czwartek, 5 czerwca 2014

00. No Better Place Than Veggie Grill.

Jest kilka rzeczy, których nie lubię w swoim bracie. Pierwszą rzeczą jest jego podejście do życia, które może i nawet działa, ale nie na pewno na innych. Mojemu bratu wydaje się, że wszystkie decyzje, jakie podejmuje, są bardziej niż słuszne i że on sam nigdy się nie myli. Bądźmy wszyscy szczerzy – nie ma takiej osoby, która w swoich osądach byłaby nieomylna, bo nikt nie jest żywym przykładem Boga, tak? Tak. Drugą rzeczą jest to, że przyjmuje taktykę odwiedzania siostry o kryptonimie „im mniej domysłu tym lepiej dla niej”, co oczywiście jest bzdurą, a mimo wszystko on potrafi do mnie przyjechać i zabrać mnie na lunch, czy cokolwiek innego albo wtedy, kiedy jestem w pracy, albo wtedy, kiedy jestem równie mocno zajęta. Nie mam w takich momentach ani czasu ani chęci, ale jego to zdaje się nie imać. To jak rzucanie grochem o ścianę, a może nawet i ściana jest bardziej kumata. No i kolejną rzeczą jest jego błoga ignorancja. Żyje sobie w bańce mydlanej, mając innych w miejscu, gdzie jest głęboko i nie dochodzi światło słoneczne. I tak dalej i tak dalej... Byłabym w stanie to znieść tak długo, jak on by zachowywał się w taki swój „jakubowy” sposób z dala ode mnie, ale nie, on musi to wszystko ujawniać dokładnie przed moją twarzą, jakbym ja tylko na to czekała. A prawda jest taka, że nie czekałam. Szczególnie nie dzisiejszego dnia, kiedy miałam wyjątkowo parszywy nastrój i nie miałam ochoty siedzieć nawet na zapleczu Damar’s Place i gapić się na rosnące babeczki.
Nie znosiłam się przebierać w pośpiechu, nie zjadłam nawet śniadania i szczerze powiedziawszy, miałam ochotę rzucić mu sałatką Kale Side prosto w pysk i posypać quinoą te jego jasnobrązowe włosy, zamieszać mu tam trochę i wyjść, nie zapłaciwszy nawet za swoje jedzenie. Po co ja tutaj siedziałam? Ledwo co skończyła się pora lunchu, a on przyszedł do mnie, jakby był zainteresowany faktem, że miałam teraz odrobinę czasu do odetchnięcia, do jakiegokolwiek odpoczynku. On przyszedł i zabrał mi to sprzed nosa tak po prostu na rzecz wegetariańskiego jadłospisu, jakby mnie to miało ucieszyć. Też mi co.
- ...słuchasz mnie. – doleciało do mnie, kiedy tak brodziłam widelcem w talerzu. Nawet nie podniosłam głowy, bo byłam pewna, że najprawdopodobniej gadał coś o rodzinie i znajomych, o których ja nie chciałam faktycznie słuchać.
- Brakuje mi tu czegoś. – oznajmiłam więc, przekładając prawą nogę na lewą, gdy pierwsza zaczęła mnie mrowić. Cholernie obcisłe rurki. Jakim cudem nie pękły mi w nich szwy, to ja nie miałam pojęcia. Wyglądałam tutaj dziwacznie, nie przypominałam nawet kobiety w swoim fachu. Chyba naprawdę nie miałam dzisiaj humoru.
- Znowu się zaczyna. – westchnął tragikomicznie Kuba i kątem oka zobaczyłam, jak rozsiada się na drewnianej ławce. – No dalej, powiedz mi, czego ci tutaj brakuje, panno Znam Się Na Jedzeniu Jak Nikt Inny. – zakpił, a ja posłałam mu litościwe spojrzenie, czując coraz większą potrzebę przyłożenia mu czymkolwiek. Może to był zbliżający się okres? Przecież nasze rozmowy zawsze tak wyglądały, a nigdy wcześniej nie irytował mnie tak jak dzisiaj.
- Mięsa, Kubuś. Przyprowadziłeś mnie do wegetariańskiej restauracji, kiedy ja jestem mięsożerna. – zauważyłam trzeźwo i upiłam łyk soku pomarańczowego. – Nie myśl sobie, że tym razem ja płacę, bo nie mam nastroju na głupie gierki, więc już teraz wybij to sobie z głowy. Nie lubię jedzenia, które nie ma mięsa, okej?
- Co ty jesteś dzisiaj taka drażliwa? – spytał, patrząc na mnie spod uniesionej brwi, a ja wzruszyłam ramionami. – W porządku, nie poruszę tematu rodziców, pasuje? Po prostu spędźmy ten czas jak rodzeństwo, niczego więcej nie wymagam. – z powrotem nachylił się do swojej miski z czymś, czego chyba bym nawet kijem nie tknęła, biorąc pod uwagę, że nie znosiłam przeciwstawnych smaków na jednym talerzu i spojrzał na mnie znacząco. – Nie odbierałaś ode mnie telefonów od prawie miesiąca, więc nie rozumiem, dlaczego byłaś taka zaskoczona moim pojawieniem się.
- Byłam zajęta. – mruknęłam wymijająco. Nie moja wina, że uciekałam od problemów. Taka już byłam, a on powinien o tym doskonale wiedzieć.
- I dlatego nie odpisałaś na mojego SMSa z pytaniem, czy żyjesz, głupim „tak”. – pokiwał głową, a ja wbiłam wzrok w  swój talerz, wyszukując na nim quinoę, jakby to było wspaniałym zajęciem. Ta rozmowa była męcząca. – No dobrze. Więc co u ciebie? – spytał w końcu, a ja kolejny raz wzruszyłam ramionami. Znów upiłam łyk soku i tępo powiodłam wzrokiem za pośladkami klienta Veggie Grill, który zmierzał do stolika ustawionego przy tej samej ławce, na której siedział Kuba, oddalonego od nas o jakieś dziesięć metrów. Pośladki były odziane w ciemne jeansy, a wyższa partia ciała w szarą koszulkę, która mogłaby się zlać z tłem moich rurek. Lubiłam taki styl. Taki, jakby właściciel ubrań miał wszystko gdzieś, jakby przyszedł tylko coś zjeść, nie patrząc na to, kto się na niego gapił w sposób, w jaki ja to robiłam. Tymczasem ja miałam na sobie białą koszulkę, obcisłe szare rurki i klasyczne czarne szpilki, które może nie były tak całkowicie niewygodne, ale nijak się miały do trampek, które miał właściciel tych niezłych pośladków. Mogłabym się zamienić z nim tymi ubraniami, pomijając drobny fakt, że on pewnie nie założyłby szpilek. O rurkach nie wspomnę, bo wyglądał dość szczupło, a ja znowu nie byłam takiej kruchej budowy ciała. Westchnęłam. Powinnam w końcu zainwestować w siłownię, fitness czy cokolwiek. Gdybym tylko jeszcze miała na to czas, a ja każdy wolny dzień przeznaczam na imprezowanie. Nie żebym miała wiele tych wolnych dni. Gdybym jednak miała ich więcej, prawdopodobnie spałabym do południa i o tej godzinie miałabym tak samo niemrawy wyraz twarzy jak ten od pośladków i też bym tak ziewała. Tylko ja nie starałabym się tego ukryć tak, jak on to robi. A może bym to robiła? Pewnie do momentu, kiedy dostałabym kawę. Ale na pewno nie miałabym czapki na głowie. Wolałabym mieć spięte włosy na czubku głowy tak, jak mam to teraz, kiedy jestem poza pracą i już mniej mnie obchodzi, co pomyślą ludzie o osobie, która udaje kobietę biznesu. No i brak mi kolczyków w ustach, nosie... Zaraz.
Potrząsnęłam głową, mrugając oczami, gdy dotarło do mnie, że bezceremonialnie otaksowywałam człowieka, jakby był manekinem na wystawie i to jeszcze zupełnie nie zdawszy sobie sprawę, że on to widział. Niech to szlag!
Oderwałam od niego wzrok, czując, że rumieniec powoli wypełzał na moją twarz i szybko dossałam się do szklanki z sokiem, spoglądając na brata, jakby był moją jedyną deską ratunkową. Boże, czy ja nie wypiłam dzisiaj kawy, że byłam tak nieprzytomna? Co się ze mną działo?
- Wszystko dobrze. – odparłam machinalnie, prawie opluwając się sokiem, jakby wypadło mi z głowy zapamiętanie, że to, co się miało w ustach, należało połykać. – Wszystko dobrze. – powtórzyłam, choć wiedziałam, że tylko się przez to pogrążałam. Kątem oka zerknęłam w stronę mężczyzny i żachnęłam się, gdy zauważyłam, że on wciąż patrzył w moim kierunku. Dopiero po chwili dotarło do mnie, jak szybko biło mi serce i jak bardzo trzęsły mi się dłonie. Cholera, dlaczego musiałam się gapić na faceta w tak idiotyczny sposób, kiedy on był taki przystojny? Gdy już ściągnął tę czapkę, okazało się, że miał blond włosy ścięte po bokach dokładnie tak samo jak Kuba, tylko te na czubku głowy miał dłuższe i rozwichrzone w przeciwieństwie do mojego brata. Z wrażenia aż ścisnęło mnie w dołku i poczułam falę wyjątkowo podekscytowanych motylków w brzuchu. Nie był ogolony, a ja miałam cholerną słabość do mężczyzn z zarostem. Boże, znów się na niego gapiłam! – A co u ciebie? – spytałam Kuby, choć nawet nie byłam pewna, czy on już przypadkiem się nie odezwał. Szum w uszach skutecznie zagłuszał wszystkie dźwięki z zewnątrz. Matko, nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio aż tak zareagowałam na jakiegokolwiek człowieka na tym globie!
- Świetnie, rodzice ciągle chcą mnie wciągnąć do firmy, ale się nie daję. Co prawda zablokowali mi dostęp do pieniędzy, ale... – reszta mi umknęła, bo mężczyzna wyciągnął telefon i zaczął w nim coś szperać, a ja wykorzystałam moment, by mu się bliżej przyjrzeć i gdy tylko udało mi się to zrobić bez jakichkolwiek porównań, rzeczywistość uderzyła mnie jak obuchem.
- Boże, co za żart... – jęknęłam, chwytając szklankę, by wypić duszkiem resztę soku. Bill Kaulitz. Jak mogłam być taka głupia, by nie zorientować się wcześniej? Ten facet był sławny, a ja się na niego lampiłam jak pokręcona fanka, których ma na pęczki, a przecież ja nie byłam z tych! Ja nie byłam z tych, co prosiły o autograf, co robiły zdjęcia ze znanymi osobami, ani nie byłam z tych, które publicznie szacowały facetów!
Skupiłam się z powrotem na Kubie, ale było już za późno. On już się odwrócił w bok i dostrzegł wokalistę, a mi zrobiło się gorąco jak w upalne dni bez klimatyzacji. Byłam za młoda na zawał, niech on nie kombinuje!
- Znasz go? – spytał, a ja natychmiast potrząsnęłam głową.
- Nie, nie znam i nie gap się tak! – syknęłam, czując minimalny powiew ulgi, gdy doszło do mnie, że dzięki temu, że rozmawiamy po polsku, Bill Kaulitz nie zorientuje się, że właśnie go obgadywaliśmy. – On jest znany, nie gap się! – powtórzyłam głośniej, a Kuba posłał mi sceptyczne spojrzenie.
- Dlaczego ci tak odbija? Idź po autograf. – wzruszył ramionami, a ja dosłownie nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
- Nie ma mowy, nie chcę jego autografu, do cholery. – rzuciłam stanowczo, a potrzeba, by go czymś uderzyć, powróciła ze zdwojoną mocą. Czemu miałam to paskudne uczucie, że ten czubek coś zaraz nabroi? – Kuba, skup się. Pytałam, co u ciebie.
- To ty nie mogłaś się skupić od momentu, kiedy ten koleś tu wszedł. – wytknął mi, a mi z zażenowania zakręciło się w głowie. Powinnam stąd wyjść. Natychmiast. – Czasami z tobą gorzej, niż z dzieckiem... – westchnął i skoczyło mi ciśnienie, aż zrobiło mi się jasno przed oczami, gdy wyciągnął ze swojej torby zeszyt i długopis. Szlag, nie! On nie miał zamiaru zrobić to, co mi się zdawało, że ma zamiar zrobić?! – Nie ma za co, siostra. – uśmiechnął się do mnie i wstał, a ja wytrzeszczyłam oczy, czując jak moje policzki pulsują z gorąca, gdy tak po prostu ruszył do stolika Billa Kaulitza, jak gdyby to nie było nic nienormalnego. Nie! O Boże, nie! Czy jemu już całkiem na mózg padło?! Kto mu kazał?!... – Cześć, jestem Jacob, a to jest moja siostra, Aida... – usłyszałam, a brązowe tęczówki swobodnie powędrowały z mojego brata do mnie, aż mnie zemdliło. Nie uśmiechnął się, ale nie wyglądał też na poirytowanego, niemniej jednak nie zamierzałam uczestniczyć w tej farsie ani sekundy dłużej. – Zastanawiałem się, czy miałbyś chwilę, by podpisać się dla niej na kartce... – dodał swoim najbardziej przekonywującym tonem, który gładko wykorzystywał w podbramkowej sytuacji, a ja chwyciłam swój telefon, torebkę i zerwałam się z krzesła tak gwałtownie, że kolanem przyłożyłam w stolik.
- Kurwa mać!... – wycedziłam przez zaciśnięte zęby i licząc każdy krok, by się nie zabić w dwunastocentymetrowych szpilkach w nagłym stresie, wypadłam z Veggie Grill, aż zrobiło mi się słabo, gdy buchnęło we mnie duszne powietrze. Zrobił ze mnie idiotkę! Niech szlag trafi tego sukinsyna! Co ja mu zrobiłam, że co jakiś czas musiał mnie tak upokarzać?! Ha, jeśli myśli, że tym razem tak łatwo mu to wybaczę, to się grubo myli! Po moim trupie!
Zdeterminowana, choć zaczerwieniona i rozdygotana, twardym krokiem wystartowałam do Escalade’a, by zniknąć z tego miejsca i już nigdy więcej się tu nie pojawić. Wiedziałam, że wegetariańskie jedzenie to zło! Wiedziałam!

~~~~
Ps, wybaczcie za niedokończony wygląd bloga, no ale shit happens xD Yyyyy i błąd w nagłówku! xD

Asia - Cokolwiek miałaś na myśli xD
Oliwia - Dziękuję za wpierdol :D Kubuś to chyba bardziej wkurwiający niż wspaniały, ale dobra xD I ej! No odrobinę wyrozumiałości, stoję z pisaniem już długi czas! I nie zjebałaś xD
Ewelina - Mówiłam, że wygląd bloga nie jest dokończony. Wygląda jeszcze trochę yyyyyy nieprofesjonalnie, ale że nie umiem tego naprawić, to tego... xD I cieszę się, że się podobało <3
Sternschnuppe - Biedna Ty, buuu :D A no i gdybym miała dodawać częściej, musiałabym pisać częściej, a nie nadziergałam już nic chyba od ponad dwóch tygodni. I ciągle mam rozjebany laptop także... =.=
Miss Margaret - A chuj wie o co cho o.O I powodzenia z Shelterem xD
Elisa - Mówiłam o kopiowaniu! Może nie Tobie, ale mówiłam, więc słuchaj xD Czcionka się zjebała jak cały blog i jeszcze nie wiadomo o co z tym wszystkim chodzi, więc przez jakiś czas może tak sobie pozostać. Z góry przepraszam. Auto pasuje :P

9 komentarzy:

  1. Fajnie ładnie i wg ale i tak masz wpierdal XD
    W sumie...taki brat jak ma tu ta Aida czy jak jej tam, to jest wspaniały. Taki głupek się wydaje i może dlatego xD
    I do cholery pisz coś częściej a nie raz na tydzień! Przecież. ...nevermind.
    I znowu zjebałam komentarz xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Okej. Już wiesz, ze mi się podobało. Jest... Jest tajemniczo i kompletnie nie mam pomysłu jak mogłoby się to dalej rozwijać, za co mega wielki szacun, kobieto ! Jakuba bym zajebała na jej miejscu i tyle w temacie. Szablon ładnie wyszedł. tylko przejście do komentowania powinno być bardziej widoczne i mniej rozjechane. Z niecierpliwością czekam na jedynkę, buziaki i weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładny wygląd... tylko literki ciutke większe poproszę, bo taka ślepota jak ja nie widzi xD
    Zabiłam bym Kubę na miejscu tej Aidy... Tylko się zapaść pod ziemię i nie wychodzić xD Nic mądrzejszego nie napiszę... Bo eee... zwalmy na to, że nie mogę się przestawić z czasu Amerykańskiego na Europejski XD Tak!
    Swoją drogą dodawaj częściej rozdziały niż w Shelterze ;D Chociażby 2 razy w tygodniu. Co ty na to? :D
    Weny i see you SOON xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem czemu komentarze się rozjechały, ale to nie moja wina. Ja tu tylko grafikę robiłam, która i tak jest spierdolona i tak, bo nie weszło jak należy, więc shit happens.
    Ogólnie jeśli chodzi o Damars, znasz doskonale moje zdanie. I wydaje mi się, że powinnam trochę bardziej ogarnąć szablon. Ale to zrobię jak wrócę do domu.
    Jeśli chodzi o pierwszy to podoba mi się. W ciągu dalszym i raczej to zdanie się nie zmieni. I wiem, że dostałam mailowo całą resztę, ale chyba, żeby wytrwać w komentowaniu będę czytać na blogu. I muszę znaleźć czas na to, żeby nadrobić Sheltera.
    Buziaczki piękna, weny. ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie ma to jak nie widziec swojego komentarza, napisanego wczoraj...
    W kazdym razie, dalej jestem zla o Sheltera.
    Dwa - prosze o wieksza czcionke, bo ledwo widze.
    Trzy - czy ty masz shize na takie dziwne imiona? xD
    No i poczatek malo mi mowi...i auta lepszego sie spodziewalam...
    No i czekam na kolejny odc!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak tylko tu weszłam pomyślałam: zeżarłabym:D
    Co do rozdziału, to zatłukłabym takiego brata, tylko wiochy narobił.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobra, jestem. Nadrabiam.
    I mogę napisać tyle, że jest super! Ciekawie się zapowiada i od razu mogę stwierdzić, że mi się podoba! Zaskoczyłaś mnie tym, że od razu po zakończeniu tamtego opowiadania, wstawiasz nowe. Genialna jesteś.
    Lecę czytać dalej. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Babeczki *.* Hah, rozdział? Świetny! Mega mi się podoba i po prostu brak słów, ej czasem taki brat to skarb, ale faktycznie tu to już przesadził, przecież prosiła. Czytam dalej :3

    OdpowiedzUsuń