi dobitnie znać, że wcale mi się nie przesłyszało. Ciśnienie
w głowie sprawiało, że chciałam zasłonić sobie uszy. On nie mógł mi tego
powiedzieć, nie po tym wszystkim!...
Patrzyłam na niego i wiedziałam, że mnie miał. Nie
dawałam sobie rady z tym, że kochałam go kiedyś tak mocno, a on tu tak po prostu stał
i mówił do mnie takie rzeczy. Chciałam umrzeć, zanim zrobię coś głupiego.
- Nie możesz mi tego mówić. – wydukałam, mając tak
spazmatyczny oddech, jakbym płakała bez uronienia ani jednej łzy. Nie
wierzyłam, do jakiego stanu mnie doprowadził. – Nie po tym, jak zdradziłeś mnie
z jakąś dziwką, jakby cały ten czas, gdy byliśmy razem, nic dla ciebie nie
znaczył!... – odsunęłam się o krok, gdy pochylił się w moją stronę. – Czego, do
cholery, chcesz?
- Zmieniłaś się.
- Przynajmniej to jest twoją zasługą. – odparowałam. –
Dlaczego każesz twoim ludziom mnie śledzić?
- Chcę, byś była bezpieczna. – odpowiedział wciąż z tym
samym boskim spokojem, jakby moje słowa go zupełnie nie ruszały. Nie
wiedziałam, jak z nim rozmawiać, bym była górą. Wolałabym, żeby Marina tu
weszła, chociaż pewnie nawet we dwójkę byśmy sobie nie poradziły.
- Jestem bezpieczna.
- Mylisz się.
Znowu zbił mnie z pantałyku. Jeśli nie postawię sprawy
jasno, on wiecznie będzie rzucał zagadki, bo był w tym pieprzonym specjalistą.
Nigdy nie sądziłam, że obróci to przeciw mnie i złościło mnie to jeszcze
bardziej. Stosował te chore sztuczki wobec mnie, kobiety, którą chciał prosić o
rękę!
- Czego chcesz? – zapytałam ponownie, ignorując jego
insynuacje. Wiedziałam, że chciał mi pokazać, że bez niego sobie nie radziłam,
ale niech go szlag, było już dobrze! – Przeszkadzasz mi w pracy.
Derek przechylił głowę, kolejny raz ustalając sam ze
sobą, jaki uczynić ruch. Drgnęłam gwałtownie, gdy odbił się od kuchenki i
zachłysnęłam się powietrzem, gdy w mgnieniu oka stanął przy mnie, łapiąc mnie
za nadgarstek. Znów przestałam panować nad oddychaniem, gdy jego palce
przesunęły po mojej skórze, jak gdyby to było zupełnie naturalne.
- Chcę zasłużyć na rozgrzeszenie. – wymruczał, pochylając
się nade mną. Nie mogłam, Boże, nie mogłam się odsunąć, choć niewiele było
rzeczy, których pragnęłam tak bardzo.
- Nigdy nie oczekiwałeś jakichkolwiek rozgrzeszeń. –
wydyszałam, przełykając głośno ślinę.
- Tym właśnie się różniłaś, Aida. Wciąż się różnisz.
Znów mnie miał. Brakowało mi sił, by toczyć kolejną
walkę.
- Derek, proszę… To, co mówisz, nie ma sensu…
- Po prostu daj mi jeszcze jedną szansę, by naprawić mój
błąd.
Wirowało mi przed oczami, nie rozumiejąc, dlaczego w
ogóle zastanawiałam się nad tym, co mi właśnie powiedział. Przecież to było
najgorsza rzecz, jaką mogłabym kiedykolwiek sobie zrobić, czyż nie? Nie chciałam
znowu pakować się w to świństwo. Nie chciałam być tą dystyngowaną Aidą, która
żyje dla niego, nie dla siebie. Dlaczego więc kontemplowałam tę kwestię?
Szarpnęłam się, by wyrwać się z jego dłoni, gdy drzwi
znowu się uchyliły i zrobiło mi się słabo, gdy zobaczyłam w nich Billa. Tak
skrajnie odwrotnego do Dereka. Dokładnie w tym momencie przypomniało mi się, że
istniał i przynosił mi szczęście, a ja śmiałam zastanawiać się, czy propozycja
Dereka była warta wzięcia pod uwagę na poważnie. Boże, co się ze mną działo?
- O, proszę. Przypadek? – Derek nie odsunął się ani o
milimetr. Chciałam go odepchnąć, ale nawet nie drgnęłam. Nadmiar nerwów
sprawił, że było mi cholernie niedobrze. Dlaczego to działo się właśnie teraz,
kiedy miałam klientów do obsłużenia? Dlaczego to w ogóle się działo?
- Collins. – rzucił sucho Bill, powoli krocząc w naszą
stronę.
- Kaulitz. – Derek skinął głową, ale nie mogłam odczytać
jego mimiki, wciąż patrząc na Billa. Świadomość, że się znali, uderzyła we mnie
z taką mocą, że wydawało mi się, że zaraz zemdleję i upadnę na zimną podłogę.
Co, do cholery…?
- Dawno się nie widzieliśmy, ale niestety nie mogę
powiedzieć, że miło cię widzieć. – słyszałam w jego głosie, że sarkazm wylewał
się z jego ust hektolitrami. Nie wiedziałam, co zrobić. Nie chciałam, żeby się
konfrontowali. Derek nie był kolejnym miłym gościem, który sprzeda ci świeże
bułeczki w piekarni. On sprzeda ci coś znacznie gorszego. Nie chciałam, żeby
się zbliżał na kilometr do Billa, ale oni przecież… Oni się znali…
- Widzę, że nie dałeś rady szpiegować z daleka i musiałeś
sprawdzić osobiście, co się dzieje, co? – prychnął, stając dokładnie w tym
samym miejscu, co Derek stał przed chwilą. Dusiłam się. Byłam w imadle.
Potrzebowałam pomocy.
- Cóż, uznałem, że wypadałoby poinformować Aidę, w jakim
położeniu niechcący się znalazła. – rzucił zdawkowo Derek i znów zaczęłam
dygotać od zimnych potów. – Ledwo zniknąłem z horyzontu, a ty już tutaj. Czemu
mnie to nie dziwi?
Zauważyłam, że policzki Billa zaróżowiły się i nie
wiedziałam, czy to był wynik złości czy zażenowania. Ja natomiast już dawno
przestałam rozumieć, co tutaj się wydarzyło.
- Koniecznie musisz poruszyć każdy temat, byle nie
powiedzieć, co tak naprawdę tutaj robisz? – Bill parsknął śmiechem i
pomyślałam, że był odważny, że mówił do Dereka w taki sposób. Co ich właściwie
łączyło? – Może powinieneś zainteresować się swoją kobietą, która w akcie
desperacji zniszczyła mi samochód, co? Chcesz zacząć wyciągać każde brudy?
„Czy dowiedziałeś się, co to była za dziewczyna?”
„Czy dowiedziałeś się, co to była za dziewczyna?”
„Owszem, ale raczej
wolałabyś nie wiedzieć, kto to był.”
O mój Boże.
Derek roześmiał się i wiedziałam, że właśnie
przygotowywał się do mocnego natarcia. Kto jak kto, ale on znał brudy
wszystkich ludzi, a to było już ponad mnie. Nie zamierzałam tego wysłuchiwać.
- Ach, brudy? Tak teraz będziemy rozmawiać, panie
Kaulitz? Już zdążyłeś zapomnieć, co dla ciebie zrobiłem? A może chciałbyś…
- Zamknij się. – wycedziłam lodowatym głosem. Byłam tak
bliska eksplozji, że chyba ledwo balansowałam nad krawędzią i czułam, że zaraz
spadnę. – Wynoś się stąd. Po tym wszystkim, co ty zrobiłeś, nie nikt inny,
jesteś ostatnią osobą, którą chciałabym kiedykolwiek zobaczyć. – starałam się
być cicho, by klienci niczego nie słyszeli, ale nie mogłam powstrzymać coraz
bardziej podniesionego głosu. – Wynoś się, rozumiesz? Wynoś się!
Derek odwrócił się na pięcie w moją stronę, a na jego
twarzy widniało zaskoczenie, którego nie starał się zamaskować. Byłam tak
wściekła, że nie potrafiłam się nawet ucieszyć z wygranej bitwy.
- Chyba nie sądzisz, że tym razem odpuszczę?
- Właśnie tak uważam.
- W takim razie jednak tak dobrze mnie nie znasz. –
stwierdził sucho, po czym tak po prostu ruszył w stronę wyjścia. Zatrzymał się
jednak obok Billa, plecami do mnie i prychnął. – Ostrzegam cię, Kaulitz, tym
razem też dopnę swego.
- To nie jest gra, Collins.
- Nie, już nie. – zakończył i tak po prostu wyszedł,
zostawiając nas samych.
Chciałam płakać. Bóg mi świadkiem, że Derek odebrał mi
wszystkie siły witalne. Chciałam sobie ulżyć i się rozpłakać, ale nagle
przypomniało mi się wszystko, co on powiedział na temat Billa i poderwałam głowę,
by na niego spojrzeć. On wiedział. On wiedział wszystko.
- Aida… - zaczął, robiąc krok w moją stronę, ale ja
wyciągnęłam rękę, każąc mu się zatrzymać, co on natychmiast uczynił.
- Wiedziałeś.
Bill potrząsnął głową, ale ja już wszystko zrozumiałam.
- Daj mi to wytłumaczyć, zanim…
- Jesteś jednym z nich, mam rację? – przerwałam mu
łamiącym się głosem. Gdy przetarł twarz rękoma, wydawało mi się, że było to
bardziej wymowne, niż jakakolwiek odpowiedź. Zaśmiałam się histerycznie.
- Bill, chciałabym, abyś opuścił to miejsce. –
powiedziałam niemal piskliwym głosem. Serce znowu uniemożliwiło mi swobodne
oddychanie i oczy paliły mnie żywcem, bym mogła się rozpłakać.
- Aida, nie rób tego w taki…
- Proszę cię.
To wszystko było dla mnie za dużą dawką informacji,
których nie chciałam teraz przyswajać. Nie mogłabym słuchać tego, co miał do
powiedzenia, nie w tym momencie. Jedyne, na czym mi zależało, to pięć minut z
samą sobą, bym mogła wrócić do pracy i nie stracić klientów. To wszystko.
Bill zagryzł wargę i skinął głową, akceptując moją
prośbę. Odwrócił się i bez słowa wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą.
Chciałam, żeby wrócił i mnie przytulił. Nie byłam jednak już pewna, czy mogłam
mu ufać na tyle, by się przed nim tak odkrywać.
Rozpłakałam się.
Nie mogłam
uwierzyć, że on naprawdę się tutaj pojawił. Patrzyłam na jego plecy, gdy
opuszczał lokal, nie patrząc na mnie, jakbym była manekinem i zniknął tak
szybko, jak się pojawił. Klienci czekali, widziałam to, ale jak ja mogłam teraz
tam wejść? Poinformowałam ich, że za dłuższy czas oczekiwania dostaną rabat.
Udobruchałam ich wystarczająco, by podarowali Aidzie jeszcze kilka kolejnych
minut rozmowy, ale zanim wróciłam do lady, Bill wychodził już z kuchni. Boże,
to musiało być straszne, że on tam wszedł, gdy w środku znajdował się były
Aidy. Spojrzał na mnie wyraźnie podenerwowany i wiedziałam, że dzisiejszy dzień
był już spieprzony do granic możliwości. A przynajmniej taką miałam nadzieję,
że gorzej nie będzie.
- Mogę cię o coś
prosić? – spytał, ściszając głos, by nikt nie usłyszał poza nami. Skinęłam
głową, mając głupie poczucie, że Bill chociaż zauważył, że istniałam. Cóż,
Derek zawsze był specyficzny.
- Pewnie, nie ma
problemu. – uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco, bo zdawało mi się, że tego
potrzebował. Chciałam go wypytać, co się tam stało, ale w ostatniej chwili się
powstrzymałam. Czemu on stwarzał wrażenie, że był dobry, kiedy Derek ewidentnie
wyglądał na tego złego?
- Mogłabyś odwieźć
Aidę po pracy do domu? Jest w naprawdę fatalnym stanie, też przeze mnie, więc…
Nie chciałbym, żeby coś jej się stało na drodze.
Coś
przekoziołkowało mi w żołądku na widok zatroskania na jego twarzy. Na nim całym
widziałam, jak bardzo mu zależało na mojej przyjaciółce i czułam się wręcz
zobligowana, by jej pomóc dla niego.
- Jasne, zrobię co
trzeba. – zgodziłam się, a on uśmiechnął się słabo. Już widziałam, że się
odwracał, by odejść, ale w ostatnim momencie złapałam go za rękę – Ale
naprawisz to, prawda?
- Słucham? –
zmarszczył czoło, patrząc to w moje oczy, to na moją dłoń, którą go trzymałam.
Nie puściłam.
- Nie odpuszczaj.
Obiecaj.
Bill skinął głową,
rozchmurzając się.
- Obiecuję.
- Dobrze. –
puściłam jego dłoń, a on, pożegnawszy się, opuścił lokal.
Stałam tak przez
chwilę, zastanawiając się, co miałam ze sobą teraz zrobić, gdy już cała
sytuacja rozeszła się po kościach. Nie wiedziałam. Chciałam pójść do Aidy, ale
nie mogłam zostawić lokalu bez jakiegokolwiek nadzoru. Słyszałam wcześniej jej
podniesiony głos i widziałam po minie Billa, że sytuacja tam była naprawdę zła.
Westchnęłam rozdzierająco i, rzucając okiem na klientów, uchyliłam drzwi do
kuchni, by sprawdzić, co się działo. Serce skurczyło mi się, gdy dostrzegłam
płaczącą Aidę, która uparcie smażyła naleśniki, jakby wszystko było w porządku.
Pomimo swojego własnego bólu, zrobiło mi się cholernie przykro na ten widok.
- Aida? – rzuciłam
ściszonym głosem, ale ona tylko machnęła ręką. – Porozmawiamy na przerwie?
Skinęła tylko
głową, wciąż zalewając się łzami. Stałam tam chwilę, patrząc na nią, ale nie
mogłam nic zrobić, mając zbyt dużą ilość klientów na sali.
- Wiesz coś na
temat tego, że Derek u nas dzisiaj był? – spytałam, nie mogąc się powstrzymać
przed jawną inwigilacją, choć wydawało mi się, że skończy się to kolejną
kłótnią. Koniec końców wciąż kłóciliśmy się o jakieś bzdury.
Przyjechałam do
Monterey Park, by spotkać się z Shaunem w jego domu, choć musiałam przyznać, że
po dzisiejszych sensacjach w ogóle nie miałam na to ochoty. Siedziałam jednak w
salonie na białej skórzanej kanapie, trzymając w ręku kubek z kawą i wciąż
czułam potrzebę, by wstać i wyjść. Bałam się sprzeczki, ale jednocześnie byłam
już tak zmęczona, że nie chciałam się przed nią powstrzymywać. Shaun, ubrany w
czarną koszulkę i ciemne spodnie, jak to z reguły u niego bywało, siedział naprzeciw
mnie, opierając się bokiem o oparcie, wydymając usta.
- Był u was? –
zmrużył oczy i wiedziałam, że kłamał. Znałam go wystarczająco długo, by
wiedzieć, kiedy mówił prawdę, a kiedy nie. Zemdliło mnie. – Nic o tym nie wiem.
- Tak, był i zrobił
wielkie zamieszanie. Jak to Derek. – zauważyłam cierpko. Po tym, jak odwiozłam
Aidę do domu na życzenie Billa i upewniłam się, że w miarę się trzymała, miałam
ochotę odnaleźć Dereka i rozerwać go na strzępy. To, że Bill był współwinny jej
samopoczucia, nie zmieniało tego, że też zatroszczył się o nią i napisał do
mnie, by dowiedzieć się, czy było okej. Nie, nie było, tyle wiedziałam. Aida
ukrywała przede mną prawdziwy powód jej roztrzęsienia i chociaż akceptowałam
to, że nie mówiła mi wszystkiego, tym razem chciałam wiedzieć.
- Proszę cię,
założę się, że to Kaulitz był prowodyrem. – Shaun wykrzywił usta sarkastycznie
i odstawił kubek na szklany blat. – Nie sądzisz, że powinnaś trzymać się od
tego z daleka?
Zmarszczyłam czoło,
nie rozumiejąc.
- Co ty mi
sugerujesz?
- Od momentu, kiedy
zaczęłyście się zadawać z Kaulitzami, uważacie, że są lepsi od każdego, kogo
znacie od dłuższego czasu. – pochylił się nade mną i już wiedziałam, że ta
konwersacja skończy się „nieoczekiwaną” kłótnią. Jego oczy błyszczały od nagle
nagromadzonych emocji. Czemu nie potrafił przekuć ich w coś innego? Czemu
ostatnio wciąż się wściekał? – Nie sądzisz, że może masz klapki na oczach?
- Shaun,
przyjaźnisz się z nimi. Chyba masz ku temu jakiś powód?
- Owszem.
Boże, miałam na
myśli, że ich lubił, ale gdy tak na niego patrzyłam… Ironiczny uśmieszek był
nazbyt wymowny.
- Dlaczego? –
spytałam po prostu, nie wiedząc, dlaczego przyszło mi do głowy, że to miało coś
wspólnego z Derekiem. Odechciało mi się kawy. Odstawiłam kubek na stolik.
- Nie powinnaś się wtrącać,
Marina.
- Może właśnie jest
na odwrót, co? – poprawiłam się na kanapie, czując, jak z nerwów zaczął mi
sztywnieć kręgosłup. – O co tu chodzi, do cholery? Najpierw mi sugerujesz, że
zdradzam cię z Tomem, a teraz nagle mi próbujesz wmówić, że nie przyjaźnisz się
z nimi dla samej przyjaźni? Co jest z tobą? – wywaliłam gorzko. – Co to za
wielkie tajemnice?
Shaun potrząsnął
głową, parskając suchym śmiechem.
- Skończ z tym
przesłuchaniem. Nikt ci nie broni żyć dalej w niewiedzy.
- Nie będziesz tak
ze mną rozmawiać. – rzuciłam lodowato. – Mam dość tego, że wiecznie mamy wojny
o rzeczy, które powinny być jasne i klarowne. – wyprostowałam się jak struna, a
on uniósł brew w zaskoczeniu. – O co ci chodzi, co? Ja mam klapki na oczach? A
co z tobą?
- Sugerujesz mi
coś?
Miałam dość.
Ciśnienie skoczyło mi tak gwałtownie, że zrobiło mi się gorąco.
- Powiedz mi, skąd
masz pieniądze na wynajem tego domu, skoro pracujesz dorywczo, co?
Pytanie zawisło
między nami w gęstej sieci niedomówień. Nie umiałam się z nim dogadać, bo on po
prostu omijał prawdę szerokim łukiem. Nie wiedziałam już, co miałam powiedzieć,
żeby dojść do czegokolwiek, co by mnie uspokoiło. Kim był Derek w tym
wszystkim? Byłam zmęczona tym, że każdy raczył mnie jakąś gównianą historyjką,
albo ciszą, jakby to miało cokolwiek rozwiązać. Nie rozwiązywało to niczego.
Nie byłam głupia i chociaż Aida mnie tak nie traktowała, Shaun właśnie to we
mnie widział. Idiotkę.
- Jestem urodzony
pod szczęśliwą gwiazdą, a co?
Roześmiałam się z
niedowierzania, że naprawdę mi to powiedział.
- A może to Derek
cię utrzymuje, bo sam sobie nie radzisz?
- W przeciwieństwie
do ciebie, ja mam się fantastycznie.
Koniec. Wstałam
raptownie, mając ochotę strzelić mu w twarz. Nie zniżę się do tego.
- Wiesz co? Gdybyś
miał odrobinę samokrytyki, zauważyłbyś, że Derek zrobił z ciebie najpierw
dzieciaka, a teraz jeszcze i cipę, która bez niego w życiu zdechnie gdzieś w
rowie.
- Widzisz, a zanim
Kaulitzowie wam nie zryli bań, miałaś o mnie zupełnie inne mniemanie i wlazłaś
mi do łóżka pierwszego dnia, gdy tylko mnie zobaczyłaś.
Wciąż ci pieprzeni
Kaulitzowie.
- Dziękuję za
uprzejmość. Sama się odprowadzę. – wyrecytowałam i wypadłam z jego domu, w locie łapiąc torebkę
i klucze od samochodu. Szumiało mi w uszach, niemal piszczało, gdy odpalałam
Cruze’a, chcąc się jak najszybciej wydostać z podjazdu. Nie wierzyłam, że znowu
mnie zniszczył w taki sposób. Co ja w nim widziałam? Czy on zawsze się tak
zachowywał, tylko dopiero po takim czasie przerwy to zauważyłam? Chciałam
porozmawiać o tym z Aidą, ale gdy tylko ruszyłam w drogę powrotną do domu,
przypomniało mi się, że ona nie była w stanie mnie dzisiaj wysłuchać. Zmieniłam
więc zupełnie kierunek, jadąc na międzystanową dziesiątkę, by pokręcić się bez
celu po Downtown.
Owszem, byłam
głupia, ale moja głupota objawiała się miłością. To jednak nie przeszkadzało mi
myśleć, że wszystko się psuło, a każda tajemnica zaczynała się ujawniać.
Szanowałam to, że Aida chciała trzymać informacje z daleka ode mnie i nie
miałam jej tego za złe, bo widziałam, że robiła to z jakiegoś powodu dla mojego
dobra. Shaun jednak… Shaun to wykorzystywał po to, by mnie zgnoić. Teraz,
zamiast przebywać w jego towarzystwie, wciąż szybko wycierałam łzy, by nie
zasłaniały mi drogi. Był tak cholerną świnią, że nie ogarniałam tego rozumem.
Miłość nie była dobra, albo po prostu nigdy innej nie poznałam. Czy było mi to
w ogóle dane?
Skręciłam na
kolejną autostradę, nie mogąc przestać się stresować. Miałam już tego dość. Nie
dość, że w pracy nie było łatwo, to w czasie wolnym było już jeszcze gorzej. A
jeśli się z nim rozstanę i znajdziemy dodatkowego pracownika, ja zwariuję w
domu. Bolało mnie całe ciało. Nie chciałam nawet myśleć o tym, że znów miałabym
przechodzić rozstanie. Tym razem chyba się już z tego nie podniosę…
Pociągnęłam nosem,
ścierając zamaszyście łzy spod oczu i nagle nacisnęłam z impetem hamulce, gdy na
przejściu na pieszych pojawiła mi się jakaś kobieta, niepewnie stąpająca i w
głowie pojawił mi się głupi pomysł. Rozejrzałam się wokół, zastanawiając się,
gdzie ona zdążyła się tak upić i uśmiechnęłam się szeroko, widząc na witrynie z
prawej strony napis „Karl Strauss Brewing Company”. Piwo!
Pokręciłam się
chwilę, poszukując miejsca, gdzie mogłabym się zatrzymać, aż w końcu
dostrzegłam, że było ono dokładnie naprzeciw wejścia do lokalu. Zjechałam więc
na podziemny parking i ustawiłam się blisko wyjścia, choć nie byłam pewna, czy
skończę na jednym piwie i uda mi się wrócić do domu samochodem, czy jednak będę
musiała złapać taksówkę.
- Cholera jasna!...
– wykrztusiłam, gdy o mały włos wpadłabym na jakiś gówniany motor, którego
wcześniej nawet nie dostrzegłam i szybkim krokiem ruszyłam, by chyba jednak się
upić.
W pubie było
gwarno, ale kierownik szybko znalazł mi wolny stolik, patrząc na mnie
porozumiewawczo. Tak, ryczałam i co z tego? Każdemu zdarzał się gorszy dzień,
tylko ja miałam gorsze ponad dwa tygodnie, a co? Byłam w stanie
histeryczno-agresywnym i miałam zamiar zabić to piwem, bo nie miałam ochoty na
mocniejszy alkohol. Najwyżej będę więcej sikać, niż pić.
Zamówiłam sobie
piwo z serii Pink Boots, jeśli mogłam to tak ująć, jakieś cytrusowe Society
Gose. Patrzyłam tępo na puste krzesło przed sobą i miałam nadzieję, że nikt
nieproszony się do mnie nie dosiądzie, bo naprawdę chciałam być sama, jeśli
Aida nie była mi w stanie pomóc. Nawet nie poszłam sprawdzić w toalecie, jak
wyglądałam, miałam to gdzieś. Zapewne przypominałam psychopatycznego clowna,
ale tu i tak mnie nikt nie znał… Dostałam swoje piwo w pokalu. Chociaż nie
piłam go zbyt często, ktoś mi kiedyś powiedział, że pokal to nie jest ta prawie
prostokątna, wysoka szklanka, nie. Pokal wyglądał prawie jak kieliszek do wina,
tylko objętość była dużo większa. Więc tak, dostałam pokal piwa. Nawet nie
miałam ochoty na żadne przekąski, na co namawiała mnie kelnerka, która mnie obsługiwała.
Ona też wyglądała, jakby mnie rozumiała, a ja wcale tego nie potrzebowałam.
Chciałam tylko topić smutki w żółtym alkoholowym napoju, jak gdyby nigdy nic.
Zlizałam piankę z brzegu szkła i postanowiłam skupić się na buzujących
bąbelkach, które unosiły się ku górze z dna pokala.
- Nie przeszkadzam.
– usłyszałam niespodziewanie i poderwałam głowę, by dostrzec męską rękę
stawiającą szklankę z ciemnym piwem. Wytatuowany ster… Och. Spojrzałam wyżej,
by skonfrontować się z ponurą twarzą Toma Kaulitza, który nie pytając mnie o
nic, zajął puste krzesło przede mną.
Przypadki…
~~~~
Tak! Mam rozdział i co więcej, mogę powiedzieć, że mam też kolejny i zaczęłam też nawet dwudziensty! Ha! I co wy na to?! xD
Tak! Mam rozdział i co więcej, mogę powiedzieć, że mam też kolejny i zaczęłam też nawet dwudziensty! Ha! I co wy na to?! xD
Miałam sie nie produkować na telefonie, ale jednak to robie. Dobrze wiesz juz, jak ja kocham ten rozdział i ten kolejny, bo o boze Marina i Tom. I chyba cała resztę swoich spostrzeżeń w prywatnych konwersacjach Ci przekazałam, wiec nie spodziewaj sie ru ekscesów w długości komentarza.
OdpowiedzUsuńJestem dalej z Ciebie maksymalnie dumna, ze wzięłaś sie na nowo na Damarsa i jakby nie patrzec, inspirujesz mnie tym. Także jestem Ci tez bardzo wdzieczna.
I dobre jest to, ze masz kolejny rozdział i zaczęty jeszcze następny, bo to oznacza, ze nie zostawisz nas (mnie) tu w srodku tak sobie o.
Powodzenia, weny i w ogole,
Dumna ja!
Kocham! ❤️
Alleluja :D hahahah jesteś genialna poprawiłaś mi nastrój po sprzątaniu kościoła ;/ ot pomysł księdza naszego eh ;/ a do tego głową nie mogę ruszać bo kark boli .. ale nie o tym miałam pisać hmmm odc genialny powiało grozą płaczem ale i niepewnością :P tak cholernie szkoda mi dziewczyn ;/ ciekawe tylko kiedy to bagno zniknie i wyjdzie upragnione słoneczko dla każdej z nich eh :( oby jak najszybciej :) tego im życzę
OdpowiedzUsuńHej jestem tu nowa skończyłam czytać wszystkie odcinki i nie dociera do mnie to jak mogłam wcześniej tego opowiadania nie czytać xD jest bombowe te wszystkie emocje i wogole:) bardzo czekam na next :) szkoda mi dziewczyn każda zasługuje na miłość i szczęście a Aida nie potrzebnie obraza sie na Billa bo czuła juz wcześniej ze zna sie z Derekiem i sama nie pytała ale mam nadzieje ze wszystko sie wyjaśni :)
OdpowiedzUsuń