piątek, 9 września 2016

16. Coincidences.

Byłam ofiarą samca, przysięgam.
Siedziałam na półokrągłej brązowej, skórzanej kanapie przy okrągłym bladoniebieskim stoliku w restauracji, gdzie wciąż rzucały mi się w oczy wąskie i wysokie kaktusy, które rosły przy ścianie i musiałam uznać siebie za niewyżytą kobietę, która pościła przez wieczność, skoro owe kaktusy kojarzyły mi się z tym, przez co nie mogłam teraz siedzieć. Cholera, bolało! Numerek pod prysznicem był chyba jak gwóźdź do trumny, bo teraz siedziałam sztywno wyprostowana, co chwilę się wiercąc, ale to nic nie dawało, bo i tak napieprzało. Bolała mnie i z tyłu – przez mocne klepanie – i z przodu – to już z oczywistych powodów. Ja byłam niewyżyta? To jaki był Bill?
Bill siedział naprzeciw mnie, jakby wszystko było w jak najlepszym porządku i jakby to wszystko, co zdarzyło się od wczorajszego wieczoru, było czymś naturalnym. Próbowałam o tym nie myśleć, bo w końcu nie doprowadziłoby mnie to do niczego dobrego, ale… Miałam mieszane uczucia, choć nie było mi źle. Przecież ja wciąż nie miałam jego numeru telefonu, bo nigdy się nim nie wymieniliśmy. Wszystko wyglądało tak inaczej...
Zmarszczyłam czoło, gdy przypomniało mi się, że nie skontaktowałam się z Mariną, by jakkolwiek dać jej znak, że żyję. Sięgnęłam po torebkę, porzucając na chwilę naleśniki, do których przyssałam się z burczącym brzuchem i wyciągnęłam z niej telefon. Żadnych nieodebranych połączeń, co przywitałam z ulgą.
„Wszystko w porządku. Jem śniadanie i niedługo chyba wrócę do domu. Mam nadzieję, że nie bawiłaś się źle, a jeśli tak, masz prawo mnie zatłuc, gdy tylko mnie zobaczysz. Xoxo”
Schowałam telefon i podniosłam wzrok na Billa, który uważnie obserwował moje poczynania i zastygłam w bezruchu, nie rozumiejąc, dlaczego doskonale mogłam na nim zauważyć oznaki relaksu i spełnienia. Oblizałam nieświadomie usta, gdy dostrzegłam zaczerwienienie na szyi tuż pod obojczykiem. Nie przypominałam sobie, żebym wcześniej była aż tak aktywna podczas seksu, ale z nim to zdawało się być oczywiste. Chciałam brać czynny udział w dawaniu mu rozkoszy, nie tylko zajmując się tym organem, który lubił to najbardziej. Choć jego mina, gdy mu obciągam, jest bezcenna.
- O czym myślisz? – spytał nagle, upijając sok pomarańczowy, a ja podparłam głowę ręką i uśmiechnęłam się lekko.
- O tym, że lubisz, gdy ci obciągam. – odparłam zgodnie z prawdą i kolejny raz musiałam przyznać, że wcześniej nie byłam aż tak rozbuchana w mówieniu o takich rzeczach. Z drugiej strony chyba mi kiedyś nie wypadało.
Bill zakrztusił się sokiem, a ja uśmiechnęłam się szerzej. Nawet nie patrzyłam, czy ktoś na nas patrzył, co było zaskakujące, bo do wczoraj zawsze sprawdzałam otoczenie. Co ja mogłam na to poradzić? Najwyraźniej lubiłam mówić sprośne rzeczy. Od wczoraj. Albo od zawsze, tylko dopiero zeszłej nocy to odkryłam.
- Jeśli będziesz mówić takie rzeczy… - urwał, znów zanosząc się kaszlem. – znów wrócimy na górę, a ty już ledwo siedzisz.
- I lubię to. – wymamrotałam, powracając do naleśnika, by móc delektować się marmoladą truskawkową w środku. Boże, byłam tak cholernie głodna, że nie mogłam. Musiałam spalić wszystko, co zjadłam w ciągu ostatniego tygodnia, bo czułam się wymęczona i lekka.
- Słucham?
- Mówię, że to lubię. – zerknęłam na niego, nie przerywając krojenia naleśnika. – Lubię to, że mam wyczuwalny dowód, co ze mną zrobiłeś.
Zamrugał oczami, patrząc na mnie tępo i westchnął dokładnie tak jak wczoraj, zanim zabronił mi dotykania go. Tak jakby było mu żal, że musi mnie powstrzymać, kiedy przecież wcale nie musiał. O Boże, znowu zaczęłam myśleć o seksie i właśnie wtedy do mnie dotarło, że dzieliliśmy miedzy sobą coś, co naprawdę było intymne. Nie tylko zaspokajanie potrzeb, ale także poznawanie tego, co sprawiało, że było nam dobrze i co sprawiało, że ujawnialiśmy swoje odczucia. Nigdy wcześniej tak o tym nie myślałam, ale przy nim wszystko zdawało się nabierać nowego znaczenia. I może on tego tak nie odbierał, ale w końcu pozwolił mi siebie eksplorować, a to znaczy, że świadomie zaprosił mnie do siebie. Może to nic nie znaczyło, a może jednak było zupełnie odwrotnie. Fakt był taki, że sprawy między nami pędziły w zawrotnym tempie, a ja nadal nie czułam wyrzutów sumienia, mając idiotyczne poczucie, że tak właśnie miało być. I od teraz to ja miałam wiedzieć, co zrobić, by go podniecić. Nie żadna inna. Ja miałam tę władzę w rękach i to on wiedział, co zrobić, by tę władzę odwrócić przeciw mnie.
- W takim razie to dobrze, że ja lubię zostawiać dowód. – odparł powoli, a ja poczułam, że moje policzki niezbyt uroczo czerwienią się na myśl o tym, co my w nocy wyprawialiśmy, że dzisiaj czułam się aż tak dobita. – Mam nadzieję, że smakują ci naleśniki. Pomyślałem, że skoro je serwujecie, to musisz je lubić. – zmienił temat, a ja skinęłam głową, czując kolejny raz potrzebę, by móc mu gotować jak cholerna kura domowa. Nie miałam pojęcia, dlaczego to było aż tak intensywne, kiedy przy Dereku nigdy tego nie odczuwałam. Kolejny raz zastygłam w bezruchu, gdy nagle przypomniało mi się o tym, że Derek mnie śledził. Poderwałam głowę, by rozejrzeć się po restauracji i gdy w odległym kącie dostrzegłam kelnerkę dolewającą kawy jakiemuś chłopakowi, poczułam niemiły skręt w żołądku. Chciałam się cieszyć tym, co przeżywałam z Billem sam na sam. Nie chciałam, by wiedział o nim Derek, bo… Właściwie to dlaczego nie chciałam, by wiedział? Przynajmniej by wiedział, że potrafię sobie radzić bez niego, a on nie jest mi do niczego potrzebny. Potrafiłam pójść z kimś do łóżka i cieszyć się tym, nie rozpamiętując tego, co było między nami… O Boże, a jeśli właśnie dlatego przespałam się z Billem? Zerknęłam na niego speszona i zrobiło mi się gorąco, gdy uchwyciłam jego spojrzenie. Nie, to zdecydowanie nie było w moim stylu. Nie byłam tą osobą, która bawiła się uczuciami innych, choć w końcu to był tylko seks. Chyba.
- Lubię naleśniki. – wydukałam, nie mogąc znieść jego bacznego wzroku. Pieprzone wrażenie, że wiedział o wszystkim, o czym myślałam.

Wszystko jednak zacierało się, gdy byliśmy razem. A razem byliśmy każdej możliwej nocy. Czasami przyjeżdżał do mnie tuż po zamknięciu sklepu, czasami dobijał się do drzwi w środku nocy i wpadaliśmy do mieszkania, całując się tak, jakbyśmy dopiero wtedy mogli być sobą. W tym, co się kreowało między nami, było coś więcej niż tylko zwykłe pożądanie, tego byłam pewna, bo odbierało mi to zdolność racjonalnego myślenia, gdy był w pobliżu. Nie rozumiałam tego i chyba nie chciałam zrozumieć, bo było mi dobrze. Poznaliśmy swoje nawyki i sekrety na ciele w trybie ekspresowym do tego stopnia, że wiedziałam, gdzie dotykać i jak. Bill wiedział, co zrobić, bym miała wybuchowe orgazmy, od których byłam bliska omdlenia. Z doby na dobę, choć byłam zmęczona, byłam coraz bardziej napędzona do życia i poczułam się tak, jakbym była bliska dosięgnięcia euforii. Zdawałam sobie sprawę, że to była kwestia endorfin wywołanych seksem, ale, cholera, czy to miało znaczenie ? Byłam szczęśliwa. To coś między nami było mniej powierzchowne, niż czyste sypianie ze sobą i w tym czasie czułam, że to było coś, co mi odpowiadało i przywiązałam się do niego na tyle, by móc stwierdzić, że stał się na mnie w jakiś sposób ważny. I tylko to się liczyło, gdy miałam w Damar’s Place ręce pełne roboty.
Wiedziałam, że jak wrócę do domu, nie będę w nim sama chociaż na noc.

Patrzyłam w brązowe tęczówki, w których odbijało się aktualnie rozbawienie zabarwione alkoholem i tysięczny raz miałam to samo beznadziejne poczucie, że nie pasowałam. Jak mogłam nie pasować do kogoś, za kim szalałam, a kto szalał za mną? Nie rozumiałam. Byłam nerwowa i zmęczona, a kiedy widziałam moją przyjaciółkę tak ciasno splecioną z młodszym Kaulitzem, chciałam kucnąć na środku parkietu i rozpłakać się rzewnie. Czułam się jak w klatce, gdy w dłoni miałam od niej klucz. Byłam uzależniona od miłości. Nie od niego, a od tego, co do niego czułam i to przepalało mnie na wylot. Mogłam wyraźnie dostrzec, że tym razem to Aida z dnia na dzień była coraz szczęśliwsza, a ja na odwrót. A on wciąż nic nie widział, tylko robił mi wyrzuty, że nie zależy mi wystarczająco, by znaleźć dla niego czas.
Stałam ponownie w klubie Bootsy Bellows, gdzie wszystko się zaczęło, a gdzie dzisiaj bliźniaki świętowali swoje dwudzieste piąte urodziny i nie mogłam pojąć, dlaczego ja tu byłam, zamiast leżeć pod kołdrą w dresach, bez makijażu i wystylizowanych włosów. Świadomość, że on miał kompletnie gdzieś to, co ja czuję, była jak nieustanna tortura. Już nawet nie miałam pojęcia, czy jeszcze zaistnieje dzień, kiedy nie będziemy się kłócić, zachowując się jak chociaż zwykli przyjaciele. Byłam tak zmęczona…
- Znów nie masz humoru. – blask w jego oczach zniknął bezpowrotnie. Wciąż jednak widziałam alkohol, a to nie prowadziło do niczego dobrego. Ostatnim razem, gdy byłam z nim w klubie bez Aidy, zrobił mi aferę o to, że przystawił się do mnie jakiś idiota. Nie ufał mi. Nie wiedziałam, dlaczego mnie to jeszcze dziwiło. – Tylko pamiętaj, że… - nie czekając, aż skończy mówić, odwróciłam się i ruszyłam w stronę baru, chcąc zniknąć z zasięgu jego słów. Spojrzałam ponuro na Aidę, która całowała się z Billem i zrobiło mi się jeszcze gorzej. Tęskniłam za czasami, gdy byłyśmy sobie bliskie. Teraz tylko wspólnie pracowałyśmy. Wszystko było tak dołujące, że już chyba nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Mogłam do niego nie wracać. Byłam głupia, jestem głupia i chyba taka już pozostanę, czyż nie? Głupio kochająca, głupio pozwalająca się ranić.
- Wódkę. – rzuciłam do barmana, a on uśmiechnął się do mnie, wymuszając na mnie namiastkę marnej poprawy nastroju. Byłam tu z przyjaciółką i facetem, a rzeczywistość była taka, że stałam kompletnie sama, chcąc się upić.
- Czy to nie ironia, że tyle tu facetów, a tylko my mamy jaja, by pić przy barze tak ostentacyjnie? – usłyszałam i drgnęłam, odwracając się do kobiety, której z jakiegoś nieznanego mi powodu wolałam zawsze unikać. Miałam wrażenie, że kiedyś zacznie się na mnie wściekać, że jej facet za często kręci się wśród dwóch innych kobiet. Ria odgarnęła kasztanowe włosy, odsłaniając w pełnej krasie swoją miętową koronkową sukienkę i zmierzyła mnie beznamiętnym wzrokiem. Nie powinno mnie dziwić, że była pijana, a jednak zaczęło mnie zastanawiać, czy był na tej imprezie ktokolwiek, kto nie tknął alkoholu. Sama nie byłam lepsza, ale przynajmniej nie dawałam po sobie poznać, że tknęłam cokolwiek, co buzowało procentami. Ria natomiast wyglądała, jakby piła celowo. Miałam nadzieję, że to nie będzie wspólny mianownik tej znajomości, bo był on dość miernej jakości. Szarpnęłam się, ledwo opanowując impuls, by obejrzeć się za Shaunem. Coraz bardziej chciałam się stąd zabrać i wrócić bezpiecznie do domu. Westchnęłam. Bez Aidy.
- Nie nazwałabym to ironią, a raczej zwykłym, przykrym faktem. – rzuciłam i zacisnęłam zęby, by nie zacząć wylewać z siebie gorzkich żali. Jeszcze tego by brakowało. Po stokroć głupsza niż po prostu głupia.
Jednym haustem opróżniłam kieliszek wódki i skinęłam na barmana, by zapełnił go ponownie. – Czemu siedzisz tu sama? – spytałam, postanawiając uprzejmie rozpocząć konwersację, do której sama nie czułam się przekonana, ale do diabła z tym wszystkim. Jakbym w ogóle była ostatnio przekonana do czegokolwiek.
Ria parsknęła śmiechem i wiedziałam, że nie zwiastowało to niczego dobrego. Kobiety nie parskają śmiechem, gdy pytasz, dlaczego są same. Chyba, że coś je zdenerwowało.
- Widzisz… - zaczęła i stuknąwszy swoim kieliszkiem wódki o mój, wypiła zawartość co do kropelki. Odwróciła się do mnie całym ciałem i wbiła we mnie oczy zwężone w niemal czarne szparki, co dało mi mieszane odczucia na temat jej wyglądu. – Nie ma ludzi idealnych, Marina. Dobrze pamiętam? Nieistotne. Nie ma ludzi idealnych. Ja nie jestem idealna, ty nie jesteś, Aida nie jest, Bill i szczególnie Tom też nie. – pochyliła się w moją stronę, jakby chciała mi sprzedać bezcenną informację, a ja poczułam się niewygodnie w miejscu, w którym się znajdowałam. Chyba nie podobał mi się kierunek, w którym ona zmierzała, niezależnie od tego, co chciała mi wyjawić. – Każdy chowa swoje sekrety przed światem, czyż nie? Nie masz czegoś do ukrycia? – do cholery, czemu, kiedy na nią patrzyłam, wydawało mi się, że zrobiłam jej jakąś krzywdę? – Oczywiście, że masz. A ja znam sekrety, których pewnie nie powinnam znać i ciąży mi to cholernie. Prawda wcale nie wyzwala. Prawda tylko sprawia, że chcesz zamknąć oczy i zasłonić uszy, by już więcej nie wiedzieć.
- Ria, proszę cię, o czym ty mówisz? – przerwałam jej wywód, ledwo nadążając za tym, co mi mówiła. Ona po wódce była zupełnie wyrwana z kontekstu i brzmiała odrobinę zbyt konspiracyjnie, by być przy zdrowych zmysłach.
- Powiedz mi, czy zechciałabyś się podzielić informacją, czego przykrywką jest ta cała pomoc w waszej kuchni? Chciałabyś się przyznać, jak wygląda prawda, którą tak zabawnie tuszujecie?
Zapadła między nami cisza, a ja powoli przyswajałam sobie to, co mi powiedziała i nie mogłam się powstrzymać, by nie zaśmiać się idiotycznie. Ona żartowała, prawda? Szkoda tylko, że nie wyglądała, jakby żarty się jej trzymały. Potrząsnęłam głową niedowierzająco.
- Przepraszam, ale co niby mielibyśmy tam robić? Kopać sekretne wejście do Narnii? Czy o jaką baśniową krainę ci chodzi?
- Chyba nie sądzisz, że jestem tak głupia, by zmyliły mnie te twoje sarkastyczne uwagi? – syknęła Ria, a jej twarz stężała pod wpływem napadu jawnej agresji. – Sądzisz, że nie widzę, jak na niego patrzysz i dlaczego Shaun tak bardzo na ciebie naskakuje, gdy tobie się wydaje, że to kwestia braku czasu? Myślisz, że jestem tak głupia i nie wiem?
Zmarszczyłam czoło, czując napływ adrenaliny i aż zaswędziała mnie dłoń, tak bardzo chciałabym zostawić jej odcisk na twarzy tej chorej kobiety. Nie wierzyłam, że naprawdę mi to powiedziała. Odchrząknęłam, starając się nie robić scen i westchnęłam głośno.
- Teraz przynajmniej się nie dziwię, że siedzisz tu sama. – powiedziałam drżącym od nadmiaru emocji głosu i zsunęłam się ze stołka barowego, opuszczając Rię bez dodatkowych i zbędnych słów. Czy Shaunowi właśnie o to chodziło, czy Ria miała stan zapalny ośrodka nerwowego odpowiadającego za zazdrość? Boże, chyba musiałam ją źle zrozumieć. Chyba musiałam za dużo wypić i przekręcić fakty, bo przecież… Przeczesałam wzrokiem tłum ludzi w poszukiwaniu Toma, ale nie znalazłam go i… No do cholery jasnej, co ja miałam z Tomem wspólnego? Oboje byliśmy w związku, może najwyraźniej nie cieszącymi się zdrowymi relacjami, ale…
Zagryzłam wargę, mając ochotę rozpłakać się rzewnie. Jeszcze takich spekulacji mi zabrakło!...
Ruszyłam raźno w stronę miejsca, gdzie zostawiłam wcześniej Shauna i wcale mnie nie zdziwiło, że wciąż tam stał, popijając drinka, jakby wcale nie mówił mi tych wszystkich przykrych rzeczy i czara na dziś przelała się bezapelacyjnie.
- Teraz ty mi powiedz, czy te żenujące insynuacje Rii, że niby uważasz, że cię zdradzam, to prawda. – wyplułam jadowicie, gdy tylko zauważył mnie ponad swoim alkoholem w szklance. – Powiedz mi. – zażądałam, wbijając mu palca w pierś, a on roześmiał się tylko.
- Dlaczego miałbym tak uważać?
To było stanowczo za dużo. Znałam go na tyle dobrze, że wiedziałam doskonale, jak wyglądały jego zagrywki. Poczułam pieczenie napływających łez i nagle poczułam się taka mała, zagubiona i zmęczona. Potrząsnęłam głową.
- Nie wierzę. – stwierdziłam tylko, odwracając się gwałtownie plecami do niego. Może jednak byłam po stokroć głupsza niż tylko głupia. Może właśnie tak wyglądałam w oczach innych ludzi, tak samo jak w swoich własnych i może nigdy tego nie zmienię.
Shaun nawet mnie nie zatrzymał, gdy dławiąc się płaczem, wypadłam z klubu, ani razu nie odwracając się za siebie.

Czułam jego dłoń na wgłębieniu swoich pleców i pierwszy raz od tylu miesięcy poczułam się w pełni bezpieczna, choć jego postura wcale nie wskazywała na siłę. Znaliśmy się tak krótko, a w ciągu tego czasu przelało się przeze mnie tyle emocji, jakbym dopiero teraz umiała je na nowo odkrywać. Może właśnie tak było i mogłam zamknąć oczy, poczuć ciepło jego ciała i och… Czułam się na właściwym miejscu, gdy chciałam odpocząć. Zapominałam przy nim o całej reszcie tak łatwo, że musiałam się sama upominać, by się otrząsnąć.
- A gdzie jest Marina? – usłyszałam nagle jego zdezorientowany głos, a ja zamrugałam gwałtownie powiekami, odganiając przyjemne refleksje z głowy. Nagłe oburzenie na samą siebie przyszło tak niespodziewanie, że aż zagryzłam wargę i zmarszczyłam czoło. Rozejrzałam się wokół, nie rozumiejąc, dlaczego zupełnie przestałam myśleć o mojej przyjaciółce i westchnęłam przeciągle, czując chyba niezbyt chciane wyrzuty sumienia, które myślałam, że umarły.
- Ja nie… - urwałam, gdy zobaczyłam idącego w naszą stronę Shauna, który wyglądał, jakby był już porządnie wstawiony, co wcale mnie nie pocieszyło. Rozpychał się wśród ludzi, jakby całkowicie zaniknęła w nim kurtuazja, co tylko potwierdzało moje przypuszczenia. – Coś mnie ominęło. – zdążyłam tylko dodać, a Shaun stał przed nami z twarzą wykrzywioną w złości. Chyba nie tak miała wyglądać impreza urodzinowa. Miałam zapomnieć o czekającej mnie papierkowej robocie i o tym, że będę niewyspana w pracy. Och, miałam o tym nie myśleć… Bill zacisnął mocniej dłoń na moich plecach, a ja natychmiast wzięłam się w garść i odchrząknęłam. – Gdzie jest Marina?
Shaun spojrzał na mnie spod uniesionej brwi i wzruszył ramionami.
- A może ja się spytam, gdzie jest Tom, co?
Patrzyliśmy przez chwilę na niego w milczeniu, próbując zrozumieć, co ma jedno z drugim wspólnego, ale chyba nie doszliśmy do żadnych wniosków, bo Bill parsknął śmiechem.
- Tworzysz jakieś konspiracje po pijaku? – spytał, odsuwając mnie od Shauna, jakby stworzył niebezpieczeństwo, a ja poddałam się temu bezsprzecznie.
- Ja nie. Ria owszem, a to tylko potwierdza moje przypuszczenia, że Marina nie jest taką świętoszką, za jaką się podaje.
- Słucham? – wykrztusiłam, nie wierząc własnym uszom. Zrobiło mi się tak gorąco, że aż poczułam wypieki na policzkach. – Czy ty masz właśnie czelność oskarżać Marinę o to, że cię zdradza?
- No a gdzie jest Tom?
- Ria zawsze oskarża go o zdrady, Shaun. – wycedził przez zęby Bill, a jego sztywne palce wbijające się w moją skórę dobitnie świadczyły o tym, że on też się zdenerwował. Nie byłam tylko pewna, na kogo bardziej. – Ale żebyś jeszcze ty brał w tym udział? To już jest poniżające i to dla ciebie szczególnie. Nie potrafisz docenić kobiety, jaką masz przy sobie, ty skończony kretynie. Najlepiej, gdyby ci naskakiwała i pozbyła się swojego jestestwa, co? Czy ty w ogóle masz świadomość, że życie się zmienia i trzeba się do niego dostosować?
Pierwszy raz usłyszałam takie wzburzenia w głosie Billa, co sprawiło, że już kompletnie wytrąciło mnie z równowagi i przestałam rozumieć, co się działo. To miały być przyjemne urodziny, dlaczego wszyscy na siebie naskakiwali?
- Nie przyszedłem tu, byś sobie mógł…
- Jesteś takim dzieciakiem, Shaun. – przerwał mu Bill, a ja zerknęłam na niego niespokojnie. Nie widziałam go jeszcze w takim stanie. Zawsze był opanowany do bólu, a teraz… Spojrzał gdzieś ponad Shaunem i zesztywniał jeszcze bardziej, zagarniając mnie bliżej siebie. Czułam jego spięcie, jakby było namacalne i zaczęło mnie mdlić od nerwów, które mnie ogarnęły.
- Nie przyszedłem tu gawędzić o sobie, Bill, więc daruj sobie te uwagi, bo nie zmienią faktu, że Marina mnie zostawiła, a nigdzie nie ma Toma. Jak to wytłumaczysz?
- Nie tłumaczę się za swojego brata. Zejdź mi z drogi. – Bill nagle mnie puścił, aż się zatoczyłam i, odpychając barkiem Shauna, ruszył w kierunku, w którym wcześniej utkwił wzrok. Wyjrzałam zdezorientowana do maksimum zza przyjaciela i poczułam gulę w gardle, gdy ujrzałam krótko ściętego szatyna średniego wzrostu, ubranego całego na czarno, jakby się chciał zlać z tłem, do którego zmierzał Bill. Szatyn na zmianę patrzył to na niego, to w naszym kierunku i miałam paskudne poczucie, że gdybym tylko zobaczyła jego przedramię, znalazłabym ten pieprzony tatuaż. Potarłam ramiona, czując gęsią skórkę i zrobiło mi się zimno. Ta impreza była jakaś przeklęta.
Bill stanął obok niego ze skrzyżowanymi rękoma na piersi, pochylił się nad nim i pożałowałam, że nie mogłam wiedzieć, co miał mu do powiedzenia.
- Nie wiedziałem, że się znają. – dotarł do mnie zaskoczony głos Shauna i jęknęłam cicho, gdy mdłości się wzmogły. Mężczyzna machał właśnie w naszą stronę, a gdy podniosłam głowę, ujrzałam tego kretyna, który tak po prostu mu odmachał, jakby nie było w tym nic dziwnego. O mój Boże.
- Czy to…
- No znajomy Dereka. Który właśnie został wyproszony.
Oblał mnie lodowaty pot i schowałam się za plecami Shauna, jakby miało mnie to przed czymkolwiek uchronić. Przytknęłam dłoń do ust, chcąc uciszyć mój spazmatyczny oddech i zadygotałam z zimna, gdy powoli do mnie docierało, co się właśnie stało.

Ogrom wyrzutów sumienia na tyłach świadomości powiedział mi też, jak bardzo niesprawiedliwe było to, że niektóre rzeczy były ważniejsze od tego, że Marina uwikłała się w jakąś chorą sieć kłamstw, a ja nie sprawdzałam się już w roli najlepszej przyjaciółki.

~~~~~

Cokolwiek ja tu robię z nowym rozdziałem xD

4 komentarze:

  1. No i co? I co? I co?
    Jestem pierwsza - fuck yeah. Anyway. Jako jedyna chyba zawsze wierzyłam, że do tego wrócisz, bo ta historia jest warta ciągu dalszego. Ja i tak w standardzie jestem ciekawa Mariny i tego co dla niej przygotowałaś. No bo ja nie wierzę w takie zbiegi okoliczności, jaki się tam zadział. Ale patrząc generalnie na wszystko, to śmieszy mnie jak bardzo Shaun jest podobny do T. Tego mojego. Znaczy... Znaczy wiesz o co mi chodzi. I teraz to wszystko jest takie... Nagle wydaje się być znacznie bardziej rzeczywiste, nie sądzisz?
    Cieszę się, że tu wróciłaś. I, że my wróciłyśmy.
    Kocham Cię jak stąd do czarnej dziury i z powrotem. ��❤️
    Czekam na 17, love.

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawoooooo :) genialny odc brawooo :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej <3
    Ogólnie muszę Ci powiedzieć, że sama jestem w szoku, iż się tu znalazłam, bo od kiedy przestałam pisać takie opowiadania, raczej ich też nie czytałam. Po przeczytaniu drugiego odcinka nawet skojarzyłam, że już kiedyś miałam w planie przeczytać to opowiadanie :D.
    Przestałam czytać "zwykłe" ff, bo jakoś przestał mnie kręcić układ bliźniacy + jakieś panienki.Hm, ale dzięki Tobie... kto wie? Może nawet sama któregoś dnia będę miała chęć napisać coś... normalniejszego niż zwykle :D.
    Tym samym cieszę się, że wróciłaś do pisania tego (co dopiero przed chwilą zobaczyłam, ale ciii).
    Hm, połknęłam całość od wczoraj, a dziś jeszcze pijana po wczorajszej imprezie dotarłam do najnowszej części.
    Muszę przyznać się bez bicia, że trochę ciężko było mi przebrnąć przez pierwsze części, które składały się głównie z monologów myślowych głównej bohaterki i mimowolnie odnoszę wrażenie, że odrobinę przedobrzyłaś z tym, ale doskonale rozumiem Twoją chęć przedstawienia wszystkiego, co działo się w głowie dziewczyny.
    Bill jest w Twoim opowiadaniu... zagadką. Podoba mi się taki. Aida ładnie się na niego napaliła. Trochę mi mało Toma, ale coś mi się wydaje, że niedługo to się zmieni ;). Marina też zasłużyła na swojego pomocnika kuchennego ;).
    Powiem Ci, że właściwie trochę szkodami Rii, chociaż Tom ma z nią skaranie boskie zapewne, natomiast jestem ciekawa, czy słusznie ;>
    No i oczywiście owiany tajemnicą wątek "przeszłości" i tych, którzy śledzą Aidę. W co ta dzierlatka się wpakowała przez Dereka? I kim właściwie ten człowiek jest, że to takie niebezpieczne? Z jakiegoś powodu mam wrażenie, że Bill wie o tej sprawie znacznie więcej niż jej się to podoba i gdyby kiedyś znalazł u niej tę broń... Zastanawiam się, czy byłby zaskoczony.
    Jeśli chodzi o stronę bardziej techniczną... :P
    Nie wiem, czy zwróciłaś uwagę, ale mnie wydaje się, że jest spora różnica między starymi notkami, a tą nową ;3. W tamtych było sporo chaosu i błędów, aż miałam ochotę zaproponować Ci betowanie (właściwie możesz się do mnie z tym zgłosić, jeśli byś jednak chciała, żeby ktoś zerknął na tekst przed publikacją ^^), no i strasznie uparłaś się na "zreflektowywanie" wszystkiego do tego stopnia, że robiłam głupie miny do telefonu (bo z niego czytałam) za każdym razem, gdy dostrzegałam to słowo xD.
    Ale poza tym czyta się gładko i przyjemnie, i nadchodzi ten moment, gdy już nie zajmuję sobie dodatkowo myśli tym, co będzie dalej i do czego to wszystko prowadzi, ale jestem skupiona na tym, co czytam i co niesie każda kolejna linijka. Tak lubię! Gdy musiałam przerwać czytanie przez imprezę potrzebowałam czasu, żeby wrócić na ziemię, więc ogólnie mocne 5+.
    Wyższa ocena możliwa do wystawienia jedynie pod warunkiem, że nie porzucisz znowu tej historii i zaserwujesz ją nam do końca! Chcę poznać wszystkie te niespodzianki, które na pewno przygotowałaś już sobie w głowie :). Także życzę weny!
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  4. wracaj kobieto bo świetnie to piszesz <3

    OdpowiedzUsuń