Byłam ofiarą
samca, przysięgam.
Siedziałam na
półokrągłej brązowej, skórzanej kanapie przy okrągłym bladoniebieskim stoliku w
restauracji, gdzie wciąż rzucały mi się w oczy wąskie i wysokie kaktusy, które
rosły przy ścianie i musiałam uznać siebie za niewyżytą kobietę, która pościła
przez wieczność, skoro owe kaktusy kojarzyły mi się z tym, przez co nie mogłam
teraz siedzieć. Cholera, bolało! Numerek pod prysznicem był chyba jak gwóźdź do
trumny, bo teraz siedziałam sztywno wyprostowana, co chwilę się wiercąc, ale to
nic nie dawało, bo i tak napieprzało. Bolała mnie i z tyłu – przez mocne
klepanie – i z przodu – to już z oczywistych powodów. Ja byłam niewyżyta? To
jaki był Bill?
Bill siedział
naprzeciw mnie, jakby wszystko było w jak najlepszym porządku i jakby to
wszystko, co zdarzyło się od wczorajszego wieczoru, było czymś naturalnym.
Próbowałam o tym nie myśleć, bo w końcu nie doprowadziłoby mnie to do niczego
dobrego, ale… Miałam mieszane uczucia, choć nie było mi źle. Przecież ja wciąż
nie miałam jego numeru telefonu, bo nigdy się nim nie wymieniliśmy. Wszystko
wyglądało tak inaczej...
Zmarszczyłam
czoło, gdy przypomniało mi się, że nie skontaktowałam się z Mariną, by
jakkolwiek dać jej znak, że żyję. Sięgnęłam po torebkę, porzucając na chwilę
naleśniki, do których przyssałam się z burczącym brzuchem i wyciągnęłam z niej
telefon. Żadnych nieodebranych połączeń, co przywitałam z ulgą.
„Wszystko w porządku. Jem śniadanie i niedługo
chyba wrócę do domu. Mam nadzieję, że nie bawiłaś się źle, a jeśli tak, masz
prawo mnie zatłuc, gdy tylko mnie zobaczysz. Xoxo”
Schowałam
telefon i podniosłam wzrok na Billa, który uważnie obserwował moje poczynania i
zastygłam w bezruchu, nie rozumiejąc, dlaczego doskonale mogłam na nim zauważyć
oznaki relaksu i spełnienia. Oblizałam nieświadomie usta, gdy dostrzegłam
zaczerwienienie na szyi tuż pod obojczykiem. Nie przypominałam sobie, żebym
wcześniej była aż tak aktywna podczas seksu, ale z nim to zdawało się być
oczywiste. Chciałam brać czynny udział w dawaniu mu rozkoszy, nie tylko
zajmując się tym organem, który lubił to najbardziej. Choć jego mina, gdy mu
obciągam, jest bezcenna.
- O czym
myślisz? – spytał nagle, upijając sok pomarańczowy, a ja podparłam głowę ręką i
uśmiechnęłam się lekko.
- O tym, że
lubisz, gdy ci obciągam. – odparłam zgodnie z prawdą i kolejny raz musiałam
przyznać, że wcześniej nie byłam aż tak rozbuchana w mówieniu o takich
rzeczach. Z drugiej strony chyba mi kiedyś nie wypadało.
Bill
zakrztusił się sokiem, a ja uśmiechnęłam się szerzej. Nawet nie patrzyłam, czy
ktoś na nas patrzył, co było zaskakujące, bo do wczoraj zawsze sprawdzałam
otoczenie. Co ja mogłam na to poradzić? Najwyraźniej lubiłam mówić sprośne
rzeczy. Od wczoraj. Albo od zawsze, tylko dopiero zeszłej nocy to odkryłam.
- Jeśli
będziesz mówić takie rzeczy… - urwał, znów zanosząc się kaszlem. – znów wrócimy
na górę, a ty już ledwo siedzisz.
- I lubię to.
– wymamrotałam, powracając do naleśnika, by móc delektować się marmoladą
truskawkową w środku. Boże, byłam tak cholernie głodna, że nie mogłam. Musiałam
spalić wszystko, co zjadłam w ciągu ostatniego tygodnia, bo czułam się
wymęczona i lekka.
- Słucham?
- Mówię, że to
lubię. – zerknęłam na niego, nie przerywając krojenia naleśnika. – Lubię to, że
mam wyczuwalny dowód, co ze mną zrobiłeś.
Zamrugał
oczami, patrząc na mnie tępo i westchnął dokładnie tak jak wczoraj, zanim
zabronił mi dotykania go. Tak jakby było mu żal, że musi mnie powstrzymać,
kiedy przecież wcale nie musiał. O Boże, znowu zaczęłam myśleć o seksie i
właśnie wtedy do mnie dotarło, że dzieliliśmy miedzy sobą coś, co naprawdę było
intymne. Nie tylko zaspokajanie potrzeb, ale także poznawanie tego, co
sprawiało, że było nam dobrze i co sprawiało, że ujawnialiśmy swoje odczucia.
Nigdy wcześniej tak o tym nie myślałam, ale przy nim wszystko zdawało się
nabierać nowego znaczenia. I może on tego tak nie odbierał, ale w końcu
pozwolił mi siebie eksplorować, a to znaczy, że świadomie zaprosił mnie do
siebie. Może to nic nie znaczyło, a może jednak było zupełnie odwrotnie. Fakt
był taki, że sprawy między nami pędziły w zawrotnym tempie, a ja nadal nie
czułam wyrzutów sumienia, mając idiotyczne poczucie, że tak właśnie miało być.
I od teraz to ja miałam wiedzieć, co zrobić, by go podniecić. Nie żadna inna.
Ja miałam tę władzę w rękach i to on wiedział, co zrobić, by tę władzę odwrócić
przeciw mnie.
- W takim
razie to dobrze, że ja lubię zostawiać dowód. – odparł powoli, a ja poczułam,
że moje policzki niezbyt uroczo czerwienią się na myśl o tym, co my w nocy
wyprawialiśmy, że dzisiaj czułam się aż tak dobita. – Mam nadzieję, że smakują
ci naleśniki. Pomyślałem, że skoro je serwujecie, to musisz je lubić. – zmienił
temat, a ja skinęłam głową, czując kolejny raz potrzebę, by móc mu gotować jak
cholerna kura domowa. Nie miałam pojęcia, dlaczego to było aż tak intensywne,
kiedy przy Dereku nigdy tego nie odczuwałam. Kolejny raz zastygłam w bezruchu,
gdy nagle przypomniało mi się o tym, że Derek mnie śledził. Poderwałam głowę,
by rozejrzeć się po restauracji i gdy w odległym kącie dostrzegłam kelnerkę
dolewającą kawy jakiemuś chłopakowi, poczułam niemiły skręt w żołądku. Chciałam
się cieszyć tym, co przeżywałam z Billem sam na sam. Nie chciałam, by wiedział
o nim Derek, bo… Właściwie to dlaczego nie chciałam, by wiedział? Przynajmniej
by wiedział, że potrafię sobie radzić bez niego, a on nie jest mi do niczego
potrzebny. Potrafiłam pójść z kimś do łóżka i cieszyć się tym, nie
rozpamiętując tego, co było między nami… O Boże, a jeśli właśnie dlatego
przespałam się z Billem? Zerknęłam na niego speszona i zrobiło mi się gorąco,
gdy uchwyciłam jego spojrzenie. Nie, to zdecydowanie nie było w moim stylu. Nie
byłam tą osobą, która bawiła się uczuciami innych, choć w końcu to był tylko
seks. Chyba.
- Lubię
naleśniki. – wydukałam, nie mogąc znieść jego bacznego wzroku. Pieprzone
wrażenie, że wiedział o wszystkim, o czym myślałam.
Wszystko
jednak zacierało się, gdy byliśmy razem. A razem byliśmy każdej możliwej nocy.
Czasami przyjeżdżał do mnie tuż po zamknięciu sklepu, czasami dobijał się do
drzwi w środku nocy i wpadaliśmy do mieszkania, całując się tak, jakbyśmy
dopiero wtedy mogli być sobą. W tym, co się kreowało między nami, było coś
więcej niż tylko zwykłe pożądanie, tego byłam pewna, bo odbierało mi to
zdolność racjonalnego myślenia, gdy był w pobliżu. Nie rozumiałam tego i chyba
nie chciałam zrozumieć, bo było mi dobrze. Poznaliśmy swoje nawyki i sekrety na
ciele w trybie ekspresowym do tego stopnia, że wiedziałam, gdzie dotykać i jak.
Bill wiedział, co zrobić, bym miała wybuchowe orgazmy, od których byłam bliska
omdlenia. Z doby na dobę, choć byłam zmęczona, byłam coraz bardziej napędzona
do życia i poczułam się tak, jakbym była bliska dosięgnięcia euforii. Zdawałam
sobie sprawę, że to była kwestia endorfin wywołanych seksem, ale, cholera, czy
to miało znaczenie ? Byłam szczęśliwa. To coś między nami było mniej
powierzchowne, niż czyste sypianie ze sobą i w tym czasie czułam, że to było
coś, co mi odpowiadało i przywiązałam się do niego na tyle, by móc stwierdzić,
że stał się na mnie w jakiś sposób ważny. I tylko to się liczyło, gdy miałam w
Damar’s Place ręce pełne roboty.
Wiedziałam, że
jak wrócę do domu, nie będę w nim sama chociaż na noc.
Patrzyłam w brązowe tęczówki, w których odbijało
się aktualnie rozbawienie zabarwione alkoholem i tysięczny raz miałam to samo
beznadziejne poczucie, że nie pasowałam. Jak mogłam nie pasować do kogoś, za
kim szalałam, a kto szalał za mną? Nie rozumiałam. Byłam nerwowa i zmęczona, a
kiedy widziałam moją przyjaciółkę tak ciasno splecioną z młodszym Kaulitzem,
chciałam kucnąć na środku parkietu i rozpłakać się rzewnie. Czułam się jak w
klatce, gdy w dłoni miałam od niej klucz. Byłam uzależniona od miłości. Nie od
niego, a od tego, co do niego czułam i to przepalało mnie na wylot. Mogłam
wyraźnie dostrzec, że tym razem to Aida z dnia na dzień była coraz
szczęśliwsza, a ja na odwrót. A on wciąż nic nie widział, tylko robił mi
wyrzuty, że nie zależy mi wystarczająco, by znaleźć dla niego czas.
Stałam ponownie w klubie Bootsy Bellows, gdzie
wszystko się zaczęło, a gdzie dzisiaj bliźniaki świętowali swoje dwudzieste
piąte urodziny i nie mogłam pojąć, dlaczego ja tu byłam, zamiast leżeć pod
kołdrą w dresach, bez makijażu i wystylizowanych włosów. Świadomość, że on miał
kompletnie gdzieś to, co ja czuję, była jak nieustanna tortura. Już nawet nie
miałam pojęcia, czy jeszcze zaistnieje dzień, kiedy nie będziemy się kłócić,
zachowując się jak chociaż zwykli przyjaciele. Byłam tak zmęczona…
- Znów nie masz humoru. – blask w jego oczach
zniknął bezpowrotnie. Wciąż jednak widziałam alkohol, a to nie prowadziło do
niczego dobrego. Ostatnim razem, gdy byłam z nim w klubie bez Aidy, zrobił mi
aferę o to, że przystawił się do mnie jakiś idiota. Nie ufał mi. Nie
wiedziałam, dlaczego mnie to jeszcze dziwiło. – Tylko pamiętaj, że… - nie
czekając, aż skończy mówić, odwróciłam się i ruszyłam w stronę baru, chcąc
zniknąć z zasięgu jego słów. Spojrzałam ponuro na Aidę, która całowała się z
Billem i zrobiło mi się jeszcze gorzej. Tęskniłam za czasami, gdy byłyśmy sobie
bliskie. Teraz tylko wspólnie pracowałyśmy. Wszystko było tak dołujące, że już
chyba nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Mogłam do niego nie wracać. Byłam
głupia, jestem głupia i chyba taka już pozostanę, czyż nie? Głupio kochająca,
głupio pozwalająca się ranić.
- Wódkę. – rzuciłam do barmana, a on uśmiechnął
się do mnie, wymuszając na mnie namiastkę marnej poprawy nastroju. Byłam tu z
przyjaciółką i facetem, a rzeczywistość była taka, że stałam kompletnie sama,
chcąc się upić.
- Czy to nie ironia, że tyle tu facetów, a tylko
my mamy jaja, by pić przy barze tak ostentacyjnie? – usłyszałam i drgnęłam,
odwracając się do kobiety, której z jakiegoś nieznanego mi powodu wolałam zawsze
unikać. Miałam wrażenie, że kiedyś zacznie się na mnie wściekać, że jej facet
za często kręci się wśród dwóch innych kobiet. Ria odgarnęła kasztanowe włosy,
odsłaniając w pełnej krasie swoją miętową koronkową sukienkę i zmierzyła mnie
beznamiętnym wzrokiem. Nie powinno mnie dziwić, że była pijana, a jednak
zaczęło mnie zastanawiać, czy był na tej imprezie ktokolwiek, kto nie tknął
alkoholu. Sama nie byłam lepsza, ale przynajmniej nie dawałam po sobie poznać,
że tknęłam cokolwiek, co buzowało procentami. Ria natomiast wyglądała, jakby
piła celowo. Miałam nadzieję, że to nie będzie wspólny mianownik tej
znajomości, bo był on dość miernej jakości. Szarpnęłam się, ledwo opanowując
impuls, by obejrzeć się za Shaunem. Coraz bardziej chciałam się stąd zabrać i
wrócić bezpiecznie do domu. Westchnęłam. Bez Aidy.
- Nie nazwałabym to ironią, a raczej zwykłym,
przykrym faktem. – rzuciłam i zacisnęłam zęby, by nie zacząć wylewać z siebie
gorzkich żali. Jeszcze tego by brakowało. Po stokroć głupsza niż po prostu
głupia.
Jednym haustem opróżniłam kieliszek wódki i
skinęłam na barmana, by zapełnił go ponownie. – Czemu siedzisz tu sama? –
spytałam, postanawiając uprzejmie rozpocząć konwersację, do której sama nie
czułam się przekonana, ale do diabła z tym wszystkim. Jakbym w ogóle była
ostatnio przekonana do czegokolwiek.
Ria parsknęła śmiechem i wiedziałam, że nie
zwiastowało to niczego dobrego. Kobiety nie parskają śmiechem, gdy pytasz,
dlaczego są same. Chyba, że coś je zdenerwowało.
- Widzisz… - zaczęła i stuknąwszy swoim
kieliszkiem wódki o mój, wypiła zawartość co do kropelki. Odwróciła się do mnie
całym ciałem i wbiła we mnie oczy zwężone w niemal czarne szparki, co dało mi
mieszane odczucia na temat jej wyglądu. – Nie ma ludzi idealnych, Marina.
Dobrze pamiętam? Nieistotne. Nie ma ludzi idealnych. Ja nie jestem idealna, ty
nie jesteś, Aida nie jest, Bill i szczególnie Tom też nie. – pochyliła się w
moją stronę, jakby chciała mi sprzedać bezcenną informację, a ja poczułam się
niewygodnie w miejscu, w którym się znajdowałam. Chyba nie podobał mi się
kierunek, w którym ona zmierzała, niezależnie od tego, co chciała mi wyjawić. –
Każdy chowa swoje sekrety przed światem, czyż nie? Nie masz czegoś do ukrycia?
– do cholery, czemu, kiedy na nią patrzyłam, wydawało mi się, że zrobiłam jej
jakąś krzywdę? – Oczywiście, że masz. A ja znam sekrety, których pewnie nie
powinnam znać i ciąży mi to cholernie. Prawda wcale nie wyzwala. Prawda tylko
sprawia, że chcesz zamknąć oczy i zasłonić uszy, by już więcej nie wiedzieć.
- Ria, proszę cię, o czym ty mówisz? – przerwałam
jej wywód, ledwo nadążając za tym, co mi mówiła. Ona po wódce była zupełnie
wyrwana z kontekstu i brzmiała odrobinę zbyt konspiracyjnie, by być przy zdrowych
zmysłach.
- Powiedz mi, czy zechciałabyś się podzielić
informacją, czego przykrywką jest ta cała pomoc w waszej kuchni? Chciałabyś się
przyznać, jak wygląda prawda, którą tak zabawnie tuszujecie?
Zapadła między nami cisza, a ja powoli
przyswajałam sobie to, co mi powiedziała i nie mogłam się powstrzymać, by nie
zaśmiać się idiotycznie. Ona żartowała, prawda? Szkoda tylko, że nie wyglądała,
jakby żarty się jej trzymały. Potrząsnęłam głową niedowierzająco.
- Przepraszam, ale co niby mielibyśmy tam robić?
Kopać sekretne wejście do Narnii? Czy o jaką baśniową krainę ci chodzi?
- Chyba nie sądzisz, że jestem tak głupia, by
zmyliły mnie te twoje sarkastyczne uwagi? – syknęła Ria, a jej twarz stężała
pod wpływem napadu jawnej agresji. – Sądzisz, że nie widzę, jak na niego
patrzysz i dlaczego Shaun tak bardzo na ciebie naskakuje, gdy tobie się wydaje,
że to kwestia braku czasu? Myślisz, że jestem tak głupia i nie wiem?
Zmarszczyłam czoło, czując napływ adrenaliny i aż
zaswędziała mnie dłoń, tak bardzo chciałabym zostawić jej odcisk na twarzy tej
chorej kobiety. Nie wierzyłam, że naprawdę mi to powiedziała. Odchrząknęłam,
starając się nie robić scen i westchnęłam głośno.
- Teraz przynajmniej się nie dziwię, że siedzisz
tu sama. – powiedziałam drżącym od nadmiaru emocji głosu i zsunęłam się ze
stołka barowego, opuszczając Rię bez dodatkowych i zbędnych słów. Czy Shaunowi
właśnie o to chodziło, czy Ria miała stan zapalny ośrodka nerwowego
odpowiadającego za zazdrość? Boże, chyba musiałam ją źle zrozumieć. Chyba
musiałam za dużo wypić i przekręcić fakty, bo przecież… Przeczesałam wzrokiem
tłum ludzi w poszukiwaniu Toma, ale nie znalazłam go i… No do cholery jasnej,
co ja miałam z Tomem wspólnego? Oboje byliśmy w związku, może najwyraźniej nie
cieszącymi się zdrowymi relacjami, ale…
Zagryzłam wargę, mając ochotę rozpłakać się
rzewnie. Jeszcze takich spekulacji mi zabrakło!...
Ruszyłam raźno w stronę miejsca, gdzie zostawiłam
wcześniej Shauna i wcale mnie nie zdziwiło, że wciąż tam stał, popijając
drinka, jakby wcale nie mówił mi tych wszystkich przykrych rzeczy i czara na
dziś przelała się bezapelacyjnie.
- Teraz ty mi powiedz, czy te żenujące insynuacje
Rii, że niby uważasz, że cię zdradzam, to prawda. – wyplułam jadowicie, gdy
tylko zauważył mnie ponad swoim alkoholem w szklance. – Powiedz mi. –
zażądałam, wbijając mu palca w pierś, a on roześmiał się tylko.
- Dlaczego miałbym tak uważać?
To było stanowczo za dużo. Znałam go na tyle
dobrze, że wiedziałam doskonale, jak wyglądały jego zagrywki. Poczułam
pieczenie napływających łez i nagle poczułam się taka mała, zagubiona i
zmęczona. Potrząsnęłam głową.
- Nie wierzę. – stwierdziłam tylko, odwracając się
gwałtownie plecami do niego. Może jednak byłam po stokroć głupsza niż tylko
głupia. Może właśnie tak wyglądałam w oczach innych ludzi, tak samo jak w
swoich własnych i może nigdy tego nie zmienię.
Shaun nawet mnie nie zatrzymał, gdy dławiąc się
płaczem, wypadłam z klubu, ani razu nie odwracając się za siebie.
Czułam jego
dłoń na wgłębieniu swoich pleców i pierwszy raz od tylu miesięcy poczułam się w
pełni bezpieczna, choć jego postura wcale nie wskazywała na siłę. Znaliśmy się
tak krótko, a w ciągu tego czasu przelało się przeze mnie tyle emocji, jakbym
dopiero teraz umiała je na nowo odkrywać. Może właśnie tak było i mogłam
zamknąć oczy, poczuć ciepło jego ciała i och… Czułam się na właściwym miejscu,
gdy chciałam odpocząć. Zapominałam przy nim o całej reszcie tak łatwo, że musiałam
się sama upominać, by się otrząsnąć.
- A gdzie jest
Marina? – usłyszałam nagle jego zdezorientowany głos, a ja zamrugałam
gwałtownie powiekami, odganiając przyjemne refleksje z głowy. Nagłe oburzenie
na samą siebie przyszło tak niespodziewanie, że aż zagryzłam wargę i
zmarszczyłam czoło. Rozejrzałam się wokół, nie rozumiejąc, dlaczego zupełnie
przestałam myśleć o mojej przyjaciółce i westchnęłam przeciągle, czując chyba niezbyt
chciane wyrzuty sumienia, które myślałam, że umarły.
- Ja nie… -
urwałam, gdy zobaczyłam idącego w naszą stronę Shauna, który wyglądał, jakby
był już porządnie wstawiony, co wcale mnie nie pocieszyło. Rozpychał się wśród
ludzi, jakby całkowicie zaniknęła w nim kurtuazja, co tylko potwierdzało moje
przypuszczenia. – Coś mnie ominęło. – zdążyłam tylko dodać, a Shaun stał przed
nami z twarzą wykrzywioną w złości. Chyba nie tak miała wyglądać impreza
urodzinowa. Miałam zapomnieć o czekającej mnie papierkowej robocie i o tym, że
będę niewyspana w pracy. Och, miałam o tym nie myśleć… Bill zacisnął mocniej
dłoń na moich plecach, a ja natychmiast wzięłam się w garść i odchrząknęłam. –
Gdzie jest Marina?
Shaun spojrzał
na mnie spod uniesionej brwi i wzruszył ramionami.
- A może ja
się spytam, gdzie jest Tom, co?
Patrzyliśmy
przez chwilę na niego w milczeniu, próbując zrozumieć, co ma jedno z drugim
wspólnego, ale chyba nie doszliśmy do żadnych wniosków, bo Bill parsknął
śmiechem.
- Tworzysz
jakieś konspiracje po pijaku? – spytał, odsuwając mnie od Shauna, jakby
stworzył niebezpieczeństwo, a ja poddałam się temu bezsprzecznie.
- Ja nie. Ria
owszem, a to tylko potwierdza moje przypuszczenia, że Marina nie jest taką świętoszką,
za jaką się podaje.
- Słucham? –
wykrztusiłam, nie wierząc własnym uszom. Zrobiło mi się tak gorąco, że aż
poczułam wypieki na policzkach. – Czy ty masz właśnie czelność oskarżać Marinę o
to, że cię zdradza?
- No a gdzie
jest Tom?
- Ria zawsze
oskarża go o zdrady, Shaun. – wycedził przez zęby Bill, a jego sztywne palce
wbijające się w moją skórę dobitnie świadczyły o tym, że on też się
zdenerwował. Nie byłam tylko pewna, na kogo bardziej. – Ale żebyś jeszcze ty
brał w tym udział? To już jest poniżające i to dla ciebie szczególnie. Nie
potrafisz docenić kobiety, jaką masz przy sobie, ty skończony kretynie.
Najlepiej, gdyby ci naskakiwała i pozbyła się swojego jestestwa, co? Czy ty w ogóle
masz świadomość, że życie się zmienia i trzeba się do niego dostosować?
Pierwszy raz
usłyszałam takie wzburzenia w głosie Billa, co sprawiło, że już kompletnie
wytrąciło mnie z równowagi i przestałam rozumieć, co się działo. To miały być
przyjemne urodziny, dlaczego wszyscy na siebie naskakiwali?
- Nie
przyszedłem tu, byś sobie mógł…
- Jesteś takim
dzieciakiem, Shaun. – przerwał mu Bill, a ja zerknęłam na niego niespokojnie.
Nie widziałam go jeszcze w takim stanie. Zawsze był opanowany do bólu, a teraz…
Spojrzał gdzieś ponad Shaunem i zesztywniał jeszcze bardziej, zagarniając mnie
bliżej siebie. Czułam jego spięcie, jakby było namacalne i zaczęło mnie mdlić od
nerwów, które mnie ogarnęły.
- Nie przyszedłem
tu gawędzić o sobie, Bill, więc daruj sobie te uwagi, bo nie zmienią faktu, że
Marina mnie zostawiła, a nigdzie nie ma Toma. Jak to wytłumaczysz?
- Nie tłumaczę
się za swojego brata. Zejdź mi z drogi. – Bill nagle mnie puścił, aż się
zatoczyłam i, odpychając barkiem Shauna, ruszył w kierunku, w którym wcześniej
utkwił wzrok. Wyjrzałam zdezorientowana do maksimum zza przyjaciela i poczułam gulę w gardle, gdy ujrzałam
krótko ściętego szatyna średniego wzrostu, ubranego całego na czarno, jakby się
chciał zlać z tłem, do którego zmierzał Bill. Szatyn na zmianę patrzył to na
niego, to w naszym kierunku i miałam paskudne poczucie, że gdybym tylko
zobaczyła jego przedramię, znalazłabym ten pieprzony tatuaż. Potarłam ramiona,
czując gęsią skórkę i zrobiło mi się zimno. Ta impreza była jakaś przeklęta.
Bill stanął
obok niego ze skrzyżowanymi rękoma na piersi, pochylił się nad nim i
pożałowałam, że nie mogłam wiedzieć, co miał mu do powiedzenia.
- Nie
wiedziałem, że się znają. – dotarł do mnie zaskoczony głos Shauna i jęknęłam cicho,
gdy mdłości się wzmogły. Mężczyzna machał właśnie w naszą stronę, a gdy
podniosłam głowę, ujrzałam tego kretyna, który tak po prostu mu odmachał, jakby
nie było w tym nic dziwnego. O mój Boże.
- Czy to…
- No znajomy
Dereka. Który właśnie został wyproszony.
Oblał mnie lodowaty
pot i schowałam się za plecami Shauna, jakby miało mnie to przed czymkolwiek
uchronić. Przytknęłam dłoń do ust, chcąc uciszyć mój spazmatyczny oddech i
zadygotałam z zimna, gdy powoli do mnie docierało, co się właśnie stało.
Ogrom wyrzutów
sumienia na tyłach świadomości powiedział mi też, jak bardzo niesprawiedliwe
było to, że niektóre rzeczy były ważniejsze od tego, że Marina uwikłała się w
jakąś chorą sieć kłamstw, a ja nie sprawdzałam się już w roli najlepszej
przyjaciółki.
~~~~~
Cokolwiek ja tu robię z nowym rozdziałem xD
No i co? I co? I co?
OdpowiedzUsuńJestem pierwsza - fuck yeah. Anyway. Jako jedyna chyba zawsze wierzyłam, że do tego wrócisz, bo ta historia jest warta ciągu dalszego. Ja i tak w standardzie jestem ciekawa Mariny i tego co dla niej przygotowałaś. No bo ja nie wierzę w takie zbiegi okoliczności, jaki się tam zadział. Ale patrząc generalnie na wszystko, to śmieszy mnie jak bardzo Shaun jest podobny do T. Tego mojego. Znaczy... Znaczy wiesz o co mi chodzi. I teraz to wszystko jest takie... Nagle wydaje się być znacznie bardziej rzeczywiste, nie sądzisz?
Cieszę się, że tu wróciłaś. I, że my wróciłyśmy.
Kocham Cię jak stąd do czarnej dziury i z powrotem. ��❤️
Czekam na 17, love.
Brawoooooo :) genialny odc brawooo :)
OdpowiedzUsuńHej <3
OdpowiedzUsuńOgólnie muszę Ci powiedzieć, że sama jestem w szoku, iż się tu znalazłam, bo od kiedy przestałam pisać takie opowiadania, raczej ich też nie czytałam. Po przeczytaniu drugiego odcinka nawet skojarzyłam, że już kiedyś miałam w planie przeczytać to opowiadanie :D.
Przestałam czytać "zwykłe" ff, bo jakoś przestał mnie kręcić układ bliźniacy + jakieś panienki.Hm, ale dzięki Tobie... kto wie? Może nawet sama któregoś dnia będę miała chęć napisać coś... normalniejszego niż zwykle :D.
Tym samym cieszę się, że wróciłaś do pisania tego (co dopiero przed chwilą zobaczyłam, ale ciii).
Hm, połknęłam całość od wczoraj, a dziś jeszcze pijana po wczorajszej imprezie dotarłam do najnowszej części.
Muszę przyznać się bez bicia, że trochę ciężko było mi przebrnąć przez pierwsze części, które składały się głównie z monologów myślowych głównej bohaterki i mimowolnie odnoszę wrażenie, że odrobinę przedobrzyłaś z tym, ale doskonale rozumiem Twoją chęć przedstawienia wszystkiego, co działo się w głowie dziewczyny.
Bill jest w Twoim opowiadaniu... zagadką. Podoba mi się taki. Aida ładnie się na niego napaliła. Trochę mi mało Toma, ale coś mi się wydaje, że niedługo to się zmieni ;). Marina też zasłużyła na swojego pomocnika kuchennego ;).
Powiem Ci, że właściwie trochę szkodami Rii, chociaż Tom ma z nią skaranie boskie zapewne, natomiast jestem ciekawa, czy słusznie ;>
No i oczywiście owiany tajemnicą wątek "przeszłości" i tych, którzy śledzą Aidę. W co ta dzierlatka się wpakowała przez Dereka? I kim właściwie ten człowiek jest, że to takie niebezpieczne? Z jakiegoś powodu mam wrażenie, że Bill wie o tej sprawie znacznie więcej niż jej się to podoba i gdyby kiedyś znalazł u niej tę broń... Zastanawiam się, czy byłby zaskoczony.
Jeśli chodzi o stronę bardziej techniczną... :P
Nie wiem, czy zwróciłaś uwagę, ale mnie wydaje się, że jest spora różnica między starymi notkami, a tą nową ;3. W tamtych było sporo chaosu i błędów, aż miałam ochotę zaproponować Ci betowanie (właściwie możesz się do mnie z tym zgłosić, jeśli byś jednak chciała, żeby ktoś zerknął na tekst przed publikacją ^^), no i strasznie uparłaś się na "zreflektowywanie" wszystkiego do tego stopnia, że robiłam głupie miny do telefonu (bo z niego czytałam) za każdym razem, gdy dostrzegałam to słowo xD.
Ale poza tym czyta się gładko i przyjemnie, i nadchodzi ten moment, gdy już nie zajmuję sobie dodatkowo myśli tym, co będzie dalej i do czego to wszystko prowadzi, ale jestem skupiona na tym, co czytam i co niesie każda kolejna linijka. Tak lubię! Gdy musiałam przerwać czytanie przez imprezę potrzebowałam czasu, żeby wrócić na ziemię, więc ogólnie mocne 5+.
Wyższa ocena możliwa do wystawienia jedynie pod warunkiem, że nie porzucisz znowu tej historii i zaserwujesz ją nam do końca! Chcę poznać wszystkie te niespodzianki, które na pewno przygotowałaś już sobie w głowie :). Także życzę weny!
Pozdrawiam cieplutko :)
wracaj kobieto bo świetnie to piszesz <3
OdpowiedzUsuń