piątek, 28 kwietnia 2017

19. Welcome To Karl Strauss Brewing Company!

Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, gdy on tak stał i patrzył na mnie, nie mówiąc ani słowa. Chciałam się rozpłakać i czułam, jak oczy piekły mnie coraz bardziej, więc ścisnęłam palce w pięści, by się pohamować. Miałam milion myśli na sekundę i byłam tak bardzo zesztywniała, że nawet kręgosłup prosił mnie o chwilę wytchnienia. Chciałam uderzyć go w twarz i kazać mu wypieprzać z mojego życia, ale nie umiałam tego zrobić. Zrobiłam to tylko raz i kosztowało mnie to tak wiele zdrowia psychicznego, że nie chciałam tego powtarzać. Dlaczego nie umiałam go skrzywdzić, tak jak on skrzywdził mnie? Na jego ustach wykwitł pewny siebie uśmiech i wiedziałam, że przegrałam z nim bitwę, do której mnie zmusił. Widział, jak bardzo wciąż byłam złamana pod jego spojrzeniem i, że chociaż nie chciałam go tutaj, część mnie pragnęła, by jednak pozostał i coś mi powiedział. Chociażby to, co tutaj robił po takim czasie. Dlaczego…?
Och, cholera.
- To ty je kupiłeś. – wychrypiałam, zdobywając się na odwagę, by się z nim skonfrontować. Rozpoczęłam lawirowanie pomiędzy byciem wściekłym, a zrozpaczonym i na zmianę chciało mi się płakać i go uderzać.
- Dlaczego wystawiłaś je na sprzedaż? – zapytał łagodnie i zacisnęłam powieki, czując powracające emocje z przeszłości. On zawsze był tak cholernie opanowany i łagodny nawet wtedy, gdy był przepełniony agresją. Oddychałam płytko i zdawało mi się ciągle, że brakowało mi powietrza. Zimny pot przebiegał przez moje plecy, sprawiając, że dygotałam coraz bardziej. – Nie pozbyłaś się samochodu. Ani biżuterii. Ani Colta. – przypomniał mi i zagryzłam wargę, zbliżając się do kulminacyjnego momentu wybuchu emocjonalnego. Nie mogłam się przed nim rozpłakać. Wolałabym rzucać w niego przedmiotami niż to. Aida, zbierz się w sobie, do cholery. To ty go zaatakuj. – Nie sprzedałaś też tego. – zauważył, a gdy podniosłam na niego wzrok, zobaczyłam, jak wskazuje palcem na sufit, insynuując mi najgorsze.
- Damar’s Place nie jest twój. – wycedziłam, czując, że paznokcie zaczęły mi się wbijać w wewnętrzną część dłoni. – A każda rzecz, którą mi podarowałeś, tak samo przestała być twoja po tym, jak mi ją sprezentowałeś. Czemu kupiłeś te szmaty ode mnie? – chciałam, żeby już zniknął z mojego życia, bo nie mogłam znieść jego widoku. Wciąż był cholernie przystojny, a jego charyzma wciąż działa cuda. Mogłabym tak łatwo ulec…
- Teraz są dla ciebie szmatami?
- Po tym, jak mnie potraktowałeś… - żachnęłam się i skrzyżowałam ręce na piersiach. Uśmiech Dereka poszerzył się na ten widok i nie wiedziałam, dlaczego wciąż postępowałam zgodnie z jego oczekiwaniami. W tym jednym momencie wiedziałam, czego ode mnie chciał, ale nie rozumiałam, dlaczego tak było. – Nie będę grać w te gierki, Derek. – potrząsnęłam głową i wyłączyłam palniki, by nie spalić jedzenia. – Nie będę się z niczego tłumaczyć.
Derek oparł się rękoma po drugiej stronie kuchenki, znów obserwując mnie, by stworzyć nowy plan ataku i nagle poczułam się zmęczona. Cały nastrój z dnia wczorajszego wyparował, jak ręką odjął. Dlaczego on mi to robił?
- Tęskniłem za tobą. – powiedział nagle, a mi zrobiło się anormalnie gorąco. Serce, które udało mi się przełknąć z powrotem do klatki, wróciło do gardła, aż zakrztusiłam się śliną. – Aida, tęskniłem za tobą. – powtórzył, dając mi dobitnie znać, że wcale mi się nie przesłyszało. Ciśnienie w głowie sprawiało, że chciałam zasłonić sobie uszy. On nie mógł mi tego powiedzieć, nie po tym wszystkim!...
Patrzyłam na niego i wiedziałam, że mnie miał. Nie dawałam sobie rady z tym, że kochałam go kiedyś tak mocno, a on tu tak po prostu stał i mówił do mnie takie rzeczy. Chciałam umrzeć, zanim zrobię coś głupiego.
- Nie możesz mi tego mówić. – wydukałam, mając tak spazmatyczny oddech, jakbym płakała bez uronienia ani jednej łzy. Nie wierzyłam, do jakiego stanu mnie doprowadził. – Nie po tym, jak zdradziłeś mnie z jakąś dziwką, jakby cały ten czas, gdy byliśmy razem, nic dla ciebie nie znaczył!... – odsunęłam się o krok, gdy pochylił się w moją stronę. – Czego, do cholery, chcesz?
- Zmieniłaś się.
- Przynajmniej to jest twoją zasługą. – odparowałam. – Dlaczego każesz twoim ludziom mnie śledzić?
- Chcę, byś była bezpieczna. – odpowiedział wciąż z tym samym boskim spokojem, jakby moje słowa go zupełnie nie ruszały. Nie wiedziałam, jak z nim rozmawiać, bym była górą. Wolałabym, żeby Marina tu weszła, chociaż pewnie nawet we dwójkę byśmy sobie nie poradziły.
- Jestem bezpieczna.
- Mylisz się.
Znowu zbił mnie z pantałyku. Jeśli nie postawię sprawy jasno, on wiecznie będzie rzucał zagadki, bo był w tym pieprzonym specjalistą. Nigdy nie sądziłam, że obróci to przeciw mnie i złościło mnie to jeszcze bardziej. Stosował te chore sztuczki wobec mnie, kobiety, którą chciał prosić o rękę!
- Czego chcesz? – zapytałam ponownie, ignorując jego insynuacje. Wiedziałam, że chciał mi pokazać, że bez niego sobie nie radziłam, ale niech go szlag, było już dobrze! – Przeszkadzasz mi w pracy.
Derek przechylił głowę, kolejny raz ustalając sam ze sobą, jaki uczynić ruch. Drgnęłam gwałtownie, gdy odbił się od kuchenki i zachłysnęłam się powietrzem, gdy w mgnieniu oka stanął przy mnie, łapiąc mnie za nadgarstek. Znów przestałam panować nad oddychaniem, gdy jego palce przesunęły po mojej skórze, jak gdyby to było zupełnie naturalne.
- Chcę zasłużyć na rozgrzeszenie. – wymruczał, pochylając się nade mną. Nie mogłam, Boże, nie mogłam się odsunąć, choć niewiele było rzeczy, których pragnęłam tak bardzo.
- Nigdy nie oczekiwałeś jakichkolwiek rozgrzeszeń. – wydyszałam, przełykając głośno ślinę.
- Tym właśnie się różniłaś, Aida. Wciąż się różnisz.
Znów mnie miał. Brakowało mi sił, by toczyć kolejną walkę.
- Derek, proszę… To, co mówisz, nie ma sensu…
- Po prostu daj mi jeszcze jedną szansę, by naprawić mój błąd.
Wirowało mi przed oczami, nie rozumiejąc, dlaczego w ogóle zastanawiałam się nad tym, co mi właśnie powiedział. Przecież to było najgorsza rzecz, jaką mogłabym kiedykolwiek sobie zrobić, czyż nie? Nie chciałam znowu pakować się w to świństwo. Nie chciałam być tą dystyngowaną Aidą, która żyje dla niego, nie dla siebie. Dlaczego więc kontemplowałam tę kwestię?
Szarpnęłam się, by wyrwać się z jego dłoni, gdy drzwi znowu się uchyliły i zrobiło mi się słabo, gdy zobaczyłam w nich Billa. Tak skrajnie odwrotnego do Dereka. Dokładnie w tym momencie przypomniało mi się, że istniał i przynosił mi szczęście, a ja śmiałam zastanawiać się, czy propozycja Dereka była warta wzięcia pod uwagę na poważnie. Boże, co się ze mną działo?
- O, proszę. Przypadek? – Derek nie odsunął się ani o milimetr. Chciałam go odepchnąć, ale nawet nie drgnęłam. Nadmiar nerwów sprawił, że było mi cholernie niedobrze. Dlaczego to działo się właśnie teraz, kiedy miałam klientów do obsłużenia? Dlaczego to w ogóle się działo?
- Collins. – rzucił sucho Bill, powoli krocząc w naszą stronę.
- Kaulitz. – Derek skinął głową, ale nie mogłam odczytać jego mimiki, wciąż patrząc na Billa. Świadomość, że się znali, uderzyła we mnie z taką mocą, że wydawało mi się, że zaraz zemdleję i upadnę na zimną podłogę. Co, do cholery…?
- Dawno się nie widzieliśmy, ale niestety nie mogę powiedzieć, że miło cię widzieć. – słyszałam w jego głosie, że sarkazm wylewał się z jego ust hektolitrami. Nie wiedziałam, co zrobić. Nie chciałam, żeby się konfrontowali. Derek nie był kolejnym miłym gościem, który sprzeda ci świeże bułeczki w piekarni. On sprzeda ci coś znacznie gorszego. Nie chciałam, żeby się zbliżał na kilometr do Billa, ale oni przecież… Oni się znali…
- Widzę, że nie dałeś rady szpiegować z daleka i musiałeś sprawdzić osobiście, co się dzieje, co? – prychnął, stając dokładnie w tym samym miejscu, co Derek stał przed chwilą. Dusiłam się. Byłam w imadle. Potrzebowałam pomocy.
- Cóż, uznałem, że wypadałoby poinformować Aidę, w jakim położeniu niechcący się znalazła. – rzucił zdawkowo Derek i znów zaczęłam dygotać od zimnych potów. – Ledwo zniknąłem z horyzontu, a ty już tutaj. Czemu mnie to nie dziwi?
Zauważyłam, że policzki Billa zaróżowiły się i nie wiedziałam, czy to był wynik złości czy zażenowania. Ja natomiast już dawno przestałam rozumieć, co tutaj się wydarzyło.
- Koniecznie musisz poruszyć każdy temat, byle nie powiedzieć, co tak naprawdę tutaj robisz? – Bill parsknął śmiechem i pomyślałam, że był odważny, że mówił do Dereka w taki sposób. Co ich właściwie łączyło? – Może powinieneś zainteresować się swoją kobietą, która w akcie desperacji zniszczyła mi samochód, co? Chcesz zacząć wyciągać każde brudy?
„Czy dowiedziałeś się, co to była za dziewczyna?”
„Owszem, ale raczej wolałabyś nie wiedzieć, kto to był.”
O mój Boże.
Derek roześmiał się i wiedziałam, że właśnie przygotowywał się do mocnego natarcia. Kto jak kto, ale on znał brudy wszystkich ludzi, a to było już ponad mnie. Nie zamierzałam tego wysłuchiwać.
- Ach, brudy? Tak teraz będziemy rozmawiać, panie Kaulitz? Już zdążyłeś zapomnieć, co dla ciebie zrobiłem? A może chciałbyś…
- Zamknij się. – wycedziłam lodowatym głosem. Byłam tak bliska eksplozji, że chyba ledwo balansowałam nad krawędzią i czułam, że zaraz spadnę. – Wynoś się stąd. Po tym wszystkim, co ty zrobiłeś, nie nikt inny, jesteś ostatnią osobą, którą chciałabym kiedykolwiek zobaczyć. – starałam się być cicho, by klienci niczego nie słyszeli, ale nie mogłam powstrzymać coraz bardziej podniesionego głosu. – Wynoś się, rozumiesz? Wynoś się!
Derek odwrócił się na pięcie w moją stronę, a na jego twarzy widniało zaskoczenie, którego nie starał się zamaskować. Byłam tak wściekła, że nie potrafiłam się nawet ucieszyć z wygranej bitwy.
- Chyba nie sądzisz, że tym razem odpuszczę?
- Właśnie tak uważam.
- W takim razie jednak tak dobrze mnie nie znasz. – stwierdził sucho, po czym tak po prostu ruszył w stronę wyjścia. Zatrzymał się jednak obok Billa, plecami do mnie i prychnął. – Ostrzegam cię, Kaulitz, tym razem też dopnę swego.
- To nie jest gra, Collins.
- Nie, już nie. – zakończył i tak po prostu wyszedł, zostawiając nas samych.
Chciałam płakać. Bóg mi świadkiem, że Derek odebrał mi wszystkie siły witalne. Chciałam sobie ulżyć i się rozpłakać, ale nagle przypomniało mi się wszystko, co on powiedział na temat Billa i poderwałam głowę, by na niego spojrzeć. On wiedział. On wiedział wszystko.
- Aida… - zaczął, robiąc krok w moją stronę, ale ja wyciągnęłam rękę, każąc mu się zatrzymać, co on natychmiast uczynił.
- Wiedziałeś.
Bill potrząsnął głową, ale ja już wszystko zrozumiałam.
- Daj mi to wytłumaczyć, zanim…
- Jesteś jednym z nich, mam rację? – przerwałam mu łamiącym się głosem. Gdy przetarł twarz rękoma, wydawało mi się, że było to bardziej wymowne, niż jakakolwiek odpowiedź. Zaśmiałam się histerycznie.
- Bill, chciałabym, abyś opuścił to miejsce. – powiedziałam niemal piskliwym głosem. Serce znowu uniemożliwiło mi swobodne oddychanie i oczy paliły mnie żywcem, bym mogła się rozpłakać.
- Aida, nie rób tego w taki…
- Proszę cię.
To wszystko było dla mnie za dużą dawką informacji, których nie chciałam teraz przyswajać. Nie mogłabym słuchać tego, co miał do powiedzenia, nie w tym momencie. Jedyne, na czym mi zależało, to pięć minut z samą sobą, bym mogła wrócić do pracy i nie stracić klientów. To wszystko.
Bill zagryzł wargę i skinął głową, akceptując moją prośbę. Odwrócił się i bez słowa wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą. Chciałam, żeby wrócił i mnie przytulił. Nie byłam jednak już pewna, czy mogłam mu ufać na tyle, by się przed nim tak odkrywać.
Rozpłakałam się.

Nie mogłam uwierzyć, że on naprawdę się tutaj pojawił. Patrzyłam na jego plecy, gdy opuszczał lokal, nie patrząc na mnie, jakbym była manekinem i zniknął tak szybko, jak się pojawił. Klienci czekali, widziałam to, ale jak ja mogłam teraz tam wejść? Poinformowałam ich, że za dłuższy czas oczekiwania dostaną rabat. Udobruchałam ich wystarczająco, by podarowali Aidzie jeszcze kilka kolejnych minut rozmowy, ale zanim wróciłam do lady, Bill wychodził już z kuchni. Boże, to musiało być straszne, że on tam wszedł, gdy w środku znajdował się były Aidy. Spojrzał na mnie wyraźnie podenerwowany i wiedziałam, że dzisiejszy dzień był już spieprzony do granic możliwości. A przynajmniej taką miałam nadzieję, że gorzej nie będzie.
- Mogę cię o coś prosić? – spytał, ściszając głos, by nikt nie usłyszał poza nami. Skinęłam głową, mając głupie poczucie, że Bill chociaż zauważył, że istniałam. Cóż, Derek zawsze był specyficzny.
- Pewnie, nie ma problemu. – uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco, bo zdawało mi się, że tego potrzebował. Chciałam go wypytać, co się tam stało, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Czemu on stwarzał wrażenie, że był dobry, kiedy Derek ewidentnie wyglądał na tego złego?
- Mogłabyś odwieźć Aidę po pracy do domu? Jest w naprawdę fatalnym stanie, też przeze mnie, więc… Nie chciałbym, żeby coś jej się stało na drodze.
Coś przekoziołkowało mi w żołądku na widok zatroskania na jego twarzy. Na nim całym widziałam, jak bardzo mu zależało na mojej przyjaciółce i czułam się wręcz zobligowana, by jej pomóc dla niego.
- Jasne, zrobię co trzeba. – zgodziłam się, a on uśmiechnął się słabo. Już widziałam, że się odwracał, by odejść, ale w ostatnim momencie złapałam go za rękę – Ale naprawisz to, prawda?
- Słucham? – zmarszczył czoło, patrząc to w moje oczy, to na moją dłoń, którą go trzymałam. Nie puściłam.
- Nie odpuszczaj. Obiecaj.
Bill skinął głową, rozchmurzając się.
- Obiecuję.
- Dobrze. – puściłam jego dłoń, a on, pożegnawszy się, opuścił lokal.
Stałam tak przez chwilę, zastanawiając się, co miałam ze sobą teraz zrobić, gdy już cała sytuacja rozeszła się po kościach. Nie wiedziałam. Chciałam pójść do Aidy, ale nie mogłam zostawić lokalu bez jakiegokolwiek nadzoru. Słyszałam wcześniej jej podniesiony głos i widziałam po minie Billa, że sytuacja tam była naprawdę zła. Westchnęłam rozdzierająco i, rzucając okiem na klientów, uchyliłam drzwi do kuchni, by sprawdzić, co się działo. Serce skurczyło mi się, gdy dostrzegłam płaczącą Aidę, która uparcie smażyła naleśniki, jakby wszystko było w porządku. Pomimo swojego własnego bólu, zrobiło mi się cholernie przykro na ten widok.
- Aida? – rzuciłam ściszonym głosem, ale ona tylko machnęła ręką. – Porozmawiamy na przerwie?
Skinęła tylko głową, wciąż zalewając się łzami. Stałam tam chwilę, patrząc na nią, ale nie mogłam nic zrobić, mając zbyt dużą ilość klientów na sali.

- Wiesz coś na temat tego, że Derek u nas dzisiaj był? – spytałam, nie mogąc się powstrzymać przed jawną inwigilacją, choć wydawało mi się, że skończy się to kolejną kłótnią. Koniec końców wciąż kłóciliśmy się o jakieś bzdury.
Przyjechałam do Monterey Park, by spotkać się z Shaunem w jego domu, choć musiałam przyznać, że po dzisiejszych sensacjach w ogóle nie miałam na to ochoty. Siedziałam jednak w salonie na białej skórzanej kanapie, trzymając w ręku kubek z kawą i wciąż czułam potrzebę, by wstać i wyjść. Bałam się sprzeczki, ale jednocześnie byłam już tak zmęczona, że nie chciałam się przed nią powstrzymywać. Shaun, ubrany w czarną koszulkę i ciemne spodnie, jak to z reguły u niego bywało, siedział naprzeciw mnie, opierając się bokiem o oparcie, wydymając usta.
- Był u was? – zmrużył oczy i wiedziałam, że kłamał. Znałam go wystarczająco długo, by wiedzieć, kiedy mówił prawdę, a kiedy nie. Zemdliło mnie. – Nic o tym nie wiem.
- Tak, był i zrobił wielkie zamieszanie. Jak to Derek. – zauważyłam cierpko. Po tym, jak odwiozłam Aidę do domu na życzenie Billa i upewniłam się, że w miarę się trzymała, miałam ochotę odnaleźć Dereka i rozerwać go na strzępy. To, że Bill był współwinny jej samopoczucia, nie zmieniało tego, że też zatroszczył się o nią i napisał do mnie, by dowiedzieć się, czy było okej. Nie, nie było, tyle wiedziałam. Aida ukrywała przede mną prawdziwy powód jej roztrzęsienia i chociaż akceptowałam to, że nie mówiła mi wszystkiego, tym razem chciałam wiedzieć.
- Proszę cię, założę się, że to Kaulitz był prowodyrem. – Shaun wykrzywił usta sarkastycznie i odstawił kubek na szklany blat. – Nie sądzisz, że powinnaś trzymać się od tego z daleka?
Zmarszczyłam czoło, nie rozumiejąc.
- Co ty mi sugerujesz?
- Od momentu, kiedy zaczęłyście się zadawać z Kaulitzami, uważacie, że są lepsi od każdego, kogo znacie od dłuższego czasu. – pochylił się nade mną i już wiedziałam, że ta konwersacja skończy się „nieoczekiwaną” kłótnią. Jego oczy błyszczały od nagle nagromadzonych emocji. Czemu nie potrafił przekuć ich w coś innego? Czemu ostatnio wciąż się wściekał? – Nie sądzisz, że może masz klapki na oczach?
- Shaun, przyjaźnisz się z nimi. Chyba masz ku temu jakiś powód?
- Owszem.
Boże, miałam na myśli, że ich lubił, ale gdy tak na niego patrzyłam… Ironiczny uśmieszek był nazbyt wymowny.
- Dlaczego? – spytałam po prostu, nie wiedząc, dlaczego przyszło mi do głowy, że to miało coś wspólnego z Derekiem. Odechciało mi się kawy. Odstawiłam kubek na stolik.
- Nie powinnaś się wtrącać, Marina.
- Może właśnie jest na odwrót, co? – poprawiłam się na kanapie, czując, jak z nerwów zaczął mi sztywnieć kręgosłup. – O co tu chodzi, do cholery? Najpierw mi sugerujesz, że zdradzam cię z Tomem, a teraz nagle mi próbujesz wmówić, że nie przyjaźnisz się z nimi dla samej przyjaźni? Co jest z tobą? – wywaliłam gorzko. – Co to za wielkie tajemnice?
Shaun potrząsnął głową, parskając suchym śmiechem.
- Skończ z tym przesłuchaniem. Nikt ci nie broni żyć dalej w niewiedzy.
- Nie będziesz tak ze mną rozmawiać. – rzuciłam lodowato. – Mam dość tego, że wiecznie mamy wojny o rzeczy, które powinny być jasne i klarowne. – wyprostowałam się jak struna, a on uniósł brew w zaskoczeniu. – O co ci chodzi, co? Ja mam klapki na oczach? A co z tobą?
- Sugerujesz mi coś?
Miałam dość. Ciśnienie skoczyło mi tak gwałtownie, że zrobiło mi się gorąco.
- Powiedz mi, skąd masz pieniądze na wynajem tego domu, skoro pracujesz dorywczo, co?
Pytanie zawisło między nami w gęstej sieci niedomówień. Nie umiałam się z nim dogadać, bo on po prostu omijał prawdę szerokim łukiem. Nie wiedziałam już, co miałam powiedzieć, żeby dojść do czegokolwiek, co by mnie uspokoiło. Kim był Derek w tym wszystkim? Byłam zmęczona tym, że każdy raczył mnie jakąś gównianą historyjką, albo ciszą, jakby to miało cokolwiek rozwiązać. Nie rozwiązywało to niczego. Nie byłam głupia i chociaż Aida mnie tak nie traktowała, Shaun właśnie to we mnie widział. Idiotkę.
- Jestem urodzony pod szczęśliwą gwiazdą, a co?
Roześmiałam się z niedowierzania, że naprawdę mi to powiedział.
- A może to Derek cię utrzymuje, bo sam sobie nie radzisz?
- W przeciwieństwie do ciebie, ja mam się fantastycznie.
Koniec. Wstałam raptownie, mając ochotę strzelić mu w twarz. Nie zniżę się do tego.
- Wiesz co? Gdybyś miał odrobinę samokrytyki, zauważyłbyś, że Derek zrobił z ciebie najpierw dzieciaka, a teraz jeszcze i cipę, która bez niego w życiu zdechnie gdzieś w rowie.
- Widzisz, a zanim Kaulitzowie wam nie zryli bań, miałaś o mnie zupełnie inne mniemanie i wlazłaś mi do łóżka pierwszego dnia, gdy tylko mnie zobaczyłaś.
Wciąż ci pieprzeni Kaulitzowie.
- Dziękuję za uprzejmość. Sama się odprowadzę. – wyrecytowałam i  wypadłam z jego domu, w locie łapiąc torebkę i klucze od samochodu. Szumiało mi w uszach, niemal piszczało, gdy odpalałam Cruze’a, chcąc się jak najszybciej wydostać z podjazdu. Nie wierzyłam, że znowu mnie zniszczył w taki sposób. Co ja w nim widziałam? Czy on zawsze się tak zachowywał, tylko dopiero po takim czasie przerwy to zauważyłam? Chciałam porozmawiać o tym z Aidą, ale gdy tylko ruszyłam w drogę powrotną do domu, przypomniało mi się, że ona nie była w stanie mnie dzisiaj wysłuchać. Zmieniłam więc zupełnie kierunek, jadąc na międzystanową dziesiątkę, by pokręcić się bez celu po Downtown.
Owszem, byłam głupia, ale moja głupota objawiała się miłością. To jednak nie przeszkadzało mi myśleć, że wszystko się psuło, a każda tajemnica zaczynała się ujawniać. Szanowałam to, że Aida chciała trzymać informacje z daleka ode mnie i nie miałam jej tego za złe, bo widziałam, że robiła to z jakiegoś powodu dla mojego dobra. Shaun jednak… Shaun to wykorzystywał po to, by mnie zgnoić. Teraz, zamiast przebywać w jego towarzystwie, wciąż szybko wycierałam łzy, by nie zasłaniały mi drogi. Był tak cholerną świnią, że nie ogarniałam tego rozumem. Miłość nie była dobra, albo po prostu nigdy innej nie poznałam. Czy było mi to w ogóle dane?
Skręciłam na kolejną autostradę, nie mogąc przestać się stresować. Miałam już tego dość. Nie dość, że w pracy nie było łatwo, to w czasie wolnym było już jeszcze gorzej. A jeśli się z nim rozstanę i znajdziemy dodatkowego pracownika, ja zwariuję w domu. Bolało mnie całe ciało. Nie chciałam nawet myśleć o tym, że znów miałabym przechodzić rozstanie. Tym razem chyba się już z tego nie podniosę…
Pociągnęłam nosem, ścierając zamaszyście łzy spod oczu i nagle nacisnęłam z impetem hamulce, gdy na przejściu na pieszych pojawiła mi się jakaś kobieta, niepewnie stąpająca i w głowie pojawił mi się głupi pomysł. Rozejrzałam się wokół, zastanawiając się, gdzie ona zdążyła się tak upić i uśmiechnęłam się szeroko, widząc na witrynie z prawej strony napis „Karl Strauss Brewing Company”. Piwo!
Pokręciłam się chwilę, poszukując miejsca, gdzie mogłabym się zatrzymać, aż w końcu dostrzegłam, że było ono dokładnie naprzeciw wejścia do lokalu. Zjechałam więc na podziemny parking i ustawiłam się blisko wyjścia, choć nie byłam pewna, czy skończę na jednym piwie i uda mi się wrócić do domu samochodem, czy jednak będę musiała złapać taksówkę.
- Cholera jasna!... – wykrztusiłam, gdy o mały włos wpadłabym na jakiś gówniany motor, którego wcześniej nawet nie dostrzegłam i szybkim krokiem ruszyłam, by chyba jednak się upić.
W pubie było gwarno, ale kierownik szybko znalazł mi wolny stolik, patrząc na mnie porozumiewawczo. Tak, ryczałam i co z tego? Każdemu zdarzał się gorszy dzień, tylko ja miałam gorsze ponad dwa tygodnie, a co? Byłam w stanie histeryczno-agresywnym i miałam zamiar zabić to piwem, bo nie miałam ochoty na mocniejszy alkohol. Najwyżej będę więcej sikać, niż pić.
Zamówiłam sobie piwo z serii Pink Boots, jeśli mogłam to tak ująć, jakieś cytrusowe Society Gose. Patrzyłam tępo na puste krzesło przed sobą i miałam nadzieję, że nikt nieproszony się do mnie nie dosiądzie, bo naprawdę chciałam być sama, jeśli Aida nie była mi w stanie pomóc. Nawet nie poszłam sprawdzić w toalecie, jak wyglądałam, miałam to gdzieś. Zapewne przypominałam psychopatycznego clowna, ale tu i tak mnie nikt nie znał… Dostałam swoje piwo w pokalu. Chociaż nie piłam go zbyt często, ktoś mi kiedyś powiedział, że pokal to nie jest ta prawie prostokątna, wysoka szklanka, nie. Pokal wyglądał prawie jak kieliszek do wina, tylko objętość była dużo większa. Więc tak, dostałam pokal piwa. Nawet nie miałam ochoty na żadne przekąski, na co namawiała mnie kelnerka, która mnie obsługiwała. Ona też wyglądała, jakby mnie rozumiała, a ja wcale tego nie potrzebowałam. Chciałam tylko topić smutki w żółtym alkoholowym napoju, jak gdyby nigdy nic. Zlizałam piankę z brzegu szkła i postanowiłam skupić się na buzujących bąbelkach, które unosiły się ku górze z dna pokala.
- Nie przeszkadzam. – usłyszałam niespodziewanie i poderwałam głowę, by dostrzec męską rękę stawiającą szklankę z ciemnym piwem. Wytatuowany ster… Och. Spojrzałam wyżej, by skonfrontować się z ponurą twarzą Toma Kaulitza, który nie pytając mnie o nic, zajął puste krzesło przede mną.
Przypadki…

~~~~

Tak! Mam rozdział i co więcej, mogę powiedzieć, że mam też kolejny i zaczęłam też nawet dwudziensty! Ha! I co wy na to?! xD

3 komentarze:

  1. Miałam sie nie produkować na telefonie, ale jednak to robie. Dobrze wiesz juz, jak ja kocham ten rozdział i ten kolejny, bo o boze Marina i Tom. I chyba cała resztę swoich spostrzeżeń w prywatnych konwersacjach Ci przekazałam, wiec nie spodziewaj sie ru ekscesów w długości komentarza.
    Jestem dalej z Ciebie maksymalnie dumna, ze wzięłaś sie na nowo na Damarsa i jakby nie patrzec, inspirujesz mnie tym. Także jestem Ci tez bardzo wdzieczna.
    I dobre jest to, ze masz kolejny rozdział i zaczęty jeszcze następny, bo to oznacza, ze nie zostawisz nas (mnie) tu w srodku tak sobie o.
    Powodzenia, weny i w ogole,
    Dumna ja!
    Kocham! ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Alleluja :D hahahah jesteś genialna poprawiłaś mi nastrój po sprzątaniu kościoła ;/ ot pomysł księdza naszego eh ;/ a do tego głową nie mogę ruszać bo kark boli .. ale nie o tym miałam pisać hmmm odc genialny powiało grozą płaczem ale i niepewnością :P tak cholernie szkoda mi dziewczyn ;/ ciekawe tylko kiedy to bagno zniknie i wyjdzie upragnione słoneczko dla każdej z nich eh :( oby jak najszybciej :) tego im życzę

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej jestem tu nowa skończyłam czytać wszystkie odcinki i nie dociera do mnie to jak mogłam wcześniej tego opowiadania nie czytać xD jest bombowe te wszystkie emocje i wogole:) bardzo czekam na next :) szkoda mi dziewczyn każda zasługuje na miłość i szczęście a Aida nie potrzebnie obraza sie na Billa bo czuła juz wcześniej ze zna sie z Derekiem i sama nie pytała ale mam nadzieje ze wszystko sie wyjaśni :)

    OdpowiedzUsuń